Vigilia Pentecostes czyli o zrozumieniu

Miałem szczęście uczestniczyć w liturgii Wigilii Zesłania Ducha Świętego na warszawskich Bielanach. I mam wrażenie, że dzięki temu kilka rzeczy na temat liturgii jako takiej zrozumiałem. Niestety to raczej impresje, żaden ze mnie systematyk...

Może zacznę od tego, że każde uczestnictwo w liturgii tradycyjnej, albo chociaż do niej zbliżonej (jak nasze ośrodkowe wigilie), generalnie pozostawia we mnie wrażenie pogłębionego rozumienia, zagłębiania się w Rozumność. (To bynajmniej nie znaczy, że pozostawia na uboczu inne sfery; trudno mi sobie na przykład wyobrazić głębiej (to kluczowe słowo) emocjonalny śpiew niż chorał, ale wynika to właśnie z tego – że się tak metaforycznie wyrażę – że on w tak doskonały sposób rozumie emocje, że je porządkuje i podporządkowuje Logosowi, że czyni z nich nośnik logoi. Tak w każdym razie postrzegam ten chorał, który znam.) Nie ma to związku z przeżyciem czysto estetycznym (zresztą esteta ze mnie żaden, raczej abnegat), ani z poczuciem uniesienia czy emocjonalnego pobudzenia. Chcąc to jakoś opisać przychodzi mi do głowy tylko – jakże zresztą tradycyjne – określenie: sobria ebrietas, trzeźwe upojenie. Generalnie jednak chodzi o to, że praktycznie zawsze uczestnictwo takie pozostawia mnie z głową pełną – stety-niestety – intuicji dotyczących sensu liturgii. Tak też było i tym razem.

Było ich sporo, ale w tej chwili pamiętam dobrze dwie.

Pierwsza, to zresztą bynajmniej nie oryginalna myśl, że liturgia tradycyjna przez swój obiektywizm formy, który – tak przynajmniej odebrałem tę celebrację (zresztą nie tylko) – aktualizowany przez kapłana staje się aktem miłosnej czci, rzeczywiście otwiera na Boga, w Jego inności a jednocześnie bliskości, daje doświadczenie dostępu do Świętości. Trudno to ująć inaczej niż przez kategorię doświadczenia, która jest obciążona subiektywizmem, jednak znowu nie chodzi mi o jakieś niezwykłe stany, raptusy czy pobudzenia (tfu, tfu). Raczej, jak nazywa to Bernard McGinn, o świadomość obecności Boga, coś obejmującego i rozum i emocje, i umysł i serce, integrujące te sposoby doświadczania i poznania. 

Druga dotyczy chorału i tyleż słynnego, co patrząc przez pryzmat ogólnokościelnej praktyki pustego frazesu, że jest on pierwszym śpiewem Kościoła. Słuchając i czasem próbując nieudolnie włączać się w śpiewy Wigilii uświadomiłem sobie z dużą mocą, że ten śpiew to jest coś, co za pośrednictwem Kościoła i tradycji (tudzież tradycyj) dostaliśmy od Boga niejako w darze. Dlatego kwestia obecności chorału w liturgii, albo raczej liturgii chorałowej nie jest sprawą tylko uznaniowego wyboru muzycznej stylistyki, lecz – że pozwolę sobie na sformułowanie radykalne – ostatecznie być albo nie być muzyki liturgicznej a może nawet samej liturgii. A na pewno ich teologicznej adekwatności, właściwości, logiko-latreiczności czy jak to jeszcze nazwać. Zdanie o chorale jako pierwszym śpiewie Kościoła często rozumie się jako "wzniosłe" prawo przypominające cenną ale praktycznie już martwą i niepotrzebną spuściznę dawnych wieków (niektórzy może dodają tu: "ciemnych" i spluwają przez lewe ramię). Tymczasem ono mówi po prostu o tym, że tak naprawdę nie musimy już szukać jakichś niesamowitych właściwych środków wyrazu dla modlitwy, że wszystko już dostaliśmy, trzeba to po prostu rozpakować. Dopóki tego nie zrobimy będziemy skazani na "wieczny powrót" przesytu i wypalenia…

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.