Wierność

Pewnie to zabrzmi jak narzekanie starca na dzisiejszą młodzież i dzisiejsze czasy, ale trudno. Ilekroć czytam rozmaite dyskusje liturgiczne (sprowadzające się niestety bardzo często do wytykania czyichś błędów), odczuwam tęsknotę za dawnymi (sprzed powiedzmy dwudziestu, trzydziestu lat) liturgistami.

Ci, którzy uczyli mnie liturgii, uczyli jej umiłowania, nie tylko mieli w małym palcu przepisy liturgiczne, ale przede wszystkim wiedzieli, skąd się one biorą i jaki jest ich sens. Wykład liturgiki nie był wyłącznie przedstawieniem przepisów, był raczej przedstawieniem sensu danego obrzędu. Stąd też zdarzało się niekiedy pokazanie, że dany przepis liturgiczny nie jest jedynym możliwym.

Uczono wierności prawu liturgicznemu, ale przede wszystkim uczono wierności liturgii. Wiem, że tworzę w tym momencie przeciwstawienie, które nie powinno mieć miejsca. Ale właśnie tak to było, że nie mówiono o prawie liturgicznym (choć go uczono). Dziś gdy czytam niektóre wypowiedzi, mam wrażenie, że dla niektórych liturgia to przede wszystkim prawo. Czytając takie wypowiedzi (koncentrujące się na żądaniu przestrzegania prawa) aż trudno uwierzyć, że można uczyć wierności przepisom liturgicznym w ogóle nie mówiąc o prawie, że można uczyć po prostu wierności liturgii i jej umiłowaniu.

Z tego, że dawni liturgiści znali nie tylko przepisy ale również sens obrzędu wynikało ich podejście do sytuacji wątpliwych. Gdy nie było wiadomo, jak postąpić w jakiejś nietypowej sytuacji, nie szukali na siłę w przepisach, tylko zastanawiali się, jakie postępowanie lepiej odda sens obrzędu.

Z takiego podejścia wynikała również niekiedy pobłażliwość wobec pewnych literalnych naruszeń przepisów – jeśli nie naruszały one sensu obrzędów. To były bardzo rzadkie sytuacje – bo przede wszystkim uczono wierności liturgii – ale się zdarzały. Na tej zasadzie na przykład dopuszczano znak pokoju przez podanie ręki (gdy nie był on w Polsce formalnie dopuszczony), uznając że oddaje lepiej to, o co chodzi niż sztucznie wymyślone kiwanie głową.

Dziś gdy czytam dyskusje liturgiczne, mam wrażenie że bożkiem jest sam przepis. Myślenie rzadko wykracza poza przepis, rzadko pojawia się zastanowienie, o co tak naprawdę chodzi w danym obrzędzie. Oczywiście – do tego trzeba wiedzy, którą mieli dawni liturgiści, a której brakuje wielu dzisiejszym dyskutantom. Jeśli komuś brakuje wiedzy, to nie pozostaje mu nic innego, jak słuchanie przepisów. Warto jednak by zdawał sobie sprawę, że przepisy nie są wszystkim. Przepisy mogą ulec zmianie. Niekiedy ulegają zmianie pod wpływem formalnie niezgodnej z nimi praktyki – uznaje się, że ta praktyka lepiej oddaje sens danego obrzędu.

Pierwszym impulsem do tego wpisu było wydarzenie jeszcze z Wielkiego Czwartku – obmycie nóg przez papieża Franciszka. Różnie bywa z rozumieniem sensu danego obrzędu – niekiedy rzeczywiście trzeba dużej wiedzy by ten sens znać. Ale obmycie nóg bierze swój początek z samej Ewangelii. Zawsze gdy czytałem Jezusowe wezwanie do wzajemnego obmywanie nóg, traktowałem je jako wezwanie skierowane do wszystkim, w pierwszym rzędzie do mnie samego jako czytającego Ewangelię. I nie uważałem, że jestem wyłączony z obowiązku umywania nóg, ani też że ten obowiązek dotyczy wyłącznie mężczyzn. Z określonych powodów (przede wszystkim uwarunkowań historycznych) przepis liturgiczny akurat użył zwrotu „mężczyźni”. Obmycie nóg kobietom formalnie ten przepis narusza. Ale czy sięgnięcie do samego źródła obrzędu, do sensu wezwania skierowanego przez Pana Jezusa w ogóle zasługuje na krytyczną ocenę? To jest pytanie, co jest rzeczywiście ważne: czy to, do czego wzywał Pan Jezus, czy aktualne przepisy? Jedno z drugim nie powinno być sprzeczne, jednego drugiemu nie powinno się przeciwstawiać. Tutaj jednak mamy taką sytuację, w której sformułowanie Mszału zdaje się dla niektórych przewyższać słowa Jezusa.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Krzysztof Jankowiak

Krzysztof Jankowiak na Liturgia.pl

Mąż i ojciec, od wielu lat w Ruchu Światło-Życie (obecnie w jego gałęzi rodzinnej). Redaktor pisma „Wieczernik”.