Kiedy nadzwyczajne staje się zwyczajne

Działania dyscyplinarne podjęte przez Stolicę Apostolską w zgromadzeniu Franciszkanów Niepokalanej mogą być okazją do rozważenia kilku interesujących kwestii.

Pierwsza rzecz to pewna hermetyczność poszczególnych środowisk związanych z Kościołem. „Religijny internet aż huczy” – napisał pewien bloger. W pierwszej chwili byłem skłonny podzielić to zdanie – z informacją zetknąłem się bowiem poprzez serwis Liturgia.pl, w którym rzeczywiście pojawiło się ileś wpisów, cała masa bardzo emocjonalnych komentarzy. Byłem więc przekonany, że tak jest wszędzie. Tymczasem w innych miejscach tego „religijnego internetu” ku mojemu zaskoczeniu – ani widu ani słychu. Tak naprawdę sprawa mało kogo obeszła, natomiast odbiła się szerokim echem tam, gdzie wypowiadają się zwolennicy liturgii trydenckiej (jednym ze środków dyscyplinarnych jest bowiem ograniczenie możliwości sprawowania tej liturgii). Tam naprawdę huczy – ale warto zdawać sobie sprawę, że dotyczy to ściśle określonych miejsc.

Owe komentarze często świadczą o braku orientacji ich autorów w realiach życia kościelnego. Oto stawia się zarzut, iż odtąd w tym zgromadzeniu będzie „wolno mniej” niż może to uczynić każdy ksiądz. Każdy ksiądz bowiem może odprawić mszę trydencką bez żadnych pozwoleń a tutaj trzeba pozwolenia. Ale na tym przecież polega wprowadzanie środków dyscyplinarnych – że osobom poddanym sankcjom „wolno mniej”. Kiedyś przed laty w jednej z polskich diecezji w odpowiedzi na nadużycia pojawiające się na spotkaniach modlitewnych biskup postanowił, że takie spotkania będą się mogły odbywać tylko w obecności księdza. W efekcie katolikom z tej diecezji było wówczas „wolno mniej”, bo normalnie do tego, by się spotkać na modlitwie obecność księdza nie jest potrzebna. Wprowadzenie sankcji polega więc na jakimś ograniczeniu wolności. Dlaczego wprowadzono akurat takie ograniczenie, nie wiadomo, nie wiadomo również, co w ogóle było przyczyną interwencji.

Bezsensowne jest również w tym kontekście przeciwstawianie papieża Franciszka Benedyktowi XVI. Papież jedynie zatwierdził decyzje podjęte przez kongregację – kongregację obsadzoną całkowicie jeszcze w czasach poprzedniego papieża. Oczywiście – skoro zatwierdził, to z decyzją się zgodził, ale interpretowanie całego wydarzenia, jakby było ono inicjatywą papieża i świadectwem „zmiany kursu” stanowi zwyczajne nadużycie. Trzeba pamiętać, że nie kto inny tylko papież Benedykt XVI przed kilku laty za zbytnie ciągoty tradycjonalistyczne odesłał na emeryturę biskupa nie mającego nawet sześćdziesięciu lat a jego biskupa pomocniczego przeniósł do innej diecezji. Biskup, który na synodzie za Jana Pawła II domagał się, by Komunia św. była wyłącznie na klęcząco, przez Benedykta XVI został odesłany na przymusową emeryturę (nie za samo to żądanie, ale w związku ze swoją postawą wobec liturgii jak najbardziej). Wiadomo też, że Benedykt XVI choć krytykował sposób wprowadzenia reformy liturgicznej (głównie jako kardynał), bynajmniej nie jest takim zwolennikiem dawnej liturgii, jak niektórzy chcieliby to przedstawiać. Wystarczy sobie uświadomić, jak w sprawowanych przez siebie liturgiach czerpał z tego, co reforma liturgiczna wprowadziła, wystarczy też przeczytać jego ostatnie przemówienie (do księży diecezji rzymskiej), w którym z wielkim entuzjazmem mówił o soborze, w tym o konkretnych postulatach odnowy liturgii.

Jak wspomniałem, nie wiadomo co było przyczyną działań dyscyplinujących i dlaczego podjęto takie właśnie działania. Wiadomo natomiast, że po Motu Proprio „Summorum Pontificum” Franciszkanie Niepokalanej postanowili przyjąć formę nadzwyczajną obrządku łacińskiego jako dominującą, a w przypadku sióstr stała się ona formą stosowaną wyłącznie. I to właśnie może być okazją do rozważenia najbardziej dla mnie interesującej kwestii.

Benedykt XVI w „Summorum Pontificum” wprowadził określenia: forma zwyczajna i nadzwyczajna rytu rzymskiego. Jeśli coś jest nadzwyczajne, to raczej nie jest codzienne, nie jest dominujące ilościowo, zdarza się rzadziej niż coś zwyczajnego. Czy więc możliwe jest, by forma nadzwyczajna stała się formą codzienną, jedyną lub prawie jedyną? Formalnie motu proprio nie postawiło tutaj żadnych ograniczeń (nie bardzo sobie wyobrażam, jak w ogóle można by je sformułować), ale czy wprowadzenie formy nadzwyczajnej jako jedynej lub głównej nie wypacza celu tego dokumentu?

Jest taka rzymska paremia: „Summus ius, summa iniuria” –  najściślejsze stosowanie prawa najwyższą niesprawiedliwością. Chodzi o to, że są sytuacje, kiedy ktoś działa formalnie całkowicie zgodnie z przepisami, a jego postępowanie – choć formalnie nie można mu nic zarzucić – w istocie rzeczy jest sprzeczne z celem danego aktu prawnego. Nie zawsze tworząc jakiś akt prawny da się przewidzieć wszystkie możliwe interpretacje i bywa tak, że wszyscy wiedzą, iż ktoś zachowuje się w sposób sprzeczny z tym, o co chodziło, ale formalnie nie ma do czego się przyczepić. Czy sytuacja, w której coś, co ma być nadzwyczajne, staje się tak naprawdę zwyczajne i codzienne, nie jest takim przykładem?

Oczywiście – są wspólnoty, które wyłącznie sprawują dawną liturgię, są to jednak wspólnoty, które dzięki możliwości sprawowania tej liturgii w ogóle wróciły do jedności z Kościołem katolickim. Jest to więc znów jakaś sytuacja nadzwyczajna i nietypowa.

Dla mnie jest to ciekawe pytanie. Byłbym ciekaw rzeczowych argumentów w tej kwestii. Nie ukrywam jednak, że czytając wcześniejsze wpisy i komentarze, jestem tutaj cokolwiek sceptyczny co do możliwości rzeczowej dyskusji na ten temat.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Krzysztof Jankowiak

Krzysztof Jankowiak na Liturgia.pl

Mąż i ojciec, od wielu lat w Ruchu Światło-Życie (obecnie w jego gałęzi rodzinnej). Redaktor pisma „Wieczernik”.