Lament głodnej owcy

Widzę plastikowe, jednorazowe kubeczki, w które włożono Ciebie, Panie i moje serce krwawi… wciąż krwawi… Tam daleko, na podestach, Arcypasterze skaczą ku uciesze gawiedzi a tu, mój Pan, wrzucony niedbale do plastikowych kubeczków, ogołocony i opuszczony przez własnych uczniów, wydany w ręce szafarek.

Jak to się stało, że w obecności swego Namiestnika, mój Pan został tak bardzo poniżony? Czy zabrakło naczyń godnych Jego obecności? Czy zabrakło wyświęconych kapłanów? A może zabrakło troski? Nakazano otaczać Cię czcią, powierzono opiece kapłanów, przecież właśnie przez wzgląd na Twoją, Panie, Obecność wyniesionych do swej godności, których dłonie zostały konsekrowane, by mogły Cię dotykać; odzianych w uroczyste i odświętne szaty, tak by nikt nie miał wątpliwości, że oto nadchodzi On, Zbawca świata, Pan… a tu plastikowe kubeczki a w nich już nie mój Pan, a ciasteczko jedności, wkładane przez pstrokato odziane szafarki do każdych wyciągniętych rąk… Rzeczywistość zamieniana na symbol, symbol zamieniany na dym.

Pogardziliśmy Tobą, wybraliśmy luz zamiast czci i ducha czasów zamiast Twego Ducha. Klimat stał się ważniejszy niż Twoja chwała. Tu już nie chodzi o Ciebie, Panie, ale o to by nam było miło i sympatycznie…

Bo czyż nie jest tak, że otoczyliśmy Cię śmieciami, że każemy Ci mieszkać w prymitywnych bunkrach z dziecięcych koszmarów, które nie wzniosą naszych modlitw do Nieba, ale każą im pełzać w prochu, niezdolnym by wzbić się, przygniecionym ciężarem profanum i ego architekta. Co więcej, w Twoim własnym domu spychamy Cię coraz dalej i coraz głębiej, coraz częściej z pozornej troski wynosząc tabernakulum do bocznych kaplic, zaburzając układ świętej Przestrzeni. Nawet krzyż, ten krzyż, na którym umarłeś byśmy my mogli mieć życie, usunęliśmy z ołtarzy, byśmy się mogli wzajemnie, bez przeszkód, adorować. Modlimy się zatem w pustkę, więc i pustka nam odpowiada… Nie ma już krzyża wnoszącego się na kamieniu fundamentu, nie ma centrum; ruszyliśmy fundament świata, nie bacząc, że w ten sposób możemy wtrącić świat naszej wiary na powrót w nicość…

Panie Jezu Chryste (…), niech (te świece) przez znak Krzyża świętego otrzymają takie błogosławieństwo, żeby ze wszystkich miejsc, gdzie zostaną zapalone lub umieszczone, uchodzili w popłochu i z drżeniem książęta ciemności ze wszystkimi swymi poplecznikami, a nie ważyli się już niepokoić ani dręczyć tych, którzy służą Tobie, Bogu Wszechmogącemu, który żyjesz… (collectio rituum, s. 284-286).

Zaginąłeś nam, zasypany plastikowymi śmieciami. Ofiarujemy Ci rzeczy jakich wstydzilibyśmy się dać najuboższym, bo mówiłyby o naszej dla nich pogardzie. Czy to nie znamienne, że znikł obrzęd poświęcania świec ofiarowanych Tobie? Jak bowiem poświęcać coś, co jest sztuczne i bezduszne, coś co nie służy, nie spala się, nie ofiaruje, co jest tylko atrapą. A Paschał? Jak śmieliśmy ten znak Twojej Ofiary i Twego zmartwychwstania, znak nowego Stworzenia uczynić sztucznym! Jak śmieliśmy zakłamać Twoją ofiarę z chciwości, ze źle rozumianej oszczędności, czy ze zwykłej bezmyślności; my, którzy zarzekamy się, że oddamy życie za Ciebie, w rzeczywistości nie upuścimy dla Ciebie nawet ani jednej kropli wosku…

Dałeś nam siebie, a my zamiast paść na kolana i otoczyć czcią traktujemy Cię z nonszalancją jak naszą własność. Jak coś, co się nam słusznie należy. Kto jeszcze przyklęka przyjmując Cię? Przez ten prosty i jasny gest uznając, że jesteś jego Panem? Jego Władcą? Właśni pasterze zabronili okazywać należnej Ci czci. Właśni pasterze uczą nas lekceważenia Ciebie swoją niedbałością. Uczą nas wygody. Ilu z nas widziało ich klęczących przed Tobą, powierzających się Tobie dzień po dniu, dobrowolnie, z potrzeby serca? Nie liczących czasu jaki poświęcają Tobie przez Święte Obrzędy? Praktyczność postawili przed Tobą. Ale to nie praktyczność i wygodna nas zbawia. Ty nas zbawiasz.

Czuję więc, jakby część twoich pasterzy zdradziła Cię, Panie. Poniżyła, upokorzyła, obdarła z szat i rzuciła w błoto pod stopy przechodniów. Zajęci życiem tego świata, duchem tego świata – więc Twoje życie – to najbardziej ukryte i bezbronne – w sakramencie Eucharystii – już nie obchodzi ich tak bardzo. Ich usta są pełne Ciebie, ale ich serca są puste. Mają teraz nowego ducha, ducha czasów, ducha przemian, więc Twój Duch, Panie, Duch Uświęcenia i Ofiary, Duch czci i posłuszeństwa musi mu ustąpić.

Z Twojej nauki wyciągnięto tylko jedno słowo – miłość. Ale ta miłość jest pusta jeśli nie stoi za nią troska i odpowiedzialność za wychowanie naszych dzieci, za czystość nauki, za kształt świata. Jeśli usprawiedliwia się nią każde zło, każdy występek, każdą bezmyślność i wyuzdanie. Jeśli nie stoi za nią świadomość upadku, który ciągle próbuje wgryźć się w duszę człowieka i splugawić wszystko co czyste i święte.

Dlatego nie czyń Panie dla nas cudów, niech Twoje Hostie nie spływają krwią by przekonać nas o Twojej Obecności. Nie jesteśmy tego godni. Nie uklękniemy przed Tajemnicą. Nie uszanujemy daru. Jedyne co potrafimy, to zrobić sobie z nią zdjęcie i rozesłać znajomym…

Ale miej nad nami miłosierdzie, Panie. Naucz nas na nowo adoracji, naucz zginania kolan przed Tobą i życia dla Ciebie, ofiarowania się dla Ciebie… Bo jeśli Ciebie utracimy, cóż nam zostanie – tylko słowa, a słowa, nawet Twoje Słowa, umiemy zmieniać wedle własnej woli…

Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych! A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny. 1 Kor 4,1-2

A wy, nasi Pasterze, nie odbierajcie nam tego! Nie zabraniajcie nam czcić naszego Pana! Pozwólcie nam klękać przed naszym Panem, w ciszy i adoracji, uczcie nas tego swoją postawą. Nauczcie nas na nowo szanować ten wielki dar Obecności, Najświętszej i Największej Tajemnicy, dar z którego wypływa i wasza kapłańska godność. Nie szukajcie ciągle nowych dróg, nowych ewangelizacji, ale zawróćcie do źródła, a my podążymy za wami, bo wiedzie nas to samo pragnienie, ta sama tęsknota i tylko On – utajony w swojej Obecności – może ją ukoić. Nie spłaszczajcie tego Daru, nie rozmydlajcie, nie profanujcie bezmyślnością, wesołkowatością i bylejakością. A kiedy przystępujemy do Komunii, nie mówcie o procesjach zbawionych – jeszcze jesteśmy na tym świecie, odkupieni ale grzesznicy. W procesji weźmiemy Go i przejdziemy mimo… A przyklęknięcie zatrzyma nas przed Nim, choć na chwilę – wystarczającą by się nawrócić, by odkryć, że upadamy. Ale upadamy przed Nim. I to On nas podnosi.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Agnieszka Myszewska-Dekert

Agnieszka Myszewska-Dekert na Liturgia.pl

Matka pięciorga dzieci. Z wykształcenia pedagog rodziny i katecheta. Pisze artykuły, tworzy opowieści a także chrześcijańskie midrasze. Zafascynowana Pismem Świętym jako żywym Słowem i Przestrzenią w której "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", stara się Je coraz bardziej poznawać i zgłębiać. Publikowała w kwartalniku eSPe i miesięczniku List. Autorka książek: "Modlitwa - nieustanna wymiana miłości" (Kraków, 2001) oraz "Cynamon i Marianna. Baśń inicjacyjna" (Kraków 2015).