Oszukany ksiądz i znikający chrzestni

W tym wpisie łączę dwie sprawy wprawdzie różne, ale mające wspólny mianownik. Pierwsza sprawa to twitterowy dialog ks. Daniela Wachowiaka i o. Grzegorza Kramera SJ sprzed kilku dni, a druga to wiadomości z Włoch o rezygnowaniu przez coraz więcej diecezji z instytucji rodziców chrzestnych.

Aktywny w mediach społecznościowych ks. Daniel Wachowiak napisał niedawno na Twitterze tak:

Czuję się oszukany przez Kościół. Przez bierzmowanych, których od przyjęcia sakramentu nie ma w kościele. Przez rodziców dzieci I Komunijnych, którzy po jednorazowym przyjęciu Komunii nie wracają po sakramenty. Przez chrzestnych, którzy poprawili swoją duchowość na chwilę.

Jak łatwo zgadnąć, wpis wywołał lawinę komentarzy. Jezuita o. Grzegorz Kramer skwitował wpis ks. Wachowiaka lapidarnie: I ani słowa o tym, dlaczego tak się dzieje.

Podpisuję się obiema rękami pod odpowiedzią o. Kramera. Nie znam osobiście ks. Wachowiaka (o. Kramera zresztą też nie), wiele jego wcześniejszych twitterowych wpisów bardzo mi się podobało, na pewno jest Bożym człowiekiem i gorliwym kapłanem, ale ten wpis według mnie fatalny, chyba że to miała być prowokacja i wsadzenie kija w mrowisko. Problem jest prawdziwy, ale reakcja, moim skromnym zdaniem, najgorsza z możliwych. To zabrzmiało jak rzucenie ciężkiego oskarżenia i jak obrażenie się na rzeczywistość bez próby jej zrozumienia, co słusznie wytknął o. Kramer. Wiem, że media społecznościowe rządzą się swoimi prawami, wpisy muszą być chwytliwe i drapieżne, ale mimo wszystko.

Polecam na youtube bardzo ciekawą i twórczą rozmowę o Kościele między Tomaszem Samołykiem a Tomaszem Terlikowskim, gdzie jest mowa o wielu ważnych sprawach, także o przyczynach laicyzacji. Rozmowa jest długa (2 godziny), ale warto jej posłuchać, choćby na raty. Nie trzeba się zgadzać z każdym wnioskiem, ale problemy są postawione jasno i odważnie.

Ze swej strony powiem, że jedną z przyczyn tych zjawisk, które wskazał ks. Wachowiak (oczywiście nie jedyną!), jest słabość naszej obecnej praktyki chrzcielnej. Za jakiś czas powinien się ukazać w jednym z katolickich periodyków mój artykuł na temat praktyki chrztu małych dzieci. Nie będę tu go streszczał, powiem tylko, że jestem głęboko przekonany, że stoimy wobec konieczności gruntownego przemyślenia naszej praktyki chrzcielnej. Chrzcimy hurtowo i bezkrytycznie wszystkie zgłaszane dzieci, jakbyśmy zakładali, że żyjemy w świecie chrześcijańskim, a skoro rodzina prosi o chrzest dziecka, to na pewno stworzy mu środowisko wiary. I w efekcie stale rośnie „Kościół pogan, którzy jeszcze nazywają się chrześcijanami”, o czym pisał swego czasu Joseph Ratzinger i owoce są m.in. takie jak te opisane przez ks. Daniela. Ale nie ma sensu mieć pretensji ani do rodziców ani do chrzestnych ani do bierzmowanych, którzy być może sami nie mieli nigdy dotąd szansy dojścia do wiary dojrzałej i są również ofiarami tej sytuacji. Co więc robić? Nie ma cudownego sposobu, który zadziała szybko, ale strategicznie trzeba myśleć o duszpasterstwie nastawionym na ewangelizację dorosłych (a nie tylko na sakramentalizowanie) i o jakiejś formie quasi-katechumenatu rodziców i chrzestnych przed chrztem dziecka, takie próby już są w różnych krajach.

I teraz drugi wątek. Coraz więcej włoskich diecezji rezygnuje z rodziców chrzestnych. Oczywiście ma to pewien kontekst społeczny specyficznie włoski (powiązania mafijne), ale to nie tylko to. Jest to wyciągnięcie wniosku z faktu, że instytucja rodziców chrzestnych w dużej mierze stała się fikcją. Wybiera się rodziców chrzestnych, bo taka jest tradycja, wybiera się więc lubiane osoby z grona rodziny czy przyjaciół, ale czy wybiera się rzeczywiście osoby, które wobec dziecka mogą być świadkami wiary i uczestniczyć w wychowaniu go w wierze? Bądźmy szczerzy, rzadko tak jest. Dlatego w żaden sposób nie oburzają mnie te decyzje włoskich biskupów, bo one są znakiem pewnego urealnienia. Zresztą prawo kanoniczne nie obliguje w sposób bezwzględny do obecności rodziców chrzestnych, to nie jest wymóg do ważności chrztu. Oczywiście jeśli wszystko miałoby się skończyć na tej jednej decyzji, to jeszcze nic konstruktywnego z tego nie wynika. Ale jeśliby to miała być część jakiejś głębszej reformy duszpasterstwa chrzcielnego, to już co innego. Żeby było jasne, nie jestem za tym, żeby owczym pędem naśladować ten włoski przykład, ale oby zadziałał on jako impuls do głębszej refleksji nad naszą praktyką chrztu.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....