Nie ma Komunii bez jedności
O przyjmowaniu Komunii na rękę, przeroście formy nad treścią i burzeniu jedności Kościoła mówi o. Dominik Jurczak OP w rozmowie z Jackiem Dziedziną dla Gościa Niedzielnego.
Jacek Dziedzina: Spór o sposób przyjmowania Komunii Świętej przerodził się w małą wojnę domową. Jest o co kruszyć kopie?
O. Dominik Jurczak OP: Ten spór jest wyrazem skrajnego indywidualizmu. Próbujemy forsować swoje rozwiązania i jesteśmy przekonani, że tylko „nasza” forma jest właściwa. Komunię lubimy traktować indywidualistycznie, tak naprawdę odłączając ją od tego, czym jest Eucharystia. Jednym z owoców Eucharystii natomiast jest bycie w komunii. Warto pamiętać, że Komunia to nie tylko przyjęcie konsekrowanego chleba, by przemienić siebie, ale to również budowanie Ciała Chrystusa, którym jest Kościół.
W tej orkiestrze jednak każdy chce być solistą. To widać nawet w tym, jak szukamy wolnego miejsca w kościelnych ławach: byle nie „za blisko” innych wiernych. I nie chodzi o „dystans społeczny” czasu pandemii.
To także wynika z braku rozumienia Eucharystii, o jakie od lat upomina się teologia, zwłaszcza po Soborze Watykańskim II. Prawdę powiedziawszy, jednym z powodów, dla którego jeszcze przed soborem zajęto się tematem liturgii, była próba odejścia od indywidualistycznej optyki, skupionej przede wszystkim na własnej pobożności. Nie dlatego, by pobożność była sama w sobie zła, ale dlatego, że liturgia to coś więcej, nie tylko sprawa księdza czy pobożności – tego, co dzieje się między mną a Jezusem. Liturgia to dzieło całego Kościoła, i w pierwszym rzędzie dotyczy to Eucharystii. Oczywiście trzeba uważać, by tego pięknego obrazu nie zbanalizować, by bezrozumnie nie wpaść w drugą skrajność i indywidualnej pobożności nie zastąpić miłym trzymaniem się za ręce czy sympatycznymi przyśpiewkami. Wspólnota modlącego się Kościoła to coś znacznie więcej.
Przeciwnicy udzielania Komunii na rękę lubią powtarzać, że do soboru było pobożnie i godnie, Komunii udzielano tylko do ust, ale sobór postawił wszystko na głowie.
Na soborze w ogóle nie zajmowano się kwestią tego, czy udzielać Komunii św. do ust czy na rękę. Nie jest też prawdą, że z powodu Komunii na rękę liturgia po Soborze Watykańskim II zaczęła ulegać erozji. To byłoby zbyt proste, choć może nawet brzmieć przekonująco. Lubimy proste odpowiedzi, bo dają nam szybko poczucie, że właściwie opisują przemiany; niestety, zrzucają one z nas także konieczność głębszej refleksji. Przez 900 lat Komunia była udzielana na stojąco i na rękę, choć przyjmowano ją w inny sposób niż my dzisiaj. Chrześcijanie z pierwszego tysiąclecia zapewne by się zdziwili, patrząc, w jaki sposób my przyjmujemy Komunię na rękę. Ta zmienność form na przestrzeni historii pokazuje, że to nie ona była najważniejsza, choć nie była zupełnie bez znaczenia. Zmieniająca się forma miała służyć temu, żeby lepiej wejść w celebrację Eucharystii. My tymczasem skupiamy się na formie, zapominamy, czym Komunia tak naprawdę jest, że nie ma Komunii bez Eucharystii.
Chrześcijanie w pierwszych wiekach nie toczyli takich sporów o formę jak my dzisiaj?
Oni toczyli spory o rozumienie Eucharystii, nie o formę przystępowania do Komunii. Forma, jak powiedziałem, się zmieniała, dlatego, że po prostu człowiek się zmieniał, jego wrażliwość i duchowość się zmieniały. Na przykład na pewnym etapie zaczęto rezygnować z przystępowania do Komunii częstszego niż kilka razy w roku. Bano się, że ona spowszednieje, stanie się przyzwyczajeniem, bezmyślnym rytuałem. Od ponad 150 lat jest inaczej: papieże zachęcają nas do częstej Komunii, pokazując, że może mieć to przełożenie na życie duchowe. W pierwszych wiekach nie było też tylu kościołów, nie wspominając, że nie odprawiano Mszy codziennie. Ale nie trzeba sięgać aż tak daleko. Wystarczy popytać starszych, którzy na pewno pamiętają, że Msza niedzielna to „suma”, odprawiana tylko do południa. Dziś mamy nieograniczony dostęp do Eucharystii, także wieczornych. To również zmienia nasze podejście i nastawienie do Komunii.
Święty Cyryl, tłumacząc w IV wieku przyjmowanie Komunii na rękę, pisał o budowaniu w ten sposób tronu, który jest zarazem krzyżem. To było dorabianie pięknej teologii do pewnych praktyk czy też praktyka rodziła się z teologii?
To pięknie pokazuje, że teologia w tamtym czasie była na świetnym poziomie. Ówcześni chrześcijanie, odwołując się do obowiązującej formy, byli w stanie pokazać jej sens teologiczny, pokazać horyzont. Jednym z obecnych problemów jest to, że nasza teologia jest banalna, by nie powiedzieć prymitywna. Spieramy się o to, czy Komunia na rękę, czy do ust, bo nie umiemy zarysować teologicznej perspektywy; być może nie doświadczamy, że to ma sens. Wówczas zaczyna się przepychanka i sięganie do przeszłości: jedni do tego, co przed Soborem Watykańskim II, inni do czasów św. Cyryla. Dodajmy przy okazji, że gdy w IV wieku przyjmowano Komunię na rękę, to nie wyglądało to tak jak dzisiaj: my Hostię bierzemy palcami i wkładamy do ust, oni przyjmowali ją bezpośrednio z ręki.
Czyli jeszcze większa „profanacja” z punktu widzenia dzisiejszych przeciwników tej formy.
Nazywanie takiego sposobu profanacją jest nie tylko nadużyciem, ale sianiem zamętu czy nawet wprowadzaniem w błąd. Na Komunię na rękę zgodził się Kościół. Komu Chrystus powierzył sprawowanie sakramentów? Kościołowi, a nie mniej lub bardziej oświeconym jednostkom. Do Kościoła zatem należy decyzja odnośnie do formy Komunii. Może mi się to podobać lub nie, jedna może być mi bliższa niż druga, ale to jeszcze nie powód, by siać zamęt. To, co jest charakterystyczne dla tego sporu, to ignorancja i ideologiczne przeciąganie liny: ci, którzy mówią, że przyjmowanie na rękę jest uzasadnione tym, że tak było w pierwszym tysiącleciu, jak widzieliśmy, nie mają racji. Tak samo nie mają jej ci, którzy twierdzą, że najwłaściwszą i jedyną formą jest Komunia do ust i na kolanach. Obie strony sporu poruszają się na niewłaściwej płaszczyźnie, zapominając o sensie Komunii. Ona ma budować jedność w Kościele, a nie powodować podziały. Ma budować jedność w sposób rzeczywisty, a nie tylko symboliczny.
Jednym z argumentów przeciwników Komunii na rękę jest przekonanie, że narażamy ją w ten sposób na świadomą profanację.
Prawdą jest, że przyjmując na rękę, łatwiej o profanację Najświętszego Sakramentu. Z tego powodu obecnie w Watykanie, podczas Mszy z papieżem, zasadniczo nie udziela się Komunii na rękę: nie dlatego, że papież jest przeciwny, ale dlatego, że przy tak dużych celebracjach nie bardzo wiemy, kto przystępuje do Komunii. Taka wspólnota eucharystyczna jest inna od parafialnej; często są to przypadkowi turyści. Istnieje więc niebezpieczeństwo, że ktoś przypadkowy weźmie Komunię i potraktuje ją jak pamiątkę z Rzymu. W tym sensie forma na rękę może ułatwić profanację, ale to nie jest problem polskich parafii. W naszych kościołach raczej nikt nie przychodzi z intencją sprofanowania Najświętszego Sakramentu.
Jest jeszcze argument „profanacji nieświadomej” – okruchy konsekrowanej Hostii zostają na rękach, spadają na ziemię…
Do profanacji potrzeba świadomości. Nie chodzi więc o to, żeby lekceważyć okruchy, ale trzeba uważać, by nie popaść w skrupulanctwo. Ktoś, kto żyje Eucharystią, rozwija wrażliwość. Ona istniała też przez wszystkie wieki chrześcijaństwa.
Tradycjonaliści odpowiedzą, że to również wina soboru, bo wcześniej do czasu puryfikacji ksiądz musiał trzymać palce złączone, co miało uchronić przed upadkiem cząsteczek.
Jak mówiłem wcześniej, warto dopytać, do którego soboru. Nie zawsze celebrans miał złączone palce. Takie gesty zrodziły się w konkretnym czasie i kontekście. Nie chodzi o to, żeby być niewrażliwym, bo dotykamy Ciała Pańskiego, ale nie można być nadwrażliwym, żeby forma nie stała się celem samym w sobie.
Wybór chleba, a nie mniej kruchego „materiału”, to świadome ryzyko Boga?
To naturalna konsekwencja tego, że Chrystus powierzył sakramenty Kościołowi. W tym sensie Chrystus ryzykował. Ten sam Kościół mówi dzisiaj: Komunia do ust i na rękę to dwie dozwolone formy, więc nie muszę mieć wątpliwości co do ich godności. Może być mi bliżej do jednej formy, a do innej dalej, lecz nie wolno mi twierdzić, że jedna z nich jest profanacją. W tym sporze doszliśmy do ściany, zaczęliśmy prowadzić wojny liturgiczne, czyli coś, co jest sprzeczne z naturą liturgii i Eucharystii.
Może wynika to z tego, że jeszcze ludziom zależy, jeszcze o coś chodzi, że pobożność eucharystyczna jest dla ludzi ważna.
Oczywiście, ale w przejmowaniu się sprawami ważnymi nie możemy zapominać, że pobożność eucharystyczna wypływa z Eucharystii, a ona jest źródłem jedności Kościoła. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę zaostrzać jakieś normy, ale by pogłębiać doświadczenie Eucharystii. Jednym z jej owoców jest jedność. W czasie Mszy prosimy o Ducha Świętego, by przemienił dary, chleb i wino, ale też prosimy, żeby uczynił nas Kościołem. Komunia zatem to nie jest tylko mój kontakt z Jezusem, ale również kontakt z moim bratem i moją siostrą, którzy stoją obok mnie, w których mam odkryć Jezusa. I to nawet wtedy, kiedy przystępują do Komunii w inny sposób niż ja. Ile razy w ciągu Mszy Świętej pojawiają się modlitwy o jedność Kościoła? To nie przypadek. Takiej perspektywy ogromnie nam brakuje, także w naszym podzielonym chrześcijańskim społeczeństwie: nie umiemy być ze sobą nawet wtedy, gdy różnimy się politycznie. Jako ochrzczeni mamy stanowić jedno ciało, Ciało Chrystusa, czyli Kościół. I tu rodzi się prawdziwa duchowość i pobożność eucharystyczna.
Wywiad ukazał się w „Gościu Niedzielnym” nr 42/2020.
Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.
Zobacz także
-
Komunia na rękę w tradycji Kościoła
Sporo ostatnio zamieszania wokół Eucharystii. W czasie pandemii dyskusje wyłącznie się nasiliły. To szansa, aby ją... więcej
-
Kordoba: Biskup pozwolił na wydawanie wiernym konsekrowanych...
Ordynariusz hiszpańskiej Kordoby biskup Demetrio Fernandez zezwolił księżom swojej diecezji na wydawanie konsekrowanych hostii rodzinom... więcej
-
Instruktaż dla dzieci jak sprofanować Najświętszy Sakrament
Być może każdy już wie o co chodzi, bo o sprawie robi się głośno, ale... więcej
-
29 lis
Wrocław: Warsztaty Muzyczno-Liturgiczne + Rekolekcje na początku Adwentu
Dominikanie we Wrocławiu i Schola OP po raz kolejny organizują… więcej
Dominik Jurczak OP
dominikanin, wicedyrektor "Ecclesia orans", wykładowca w Papieskim Instytucie Liturgicznym „Anselmianum” oraz na Papieskim Uniwersytecie „Angelicum” w Rzymie, przewodniczący Międzynarodowej Komisji Liturgicznej Zakonu Kaznodziejskiego, członek Komisji ds. Liturgii i Duszpasterstwa Liturgicznego Archidiecezji Krakowskiej, dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego w latach 2016-2019.