Kult eucharystyczny w Polsce XVII i XVIII wieku
Epoka baroku przyniosła ze sobą nową pobożność: bardziej osobistą i sensualną, a przejawiającą się równocześnie poprzez patos, wystawność, demonstracyjność i teatralizację.
Duchowni katoliccy pragnęli zachęcić wiernych do wiary rzymskiej poprzez bogactwo rytuału, różnorodność form liturgicznych i paraliturgicznych oraz przepych kościołów. Dzięki temu lud miał dostrzegać wielkość i potęgę Kościoła, kontrastującą z ubóstwem obrzędów i rozbiciem denominacyjnym u protestantów. Na gruncie polskim do praktyk religijnych wkradły się również elementy sarmackie, uwypuklające wystawność i ostentacyjność, choć niejednokrotnie motywowane autentyczną żarliwością. W tym kluczu należy również przyjrzeć się rozwojowi nowożytnej pietas eucharistica.
W pierwszym rzędzie należy pochylić się nad samą Mszą św. Eucharystia była uroczystością, w której czynną rolę odgrywali jedynie kapłan i ewentualnie asysta. Mszę postrzegano przede wszystkim jako Ofiarę pochwalną, dziękczynną i zadośćczyniącą oraz patrzono na nią głównie pod kątem widzenia realnej obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina. „Lud uznawał jednak w Przenajświętszym Sakramencie nie tylko obecność Króla Królów, lecz także obecność Boga, który stał się człowiekiem i któremu przez odszczepieństwo okazano tyle niewdzięczności” (H. Tüchle). Jak zauważył W. Schenk, skupienie się na wymiarze ofiarnym i wierze w transsubstancjację doprowadziło do pominięcia aspektu społecznego Eucharystii. Reformat Florian Jaroszewicz (†1771) w dziele Matka Świętych, Polska pozostawił ciekawe opisy ówczesnego przeżywania Mszy przez kapłanów i wiernych. Duchowni poprzedzali odprawianie Eucharystii długimi modlitwami, postami (niekiedy we włosiennicy), a czasami także powstrzymywaniem się od rozmów. W czasie celebracji rozpamiętywali Mękę Pańską, co zewnętrznie przejawiało się poprzez łzy. Ks. Jakub z Przyrowa (†1659) płakał tak obficie, że „często korporał bywał łzami jego skropiony”, ks. Jakub Ruszkowicz (†1652) „zawsze się na Mszy św. upłakał serdecznie”, ale za to potrafił uprosić pociechę dla tych, w których intencji się modlił. Za prawdziwy zaszczyt uważano asystowanie do Mszy; o głębokim pragnieniu służby może świadczyć choćby przypadek Agnieszki Mikuliczówny (†1710), która stała przy ołtarzu w męskim przebraniu jako Piotr Mikulicz, a w końcu została karmelitanką. W XVII i XVIII w. praktyka codziennego słuchania Mszy była szeroko rozpowszechniona; zdarzało się, że niektórzy powtarzali ją nawet 2 lub 3 razy na klęcząco.
Za jeden z najważniejszych obrzędów Eucharystii uznawano podniesienie. O. Mikołaj Łęczycki (†1652) nim został kapłanem, specjalnie zajmował takie miejsce w kościele, „z którego by mógł Najśw. Hostię widzieć”. Często w czasie przeistoczenia wierni składali akty pobożności, jednocząc swoją ofiarę z ofiarą Chrystusa, np. Krystyna Potocka (†1699) podczas podniesienia odnawiała trzy złożone przez siebie śluby. Niezwykle intensywnie przeżywano sam moment przyjmowania Komunii. Jaroszewicz opisuje, że wspominany przed chwilą o. Łęczycki
Mszą św. odprawując na twarzy prawie gorzał, po poświęceniu Hostii z radości prawie wyskakiwał. Przygrubszych Hostii zażywał i wina hojniej w kielich nalewał, aby się dłużej mógł cieszyć z Chrystusem pod przypadłościami trwającym.
Komunię przyjmowano na klęcząco przy stopniach ołtarza; według Jaroszewicza czasami zdarzało się, że po przyjęciu Ciała Pańskiego wierni doświadczali przeżyć mistycznych (głos Chrystusa miał słyszeć np. ks. Piotr Skarga).
Pochylając się nad tematem przyjmowania Komunii w czasach nowożytnych, warto zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko. Pomimo tego, że na przekór protestantom podkreślano ofiarniczy wymiar Eucharystii, to samo przyjmowanie Ciała Pańskiego nie łączono z Ofiarą, a traktowano jako nabożeństwo prywatne, według schematu „mój Jezus – moja dusza”. Za sposobem myślenia poszła także praktyka: często Komunię rozdzielano po zakończeniu Mszy lub w czasie innych nabożeństw. Częstotliwość jej przyjmowania za to stale wzrastała; regularne przystępowanie do Stołu Pańskiego propagowali jezuici poprzez swoje sodalicje mariańskie, a także liczne bractwa. Z dzieła o. Jaroszewicza można wywnioskować, że zwyczajnymi dniami komunikowania były niedziele i święta, a czasami także czwartek, który nabrał charakteru dnia eucharystycznego. Niekiedy do sakramentu ołtarza przystępowano jedynie w większe święta, co można uzasadnić uciążliwymi praktykami przygotowawczymi (spowiedź, post, jałmużna). Komunię określano mianem wiatyku lub strawy podróżnym. Chorym, którzy nie mogli jej przyjąć, okazywano Hostię, rozbudzając pragnienie przyjęcia Sanctissimum (praktyka komunikowania duchowego).
Msza Święta okresu baroku musiała mieć godną oprawę, wyrażającą się w pięknych szatach liturgicznych, czy też pełnej przepychu i ekspresji architekturze. Centralnym punktem uwagi wiernych stał się odpowiednio wyeksponowany ołtarz główny, na którym od XVII w. stało tabernakulum, przeniesione tam z dotychczasowych, gotyckich cyboriów w bocznej ścianie prezbiterium. Tabernakulum było zarazem tronem, na którym stawiano w czasie adoracji złotą lub srebrną monstrancję z Najświętszym Sakramentem, ponad którą pysznił się często baldachim. W pobliżu palono wieczną lampkę, a w tle tabernakulum znajdowało się okazałe retabulum.
Podniesienie rangi kultu eucharystycznego objawiało się także poprzez zaprowadzenie form adoracji poza Mszą św. Takimi wyrazami czci były wystawienie Najświętszego Sakramentu, nabożeństwo czterdziestogodzinne oraz procesje teoforyczne. Ks. Jędrzej Kitowicz (†1804) w dziele Opis obyczajów za panowania Augusta III ukazał życie religijne XVIII–wiecznej Warszawy, które miało jeszcze cechy bujnego baroku. Kapłan przedstawił m.in. rytuał codziennej mszy o godz. 7 rano z wystawieniem Ciała Pańskiego w kościołach jezuickich. Nabożeństwo ogłaszano w poprzedzający je wieczór poprzez kotły i trębaczy, stojącymi przez danym kościołem. Na Eucharystii gromadzili się ludzie obojga płci, także ci o wysokim statusie społecznym, choć najliczniejsi byli ludzie prości i ubodzy. Najświętszy Sakrament wystawiano w puszce; przed Mszą śpiewano O salutaris Hostia, a kapłan błogosławił lud puszką, zaś po Mszy śpiewano Święty Boże, trzykrotnie powtarzano Salvum fac, śpiewano Fiant Domine, po czym celebrans powtórnie błogosławił wiernych puszką i chował ją do tabernakulum. Podobne pieśni wykonywano w czasie nabożeństw pasyjnych. Kitowicz opisuje, że w katedrze św. Jana wystawiano Najświętszy Sakrament w monstrancji, po czym kapela na chórze śpiewała wyjątek z Ewangelii o Męce Chrystusa, podzielony na trzy części, po których miało miejsce kazanie i procesja.
W okresie baroku upowszechnił się zwyczaj budowania i odwiedzania Grobów Pańskich, w których umieszczano monstrancję. Groby przedstawiały konkretną scenę i postacie ze Starego lub Nowego Testamentu; niejednokrotnie wyobrażenia były ruchome. W wizerunku Chrystusa lub innej osoby, będącej Jego prefiguracją, wycinano okrągłą dziurę w piersiach lub boku postaci, w której widać było postawione za obrazem Sanctissimum. Zdaniem Kitowicza, najpiękniejsze warszawskie Groby stawiano zawsze u jezuitów i misjonarzy. Tylko pijarzy wyłamywali się z tej tradycji, stawiając Najświętszy Sakrament na głównym ołtarzu wśród symetrycznie ustawionych świec. Kitowicz w swym dziele opisał też modlitwę Augusta III przed Grobem Pańskim u warszawskich augustianów. Król pragnął uczcić Chrystusa muzyką swojej kapeli, stąd też „modlił się nieporuszony i wlepiony w Sanctissimum przez całą kantatę”. Co ciekawe, towarzyszący mu senatorowie i dworzanie, wśród których byli wtedy innowiercy, odwracali się tyłem do Grobu, a przodem do kapeli na chórze, by delektować się muzyką. Opis ten jest przykładem częstego w okresie baroku zjawiska przysłaniania samej Mszy i innych nabożeństw zewnętrzną oprawą, traktowania liturgii bardziej jako widowiska i słuchowiska niż Ofiary Kościoła.
Inną formą pobożności, która zdobyła szczególną popularność w okresie nowożytnym, była praktyka nabożeństwa czterdziestogodzinnego z wystawieniem Najświętszego Sakramentu dla uczczenia spoczynku Chrystusa w Grobie. W Rzymie zostało wprowadzone w 1592 r., skąd wkrótce rozpowszechniło się po całej katolickiej Europie. Z prawdziwą pompą organizowano procesje, zwłaszcza Bożego Ciała. W 1570 r. w gimnazjum jezuickim w Braniewie w wielkiej procesji szło 20 młodzieńców przebranych za aniołów oraz wielu innych, niosących podobizny naczyń liturgicznych, takich jak kielich i patena. Bogactwo rytuału nie wygasło na przestrzeni wieków. T. Kaczewski opisał procesję teoforyczną przy kościele św. Benona w Warszawie z końca XVIII w. tymi słowami:
(…) kościół i dziedziniec pełen był świateł i kwiecia. Dwunastu asystentów niosło dymiące kadzielnice. Gromada chłopczyków w biało–złotych ubrankach sypała kwiaty przez Najśw. Sakramentem. Kapłani kroczący przed monstrancją byli przyodziani w najdroższe kapy. Najwspanialszy jednak był baldachim, niesiony przez sześciu najznakomitszych mężczyzn. Księżniczki i panie z najwyższej arystokracji pracowały przy jego ozdobie; kwiaty i różne symbole wyobrażające Najśw. Sakrament były na nim wyhaftowane. Poczet młodzieńców przybranych w srebrno–złote szaty, wyobrażających cherubinów, postępował za monstrancją.
Opis procesji Bożego Ciała w Warszawie pozostawił także Kitowicz. Brało w niej udział duchowieństwo, władze miejskie, bractwa, cechy oraz pozostali wierni. Za swoimi krzyżami szli przedstawiciele poszczególnych zakonów (z wyjątkiem jezuitów), z kolei cechy towarzyszyły uroczystości z chorągwiami i świecami. Konfraternia kupiecka z muszkietami po wejściu duchowieństwa z Ciałem Pańskim do kościoła trzykrotnie dawała ognia (zwyczaj zarzucono jednak za Stanisława Augusta Poniatowskiego ze względu na „damy lękliwe”). Czasami w czasie procesji ciągły ogień dawała gwardia królewska na zamkowym dziedzińcu saskim. Uroczystości z udziałem króla towarzyszyła gwardia konna i piesza. Właściciele mieszkań w kamienicach, a zwłaszcza ciekawskie damy, miały obowiązek zamykania okien na czas przejścia procesji, „a to dlatego, żeby te obiekta wabiące wzrok do siebie nie czyniły dystrakcyi nabożeństwu – i wielce nieprzyzwoita rzecz jest, żeby głowy tych lalek nad Sanctissimum górowały”.
Duży nacisk kładziono także na oddanie należnej czci w czasie zanoszenia Najświętszego Sakramentu chorym. Synod płocki z 1593 r. nakazał rodzinie chorego, który miał przyjąć wiatyk, wyjście przed dom, a nawet aż do kościoła w celu godnego powitania Ciała Pańskiego. Idący przodem ministrant powinien dzwonić dzwonkiem i mieć zapaloną świecę; także wierni powinni mieć świece. W przypadku, gdyby chory po przybyciu duchownego nie mógł już przyjąć Komunii, należało udzielić błogosławieństwa eucharystycznego i adorować Hostię z zebranymi przez chwilę. Synod biskupa płockiego Wazy z 1643 r. polecał, by Najświętszy Sakrament niesiono do chorego w procesji pod baldachimem i w asyście ministrantów, z chorągwiami i zapalonymi świecami. Prawdziwa pompa uwidacznia się jednak dopiero w nakazach statutów diecezji płockiej z 1697 r., sporządzonych przez biskupa Andrzeja Chryzostoma Załuskiego. Prawodawca ubolewał nad tym, że mnożą się przypadki nieuczestniczenia wiernych w zanoszeniu wiatyku, co sprzyja osłabianiu wiary w tajemnicę realnej obecności. Polecił, by przed wyruszeniem do chorego uderzyć dziesięciokrotnie w duży dzwon parafialny. Baldachim powinni poprzedzać czterej uczniowie – dwaj z małymi chorągwiami i dwaj z latarniami. Ponadto przed duchownym mają podążać dwaj klerycy lub inni młodzi mężczyźni z rytuałem i korporałem. Za baldachimem mieli procesyjnie podążać członkowie bractwa różańcowego oraz bractwa św. Anny z zapalonymi świecami. Do udziału w procesji zobowiązano również duchownych rezydujących w danej miejscowości.
Wiara ludu w cudowną moc Najświętszego Sakramentu stała się elementem pobożności ludowej. Ks. Benedykt Chmielowski w swojej słynnej encyklopedii Nowe Ateny przedstawił chłopskie zwyczaje, związane z nadzieją urodzajnych zbiorów:
Dawnych czasów prosili gospodarze kapłanów, aby podczas Bożego Ciała z Najświętszym Sakramentem objechali byli granice pola, zboże, ale to była zbytnia z Bogiem konfidencja i rewerencja jego Majestatu. Natomiast teraz na solennej procesji, na cztery części świata kapłani Najśw. Sakramentem benedykują wianki zawieszone na monstrancji przez oktawę Bożego Ciała, potem w polach zakopują. Tym bardziej cztery ewangelie ewangelistów napisawszy, także na monstrancji trzymane lub od kapłanów pobenedykowane mając, w rurkach na cztery części świata pozakopuj po swoich granicach.
W zbiorowej świadomości Polaków utrwalił się obraz procesji teoforycznej z powieści H. Sienkiewicza Potop, która pod przewodnictwem przeora Jasnej Góry o. Augustyna Kordeckiego obchodziła wały, mając na celu pokrzepienie obrońców oraz cudowne uchronienie przed pociskami ze strony Szwedów–innowierców.
Wyrazem pobożności eucharystycznej były także nowe zakony, bractwa i stowarzyszenia, których celem było propagowanie kultu Ciała Pańskiego. Ks. Piotr Skarga założył w 1579 r. w Wilnie Bractwo Bożego Ciała, które stawiało sobie za cel adorację, a także pomoc bliźnim. Do obowiązków członków stowarzyszenia należały m.in. regularna spowiedź i komunia, słuchanie Mszy w kaplicy św. Jana oraz towarzyszenie księdzu idącemu z sakramentami do chorego. Bractwa, wśród których jednym z elementów pobożności był kult eucharystyczny, pojawiły się również w innych regionach Rzeczypospolitej. W 1687 r. Maria Kazimiera Sobieska sprowadziła do Polski z Francji kontemplacyjny zakon Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu (sakramentki).
Nowożytny rozwój kultu eucharystycznego jest prostą konsekwencją ogólnoeuropejskiego ducha pobożności oraz wyrazem recepcji postanowień Soboru Trydenckiego, ale na gruncie polskim został ubogacony specyficznym kolorytem sarmackim i ludowym. Uroczyste Msze, wystawne nabożeństwa czy pełne przepychu procesje były z jednej strony wyrazem szczerej pobożności, a z drugiej manifestacją polskiej uczuciowości i temperamentu. P. Szczaniecki twierdził, że ludzie czasów baroku byli zdolni do ogromnych czynów i często da się wykazać ich związek z Eucharystią. Także dzisiaj poruszenie wzbudzają choćby wiersze dewocyjnych poetów inspirowane Najświętszym Sakramentem. Sebastian Grabowiecki (†1607), początkowo dworzanin Zygmunta Augusta i dyplomata, a po śmierci żony cysters, pisał:
Oto martwy leżę,
Jezu litościwy
Powstań, wskrześ mnie…
Nędznym i zemdlony, zdrowia nie mam w ciele
Tyś lekarz, ku tobie oczy niosę śmiele.
Nagim…
Głodem ginę wśród tej tu strasznej pustyni
Tyś pokarm…
Poeta, wierny świadek epoki, widział z pewnością Chrystusa adorowanego podczas wystawienia czy niesionego w teoforycznej procesji. Bogactwo kultu, choć czasem sprawiało wrażenie przerostu form, posiadało swoje konkretne zadanie: zachwycenie i olśnienie wiernego, dokonanie w nim przebudzenia i nawrócenia. Niesiona po ulicach monstrancja w kształcie słońca miała oślepić swym blaskiem tych, którzy zaprzeczali trwałej obecności Chrystusa w postaciach eucharystycznych, a procesja zademonstrować protestantom, że wobec Króla Królów należy okazywać ludzką pokorę i uniżenie. A. Bruździński uważa, że uzasadniony jest pogląd, mówiący o tym, że odrodzenie się polskiego Kościoła nastąpiło nie tylko wskutek rozbicia i rozdrobnienia ruchu reformacyjnego, ale przede wszystkim pogłębienia życia wewnętrznego, a zwłaszcza przeżywania Eucharystii. „Ta pobożność wiernych przenikała niemal wszystkie dziedziny życia społecznego i prywatnego. Autentyczną, spontaniczną troską wielu rodaków stało się ratowanie Kościoła, zagrożonego przez wrogów”.
Oprócz wątku religijnego, nowożytny kult eucharystyczny należy też rozpatrywać w kategoriach społecznych oraz jako nośnik „teraz”, przejawiający się w konkretnej otoczce obyczajowej. Adoracja Ciała Pańskiego czy uczestnictwo we Mszy wzmacniało poczucie katolickiej wspólnoty, zaś obrzędy przybierały wyjątkowy, lokalny koloryt. Elementy sarmackie wnoszone do liturgii znalazły swe miejsce także w sprawowaniu obrzędów eucharystycznych, pełnych przepychu, triumfalizmu, teatralności i ostentacyjności. Pobożny polski katolik mógł, niczym opisany przez J. Kitowicza kasztelan Borejko, pić na umór przez kilka dni, ale nie odważył się nigdy opuścić Mszy św.
Bibliografia:
- Bruździński A., Działalność prymasa Stanisława Karnkowskiego w zakresie wprowadzania uchwał Soboru Trydenckiego w Polsce 1581 – 1603, Kraków 1996.
- Góralski W., Andrzej Chryzostom Załuski biskup płocki 1692–1698. Wkład w dzieło recepcji reformy trydenckiej, Warszawa 1987.
- Historia Kościoła w Polsce, t. 1 (do roku 1764), cz. 2 (od roku 1506), pod red. B. Kumora, Z. Obertyńskiego, Poznań–Warszawa 1974.
- Kisiel D., Recepcja reformy trydenckiej w diecezji płockiej, Pułtusk 2004.
- Kitowicz J., Opis obyczajów za panowania Augusta III, Wrocław 1950.
- Kosman M., Protestanci i kontrreformacja. Z dziejów tolerancji w Rzeczypospolitej XVI–XVIII wieku, Wrocław 1978.
- Schenk W., Udział ludu w ofierze Mszy Świętej. Zarys historyczny, Lublin 1960.
- Sienkiewicz H., Potop, Kraków 2006.
- Stanek J., Z dziejów Ziemi Oświęcimskiej, Kraków 1959.
- Szczaniecki P., Służba Boża w dawnej Polsce. Studia o Mszy Św., Poznań–Warszawa–Lublin 1966.
- Tüchle H., Bouman C. A., Historia Kościoła, t. 3: 1500–1715, Warszawa 1986.
Marcin Sanak – student historii Kościoła na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, związany z Katedrą Teologii Klubu Jagiellońskiego. Miłośnik historii Kościoła, liturgii oraz duchowości dominikańskiej.
Zobacz także
-
Czy msza może być nieważna?
Pytanie o ważność mszy świętej może pojawić się w życiu katolika, pragnącego świadomie przeżywać liturgię.... więcej
-
Wokół Sakramentarza tynieckiego (5)
Nie miałem ostatnio czasu ani głowy żeby dodawać nowe wpisy. Trochę to nadrabiając, dzisiaj zamieszczam... więcej
-
Czas na liturgię
Uczestniczyłem we Mszy św., która trwała 17 minut. Dokładnie, z zegarkiem w ręku. Było to... więcej
-
29 lis
Wrocław: Warsztaty Muzyczno-Liturgiczne + Rekolekcje na początku Adwentu
Dominikanie we Wrocławiu i Schola OP po raz kolejny organizują… więcej