Zapach

Prawie dziewięć lat temu moja żona pojechała na kilkudniowy kurs neonatologii do jednego z paryskich szpitali. (Jest przedstawicielem ginącego gatunku inteligencji dla której pierwszym językiem obcym jest francuski. Langłydż zna o tyle, że może czytać fachową prasę.) Skorzystałem z okazji, żeby wziąć urlop i na spokojnie pozwiedzać Paryż a po zakończonym kursie, zachęceni jedną z publicznych wypowiedzi Pawła Milcarka pojechaliśmy do Fontgombault.

Przyjechaliśmy dość późnym wieczorem, było ciemno, bo październik miał się już ku końcowi,  ale było jeszcze przed kompletą. Prefekt gości zaprowadził nas do naszego domku. Po drodze okazało się, że tego dnia, wyjątkowo, także kobiety mogą przyjść na kompletę. Przenieśliśmy bagaże do domku, lekko się odświeżyliśmy i poszliśmy do kościoła. Wrażenia były wielorakie. A jednak, kiedy rozmawialiśmy ze sobą przed zaśnięciem, okazało się, że pierwszym naszym odczuciem, po otwarciu drzwi świątyni, był zapach. „Kim jest ta, co się wyłania z pustyni wśród słupów dymu, owiana wonią mirry i kadzidła” (PnP 3,6). „Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło; wzniesienie rąk moich – jak ofiara wieczorna!” (Ps 141,2). Bo to właśnie był zapach prawdziwego kadzidła (a nie tej ubogiej mieszanki ze słomą, najczęściej stosowanej w Polsce, wywołującej jedynie masowe pokasływanie alergików). Kadzidła tego, jak potem zobaczyliśmy, w tym opactwie nie żałowano do uświetnienia Służby Bożej.

Dwa tygodnie temu, w niedzielę, razem z młodszym synem wróciliśmy do domu późno z klasowego spływu kajakowego w parach ojcowsko – synowskich. (Syn jest w klasie wyłącznie męskiej).  W naszej parafii ostatnia niedzielna Msza św. jest odprawiana o godzinie 20 dopiero z rozpoczęciem wakacji. Wybraliśmy się więc do pobliskiej Bydgoszczy, do parafii pod wezwaniem NSPJ, gdzie o tej godzinie odprawia się już od początku czerwca.

Parafia ta wyróżnia się tym, że od niespełna dwóch lat, wraz z mianowaniem nowego proboszcza, dokonała się w niej integracja tradycyjnej liturgii w normalne życie parafialne. W każdą niedzielę i święto nakazane proboszcz odprawia Mszę w rycie klasycznym o godzinie 14:00. Prawdę rzekłszy dla normalnego życia rodziny jest to godzina bardzo niewygodna. Zwłaszcza gdy niektórzy członkowie nie podzielają liturgicznych poglądów jej głowy. W związku z tym ostatni raz uczestniczyłem w takiej mszy dwa miesiące temu. (Mogłem wtedy odczuć namacalnie działanie łaski sakramentalnej. W przeddzień starszy z synów przyjął bierzmowanie w naszej własnej parafii. Oczywiście wg nowego rytu. A jednak w niedzielę, po ledwie bardzo aluzyjnej wzmiance zgodził się na uczestnictwo w mszy dawniejszej). Już wtedy zwróciłem uwagę, na delikatny zapach unoszący się w świątyni. Teraz, podczas kolejnej wizyty, zapewne wskutek intensywnego używania kadzidła podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu w trakcie nabożeństw majowych i czerwcowych, jego miła woń była tak samo intensywna jak w Fontgombault.

Inna jeszcze rzecz charakterystyczna dla tej parafii – używanie prawdziwych, woskowych świec. To się już naprawdę staje czymś wyjątkowym – nie tylko w parafiach, ale w katedrach, seminaryjnych kaplicach, domach rekolekcyjnych. Wszędzie tam królują, ohydne, plastykowe atrapy, z racji stosowanego paliwa nader trafnie  nazywane „dislami” na sławnej, czy też, jak rzekliby inni osławionej, KNO. Skądinąd szkoda, że rzeczywiście ciekawy numer Więzi (zachwalany tu przez o. S. Nowaka) o „Boskim dizajnie” zupełnie ten aspekt naszej liturgicznej szmiry i kiczu pomija.

Podobnie niewiele miejsca poświecono tam np. szatom liturgicznym. W tym jednym miejscu rację ma o. Oszajca w wywiadzie, który przywołał Tomek Dekert. Tandeta plastikowych imitacji złota, powszechnie rozplenionych w polskich parafiach, może rzeczywiście wzbudzać obrzydzenie. Rozwiązaniem nie jest jednak garniturek. Znowu odwołam się do Fontgombault. Jeśli ktoś tam nie był niech sięgnie po wydane przez Christianitas albumowe wydanie książki „Duch liturgii”, ozdobione zdjęciami z tamtejszego klasztoru. Wiele ich przedstawia mnichów podczas sprawowania Służby Bożej. Choć panuje tam, można rzec, „opcja preferencyjna” na rzecz dawniejszej formy rytu, wcale nie stosuje się tzw. ornatów skrzypcowych.  Dominuje najpopularniejszy dziś kształt owalny, a jednak wydaje się, że najlepiej zrealizowano tutaj soborowe wezwanie do szlachetnej prostoty – tak w doborze materiałów jak i w formach zdobniczych.

Trudno zaprzeczać rzeczywistości i negować, że dla wielu katolików, o ludziach spoza Kościoła już nie wspominając, liczne symbole liturgiczne nie są czytelne same z siebie. A jednak zdaje mi się, że gdy zachowamy w nich prawdziwość materii (może nawet należałoby powiedzieć naturalność albo nawet ekologiczność), to nieznajomość podstawowej treści symbolu, nie będzie przeszkadzać w łatwiejszym kontakcie z Tym, do którego symbol prowadzi. Wręcz przeciwnie naturalność formy, będzie ułatwiać nawiązywanie relacji ze Stwórcą tej natury.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Piotr Chrzanowski

Z wykształcenia inżynier mechanik, od dłuższego czasu z zawodu dyrektor. Mieszka pod Bydgoszczą. Mąż z ponad dwudziestoletnim stażem i ojciec dwóch synów w wieku licealnym.