Jako że w tym tygodniu mam nieco utrudniony dostęp do internetu, za to sporo czasu na pisanie, kolejne odcinki będą następować szybko po sobie. Planuję ich sześć. Teraz o improwizacji i nie tylko.
Wspomniany poprzednio jubileuszowy koncert był kulminacją muzycznego święta. W Moissac odbyło się również kolokwium poświęcone nietypowym ośrodkom kultury (stąd moja obecność jako przedstawiciela festiwalu „Pieśń naszych korzeni”), uroczyste obchody święta Jakuba Apostoła, urodzinowe przyjęcie oraz wiele koncertów, mniejszych i większych.
Świętowanie zaczęło się w poniedziałek wielką mową Marcela Pérèsa (w byłej kaplicy seminarium). Jej pierwszy wątek to rola poszczególnych osób, które przyczyniły się do powstania i rozwoju Organum. Wśród nich Emmanuel Muheim – poeta i sadownik, dyrektor centrum kultury w dawnym cysterskim opactwie Sénanque, o którym jeszcze trochę wspomnę w którymś z kolejnych odcinków. Potem śpiewacy, którzy stali się filarami, a każdy wniósł coś innego. Np. Antoine Sicot to nie tylko głęboki bas, ale i mocna podstawa pozwalająca rozwijać pozostałe głosy. Lycourgos Angelopoulos samym swym przykładem uczył, czym jest melos: śpiew związany ze słowem. Malcolm Bothwell to z kolei muzyk wszechstronny, wokalista i instrumentalista, a przy tym znakomity fałszerz (chodzi o jego talent kopisty starych nut).
Inne wątki przemówienia to patrymonium (francuskie patrimoine) – dziedzictwo ojców oraz ars – sztuka. Za dziedzictwem zawsze stoją osoby, właśnie owi ojcowie; chodzi nie o martwe mury, ale o żywe dziedzictwo. Są nim przede wszystkim myśli, ale i dzieła, które wzbudzają zachwyt, że wystarczy wspomnieć o romańskim portalu w Moissac (i ja wspomnę, ale w którymś z następnych odcinków). Artysta czy rzemieślnik (artifex) to ten, kto tworzy coś, czego Bóg nie stworzył, niejako kontynuuje Boskie dzieło.
Po tym wstępie i świątecznym poczęstunku przed kaplicą przenieśliśmy się do kościoła na krótki koncert, który teraz jawi się jak miniaturka koncertu opisanego poprzednio, z tym że oprócz Organum (w znacznie skromniejszym składzie niż w czwartek) wystąpił chór uczestników warsztatów oraz dzieci, którym poświęcę kolejny odcinek.
Wtorek, pierwszy pełny dzień świętowania, rozpoczął się w ciemnościach. O 6 rano Marcel Pérès stanął przed romańskimi organami i spędził prawie godzinę improwizując na tym instrumencie. Trzeba wiedzieć, że jest to właśnie organum par excellence, instrument, od którego wszystko się zaczęło w 1982 roku. Zabrzmiało bodaj sześć improwizacji, w wyraźnie odmiennych stylach – przepiękny pokaz różnorodności w skromnych ramach. Kto ciekaw, niech sobie obejrzy
prezentację tego instrumentu. Słuchacze mieli okazję zobaczyć podobną prezentację zaraz po tym koncercie, rozpoczynającym Wielki Dzień Improwizacji.
Z przerwą na sjestę dzień trwał aż do północy. Najbardziej zajęty był sam Pérès. Dwukrotnie zasiadł do fortepianu. Zaimprowizował między innymi suitę barokową, klasycystyczne wariacje, romantyczny nokturn i utwór w stylu Bartoka. Ponadto w południe zagrał na
carillonie, a oprócz tego na wielkich organach wykonał parę utworów (nie wiem, czy improwizowanych) i towarzyszył kornecistce Judith Pacquier w jej recitalu muzyki hiszpańskiej. Na tym nie koniec: mistrz ponownie stanął przy organach z roku 1000, by zaraz potem poprowadzić warsztatowy chór w dwunastowiecznym organum. I to jeszcze nie koniec jego pracy tego dnia: były jeszcze I nieszpory o św. Jakubie oraz muzyczne czuwanie, które poprowadził. Ale że to się wiąże ze św. Jakubem i jego świętem, musi poczekać do następnego odcinka.
Tymczasem jeszcze wspomnę, że tego dnia było jeszcze więcej koncertów. Malcolm Bothwell wystąpił dwukrotnie, grając na wioli da gamba i opowiadając, tyleż zajmująco, co zwięźle o swoim graniu. Raz nawet grał i śpiewał. Jodel Grasset za pomocą swoich instrumentów opowiedział historię lutni średniowiecznej i zaprezentował swój pomysł na psalterium: grę za pomocą smyczka. Był też koncert muzyki bizantyjskiej oraz korsykańskiej. Na skutek pomyłki hymn Tantum ergo sacramentum został zaśpiewany wyżej (bodaj o pół tonu). Błogosławiona pomyłka! Chyba jeszcze nigdy ta pieśń mnie tak nie poruszyła jak w tym wykonaniu, z mocnym jasnym tenorem Jean-Christophe’a Candau.
W następnym odcinku: muzyka na cześć św. Jakuba.