Wartość ciszy

           Było już późno (zbyt późno na matutinum, a na „godzinę czytań” chyba za wcześnie). Gdy, owinąwszy szyję szalikiem, zamierzałem w końcu udać się na spoczynek, z lochów biblioteki dał się słyszeć - zbyt głośny, aby mógł być uznany za naturalny - chichot.

Nie namyślając się wiele poczłapałem na dół. „Widać Horhe ma mi coś do zakomunikowania – myślałem sobie – Niech no już komunikuje, jak musi, bo przy tym chichocie i tak nie zasnę…”. Nie wiedziałem, że ów „komunikat” nie będzie dla mnie najprzyjemniejszy.

          Lichy kaganek oświetlał loch. Brat Horhe siedział w klęczniku, kiwając się rytmicznie, i chichocząc. Na pulpicie miał rozłożoną niewielką, lecz za to grubaśną, książeczkę, po której stronicach wodził pokrzywionym paluchem. Moją uwagę przykuło jednak co innego – jaśniejące tryumfem oblicze fałszywego mnicha. Zdawać by się mogło, że to blask odeń bijący w większym stopniu rozświetla mrok piwnicy niż ów, wspomniany już wyżej, lichy kaganek

– Na cóżeś to się skarżył ostatnio, mój miły? – zagadnął Horhe przerywając swe teatralne chichotanie – Mam tu cheba coś dla ciebie… – i zaczął czytać. A była to lektura niesamowita:

„Pewien brat spytał Abba Sylwana: „Co mam czynić, Ojcze? Jak mam osiągnąć skruchę? Jestem bowiem ciężko dręczony przez acedię i sen. Kiedy wstaję w nocy zmagam się starając przezwyciężyć senność i nie potrafię recytować psalmu bez muzycznego tonu.” 

„Starzec na to: „Moje dziecko, po pierwsze – odmawianie psalmu z melodyjnymi tonami to zarozumialstwo i wywyższanie się, że oto ja śpiewam, a mój brat nie. Śpiew zatwardza i znieczula serce, nie pozwala też duszy wejść w stan skruchy. Jeśli wiec pragniesz osiągnąć skruchę, porzuć śpiew, a kiedy stoisz na modlitwie, niech twój umysł zagłębi sie w sens wersetu i myśl o tym, że stoisz przed Bogiem, który bada serca i nerki. Kiedy powstaniesz ze snu, najpierw niech twe usta błogosławią Boga i nie zaczynaj od razu kanonu, lecz wyszedłszy z celi, recytuj Credo, oraz Pater. Dopiero wtedy wejdź [do celi] i rozpocznij spokojnie, spokojnie kanon [psalmów] jęcząc i rozpamiętując swoje grzechy oraz karę, na jaką zasługujesz». 

          Zanim zdołałem cokolwiek wykrztusić ze siebie, Horhe, w iście tryumfalistycznej ekstazie, kontynuował czytanie:

 „Inny brat rzecze: «Abba, odkąd zostałem mnichem, śpiewam całe oficjum oraz godziny według oktoechos.»

 – Oktoechos, tfu – wzdrygnął się pseudomnich, ale nie zaprzestał lekury:

 „Starzec odrzekł: «Z tego to powodu skrucha i żal uchodzą od ciebie. Pomyśl o tym jak prości i nieuczeni byli wielcy Ojcowie. Nie znali oni ani tonów ani troparionów, a tylko kilka psalmów, a mimo to jaśnieli w świecie jak gwiazdy. Świadkami mych słów są Abba Paweł, Abba Antoni, Paweł Prostak, Abba Pambo i Abba Apollo i inni im podobni, którzy i zmarłych wskrzeszali i otrzymali władzę nad demonami nie poprzez śpiewy i tropariony i różnorakie tony, lecz za sprawą modlitwy i postu. Bowiem nie piękno śpiewu prowadzi do zbawienia człowieka, lecz bojaźń Boża i zachowywanie Chrystusowego prawa.”

           Tu, jako wytrawny mówca, Horhe zawiesił głos, a po chwili jego czytanie stało się skandowaniem:

 „Śpiew natomiast wielu doprowadził do otchłani; i to nie tylko świeckich ale i kapłanów, którzy wpadli w rozwiązłość i inne liczne pożądliwości. Śpiew, moje dziecko, to sprawa świecka, dla niego to gromadzą się ludzie w kościołach. Pomyśl, dziecko, jak liczne zastępy są w niebie, i nie napisano o nich, że śpiewają według oktoechos, lecz jeden zastęp śpiewa nieustannie „Alleluia”, inny „Święty, Święty Pan Zastępów”, jeszcze inny: „Błogosławiona chwała Pańska, w jego miejscu i w jego domu”. Ty zatem, moje dziecko, umiłuj pokorę Chrystusową, bądź uważny i czuwaj nad swoim umysłem w godzinie modlitwy. Gdziekolwiek byś się znalazł nie chciej uchodzić za bystrego i zdolnego pouczać innych, ale bądź prostoduszny a Bóg obdaruje cię skruchą.” 

                Zaległo milczenie, ale nie cisza. Pseudomnich zastygł w tryumfie nasłuchując echa, które jeszcze przez chwilę kołacząc się po piwnicy powtarzało rzucone przed chwilą słowa. A ja, i tak już pochylony pod niskim sklepieniem, skuliłem się jeszcze bardziej i zdołałem jedynie wyszeptać:

 – Ale Sztuka…, ale Piękno… Mozart, Bach, Chopin, chorał gregoryański…

 – To wygodne alibi dla pychy – syknął Brat Horhe, a słowa te wepchnęły mnie w najciemniejszy kąt lochu. – Lepiej zamilcz, niegodny! 

          I sprawa sztuki muzycznej wydawała się być nie do obrony przed niemal ikonoklastycznym zapałem Braciszka. Ale jak w najbardziej beznadziejnym momencie szanującego się filmidła klasy B następuje nagły zwrot akcji, tak też stało się i w naszej opowieści.

          Gdym skulony w kącie już już miał się pogrążyć w otchłani rozpaczy, z zacienionego miejsca wyłonił się Jakób Lwie Ucho i zupełnie niespeszony tym, co się tu przed chwilą wydarzyło zabrał głos (sam oceń łaskawy Czytelniku, czy przypadkiem nie została tu użyta osławiona sztuka manipulacyi):

– Jest wiele racji w słowach Abba Sylwana, ale czyż Bóg nie przemawia do nas czasem w najbardziej nieoczekiwanym momencie? Na przykład podczas słuchania kunsztownej, sześciogłosowej fugi? A, że nie każda muzyka jest godna liturgii, to jasne i w dzisiejszych czasach… I na poparcie swych słów zacytował J. Samsona z 1959 roku:

 „Jeśli śpiew nie służy temu, by uciszyć wewnętrzny niepokój, śpiewacy mogą iść do domu. Jeśli śpiew nie posiada wartości ciszy, którą przerwał, niech raczej powróci cisza.”

           Cały zamieniłem się w słuch i spojrzałem z nową nadzieją na swego przyjaciela, choć cały czas z niejaką obawą zerkałem również w stronę klęcznika z surowym Bratem Horhe. Te obawy okazały się jednak zupełnie niepotrzebne, gdyż wyczerpany ekstazą fałszywy mnich zasnął z rozdziawionymi ustami w swym tryumfie i nic a nic sobie nie robił z polemicznego głosu Jakóba. Widząc to umknęliśmy żywo z wilgotnej piwnicy, tym rączej, że z oddalonego jej krańca dały się słyszeć groźne pomruki – tak, to Salvatore rozpoczynał swe nocna harce.

          Chwilę potem, popijając (w milczeniu, a jakże!) kawę zbożową, Lwie Ucho sięgnął po swojego ulubionego (obok Chestertona) C. S. Lewisa i pokazał mi pewien fragment, który skierował rozważania o sztuce muzycznej zaprzęgniętej do sztuki modlitwy na jeszcze inny tor:

„Niech „wielkie dzieła” (sztuki) i „dobre uczynki” (miłosierdzia) będą dla nas przykładem dobrej roboty. Niech chóry śpiewają dobrze lub nie śpiewają wcale. W przeciwnym razie utwierdzimy większość w przekonaniu, że świat biznesu, z taką skutecznością wytwarzający niezliczone niepotrzebne nikomu towary, jest jedynym realnym, dorosłym i praktycznym światem, cała zaś tzw. „kultura” i „religia” są w istocie zjawiskiem marginalnym, amatorszczyzną i zajęciem godnym ludzi zniewieściałych.”

Z moich ust wyrwało się ciche westchnienie: "Boże, daj dobrze śpiewać…"

 

Literatura:

Abba Sylwan, w: Patrologia Orientalis VIII (appendix do Jean Rufus: Plérophories), s. 579-580; Regnault: Les sentences des pères du désert. Nouveau recueil, Solesmes 1977, s. 174; Evergetinos II 11,7. (tłumaczył Lwie Ucho)

I. Pawlak: Chorał gregoriański w polskojęzycznej liturgii po Soborze Watykańskim II, w: Additamenta Musicologica Lublinensia nr 1 (4), Lublin 2008.

C. S. Lewis: Dobra robota i dobre uczynki, w: Tegoż: Diabelski toast, Warszawa 2010.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Bartosz Izbicki

Bartosz Izbicki na Liturgia.pl

Miłośnik wypowiedzi Msgr Domenico Bartolucciego, przyjaciel Jakóba (zwanego czasem Lwie Ucho) i Brata Horhe, z którymi przeżywa moc przygód