Tyś jest mój Syn umiłowany

Niedziela Chrztu Pańskiego A, lit. słowa: Iz 42, 1–4.6–7; Dz 10, 34–38; Mt 3, 13–17

To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? (Mt 3,14).

Zdumiewa nas pokora Jezusa, który przychodzi do św. Jana Chrzciciela, aby przyjąć chrzest nawrócenia. Dla wyjaśnienia: chrzest (gr. baptisma od baptein, baptidzein) które znaczy „zanurzyć, obmywać”. Był to starożytny religijny obrzęd służący oczyszczeniu. U Żydów istniało wiele obrzędów oczyszczenia. Musieli obmywać się, gdy przystępowali do czynności religijnych, np. przed Paschą. Nawet po powrocie do domu z miasta obmywali ręce, aby mogli przystąpić do posiłku.

Jednak chrzest Jana miał inny charakter, nie był jednym z obmyć rytualnych, ale wiązał się z nawróceniem, to znaczy ze zmianą dotychczasowego grzesznego życia na życie zgodne z wolą Bożą. Wiązał się z wyznaniem grzechów i przyjęciem pokuty. I takiemu chrztowi poddał się Pan Jezus, On, który zawsze był posłuszny woli Ojca i był z Nim jedno. Jemu taki chrzest nie był potrzebny. Więc dlaczego go przyjął?

Jezus nie potrzebował chrztu Janowego, ale nam był potrzebny chrzest z Ducha Świętego. Jezus jako nasz Przewodnik do domu Ojca otworzył nam tę drogę przez chrzest. Oto chrzest z pragnieniem nawrócenia otrzymał od tego momentu nowy wymiar i znaczenie. Jezus przyjął chrzest w solidarności z nami, a kiedy wychodził z wody, oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego na Niego (Mt 3,16). Jego chrzest otworzył niebo i sprowadził Ducha Świętego na Jezusa-Człowieka. To, co się dokonało podczas Jego chrztu, teraz powtarza się przy naszym chrzcie. Nie jest on już jedynie znakiem naszej woli zerwania z grzechem i pragnienia życia zgodnie z Bożą wolą, ale otwierają się podczas niego niebiosa i Duch zstępuje na nas zgodnie z zapowiedzą św. Jana: Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym (Mk 1,8). Podczas chrztu zostają otwarte wrota, które zamknął grzech Adama, odcinając nas od Boga. Teraz Bóg nie jest już tylko daleko w niebie, ale jest także blisko, całkiem blisko, bo w nas samych.

Jezus chce być konsekwentnie Człowiekiem, być solidarnym z nami, doświadczyć wszystkiego, co ludzkie, oprócz grzechu. Dlatego, widząc zdziwienie Jana, odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe (Mt 3,15). Jako Człowiek wybrał to, co człowiek w Jego sytuacji może wybierać. Jak wierny żyd przyjął chrzest nawrócenia, solidaryzując się z tymi, którzy pragną nawrócenia. W Jego przypadku ten akt, który dla każdego żyda był właściwie rodzajem wołania do Boga o oczyszczenie i dar bliskości z Nim, był objawieniem prawdziwej bliskości Boga i obecności łaski. Ojciec nie mógł Mu odmówić Ducha, który był Ich wspólnym Duchem-Miłością. Podczas chrztu w Jordanie to nie wody obmyły Jezusa, ale On uświęcił wodę, dając jej moc uświęcania.
A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie» (Mt 3,11). Słowa z nieba wskazały na słowa pierwszego dzisiejszego czytania z proroka Izajasza, proroctwa o Słudze Jahwe. Wskazują na Jezusa, który ma wypełnić to proroctwo. Do Niego Bóg kieruje słowa:

Ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi,
światłością dla narodów,
abyś otworzył oczy niewidomym,
ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców,
z więzienia tych, co mieszkają w ciemności (Iz 42,6n).

Jego chrzest otworzył niebo, aby dotarło do nas światło prawdziwe. Otwarło się ono jednak ostatecznie w momencie Zesłania Ducha Świętego jako owoc Jego miłości do końca. Dlatego podczas naszego chrztu niebo się otwiera i Bóg udziela nam Ducha, oznajmiając, że jesteśmy Jego dziećmi umiłowanymi w Chrystusie, w których ma upodobanie. Pisze o tym wyraźnie św. Paweł w Liście do Efezjan (1, 3-14, zob. szczególnie 13). Chrzest w Jordanie był potrzebny nam, a nie Jezusowi. On przez ten chrzest wprowadził nas w misterium Bożego synostwa, otworzył przystęp do Ojca i do udziału w życiu samej Trójcy Świętej, która w całości się objawiła w tym momencie.

Zauważmy jednak, że tak jak w życiu Jezusa chrzest rozpoczął Jego życie publiczne i misję, podobnie i w naszym życiu chrzest rozpoczyna wchodzenie w misterium Boga. Jednocześnie w życiu Jezusa ten chrzest zapowiada inny chrzest, chrzest we krwi. W ten sposób życie Jezusa rozgrywa się pomiędzy dwoma chrztami: chrztem w Jordanie i chrztem krwi. Święty Jan powie, że na krzyżu z przebitego boku Jezusa wypłynęła „krew i woda”. Są one symbolami sakramentu chrztu i Eucharystii, która jest przymierzem we krwi wylanej na odpuszczenie naszych grzechów, czyli chrztu z krwi. O ile pierwszy chrzest był wyrażeniem woli, o tyle drugi był pieczęcią i ostatecznym świadectwem ofiarowania się Bogu.

W naszym życiu musi być podobnie jak w Jego życiu. Chrzest z wody musimy nieustannie potwierdzać chrztem z krwi, czyli z naszego życia, nieustannego wysiłku, w którym dokonuje się umieranie i oddawanie siebie Bogu w bliźnich, aż do ostatniej kropli krwi. Wtedy jedynie naprawdę stajemy się Jego uczniami i trwamy w Nim. Eucharystia jest sakramentem, w którym On się nam daje, ale po to, byśmy dawali siebie Jemu w braciach.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 1, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także