Troglodytes liturgicus

Miałem napisać o Dawidzie na ikonie Zstąpienia do Otchłani, na którego spoglądam przy Benedictus, i o "Zwiastowaniu" Duccia.

Ale spojrzałem na blogowe wpisy i pomyślałem: "Lómendilu*), ależ z ciebie troglodyta! Nie interesuje cię praktyka liturgiczna, nie dyskutujesz o palących problemach celebracji… Tylko słowa cię interesują, filologiczne zboczenie zawodowe wychodzi co chwila nawet w liturgii. Interesuje cię tylko to, co powiedziane, wypowiedziane, zaśpiewane, wyrecytowane lub napisane: słowa, słowa, słowa… Ich znaczenie, ich pochodzenie, ich głębia, skojarzenia z innymi słowami przez nie wywoływane. Ta jedna trzecia biblisty, która w tobie jest, też co chwila dochodzi do głosu: sprawia ci przyjemność kojarzenie antyfon z tekstami Pisma, wyłapywanie biblijnych aluzji w tekstach modlitw. Jedna trzecia mediewisty z kolei skłania cię do wertowania mszałów sprzed stuleci, czytania kazań zupełnie nieznanych autorów i fascynacji sybillińskimi wyroczniami, które pojawiały się w liturgii bożonarodzeniowej okoła tysiąca lat temu.

Zacofany troglodyta z ciebie; inni mają to już za sobą, mogą się skupić na zewnętrznej oprawie liturgii, dbać o jej piękno, bo już dawno wniknęli w znaczenie, w logos celebracji, już od dawna spełniają logiken latreian – a ty ciągle się wleczesz gdzieś z tyłu… Niby kochasz ikony, pisane przez twoją siostrę, dreszcz cię przechodzi przy "Dominus dixit ad me" z psalmu drugiego, zachwycają świece z prawdziwego wosku w fundacji karmelitanek, cieszysz się, gdy przy Magnificat ks. Sławek okadza ołtarz, lubisz patrzeć na papieskie ornaty i podziwiać kwiaty w kościele św. Marcina… ale ciągle o tych słowach myślisz, o sensie, ciągle się skupiasz na tym, co słyszysz, co mówisz. Słowa sprawiają ci radość – splendor gloriae; rzekł Pan do Pana mego; Spiritus Sancti luce repletur; iucundare, filia Sion; poślij Baranka, Władcę ziemi; iterum venturus est in gloria; lumen de lumine; błagam Najświętsza Maryję, zawsze Dziewicę… Słowa cię podniecają, sprawiają ci przyjemność wręcz fizyczną – nieładnie, nieładnie."
 

Tak sobie myślałem, i przypomniało mi się, co pisał Augustyn: "Jan jest głosem; Chrystus Słowem." I to Słowo stało się ciałem, pozostając wciąż Słowem: Verbum supernum prodiens nec Patris linquens dexteram (znowu to zawodowe zboczenie?).

 

*) moje drugie imię, używane głównie przez przyjaciół, do którego jestem bardzo przywiązany


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.