Teologia dziecięca – odsłona XXV

Z (tymczasem jednoczęściowego) cyklu: "(Nieświadome) debiuty młodych teologów". Tym razem bowiem głos zabrał Samuel (lat 3).

Samuel, zgodnie ze swoim imieniem, które akcentuje raczej słuchanie niż mówienie… Nie, nie chcę powiedzieć, że to natura kontemplacyjna, preferująca ciszę, bynajmniej, ostatnimi czasy buzia mu się nie zamyka. Chciałem powiedzieć, że nauka mówienia idzie mu dość powoli. Ale od kilku miesięcy obserwujemy skokowy progres, którego przebieg jest o tyle ciekawy, że niektóre jego wypowiedzi sugerują, iż to, co słychać jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Od jakiegoś czasu w jego słowniku dominują dwie kategorie: lęku i inności. "Boję się" słyszymy co najmniej kilka razy dziennie, najczęściej w sytuacjach, w których źródło owego lęku jest wysoce nieoczywiste, co nie znaczy, że zawsze jest to komunikat nieadekwatny. Z kolei aktualnie wszystko jest "inne": ten inny samochód, ten inny pan, ta inna Jagoda/Marianna (choć w domu jest tylko Marianna sztuk 1 i Jagoda też sztuk 1) itd.

Zwykle daje się z niego wyciągnąć czego się boi, a o tym, kto/co jest na dany moment "inne" sam mówi. Ale kilka dni temu stało się inaczej. Kiedy zawołałem go do łazienki do mycia, przybiegł, pociągnął mnie za sweter, żeby odwrócić moją uwage od wody lejącej się do wanny i swoim charakterystycznym dyszkantem zawołał:

– Ja się boję, ja się boję.

Ja na to – Czego się boisz?

– Tego Innego.

Oczywiście te kapitaliki to moja (być może nad)interpretacja – umysł dziecka jest wszak jak starożytne kodeksy: nie zna rozróżnienia na wielkie i małe litery. Ale z drugiej strony jako że w tym wypadku zabrakło zwyczajowego doprecyzowania o jakiego/co "innego" chodzi, zabrzmiało to w moich uszach niejako w sposób ostateczny. 

O jaki lęk chodziło i kto to "Ten Inny" tego oczywiście się od niego nie dowiedziałem. Może o "trwogę" (Angst), która pozwala doświadczyć jak w byciu bytu dokonuje się nicościowanie nicości (mam nadzieję, że nie, trochę jest za mały na konfrontację z takimi heideggeryzmami)? A może o epifanię niemożliwego do u-tożsamienia Innego we wzywającej do odpowiedzialności twarzy (hm, odpowiedzialność może przerażać, to fakt)? A może jeszcze o coś – nomen omen – innego.

Uspokaja mnie fakt, iż mówiąc o lęku przed "Tym Innym" ufnie się uśmiechał…

Vallabit angelus Domini in circuitu timentium eum et eripiet eos, gustate et videte quoniam suavis est Dominus, beatus vir qui sperat in eo.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.