Śpiew świętego Grzegorza?

Śpiew świętego Grzegorza?   Bratu Horhe na naukę, Panu Robertowi na pocieszenie   „Śpiew gregoriański Kościół uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej.” (Sobór Watykański II, Konstytucja o liturgii, 4 XII 1963 r., Rozdział VI )

Izydor z Sewilli pisał, że dźwięki pochodzące od muz są odciśnięte w pamięci ludzi, i tak musi być, jeśli nie maja umrzeć, bo nie można ich zapisać. A żył on pokolenie po świętym papieżu Grzegorzu domniemanym Autorze chorału gregoriańskiego – własnego śpiewu liturgii rzymskiej.

Najstarsze zachowane rękopisy zawierające chorał gregoriański pochodzą jednak dopiero z końca IX wieku, a napisano je w Chartres, Laon i Sankt Gallen – a Grzegorz zmarł w 604 roku w Rzymie. Nie Grzegorz więc zapisał swój śpiew. A w dodatku prawdopodobnie jako pierwsi zrobili to czarni mnisi daleko od Italii. Czy chorał gregoriański to na pewno śpiew św. Grzegorza?

Jak to się stało, że łaciński śpiew kościelny, bez pomocy, jaką bez wątpienia jest zapis muzyczny, rozprzestrzenił się po całym świecie chrześcijańskim? Kantorzy z Rzymu udawali się za Alpy uczyć swej sztuki (np. w Metz), a i Frankowie terminowali w papieskiej kaplicy. Jan Hymmonides w IX wieku napisał:

„Wciąż i wciąż dawano Germanom i Gallom okazję, by nauczyli się śpiewu [rzymskiego]. Lecz nie byli w stanie zachować go w stanie nienaruszonym, ponieważ mieszali elementy melodii rzymskich z własnymi, ich barbarzyńska dzikość połączona była z wokalną surowością, i nie potrafili wykonywać technicznych subtelności.”

Leo Treitler podsumował to następująco:

„Toczyła się otwarta kampania mająca narzucić Frankom i Gallom jednolity sposób śpiewu oparty na autorytecie Rzymu. Był to projekt Karola Wielkiego, a nie Rzymu i nie szło to od początku łatwo.”

Czy mimo problemów Karolowi Wielkiemu i jego następcom udało się wprowadzić w podległym im władztwie śpiew rzymski? Wszystkie źródła – te najstarsze (IX wiek) i te młodsze, te odnalezione na terenie Francji, Szwajcarii, Niemiec, Polski, Czech, czy Italii zawierają niemal jednolite śpiewy – chorał gregoriański.

Ale czy na pewno wszystkie źródła???

Pod koniec XIX wieku uczony solesmeński benedyktyn Dom Andre Mocquereau odkrył w Bibliotece Watykańskiej trzy tajemnicze rękopisy (później badacze odnaleźli gdzieindziej jeszcze dwa, jeden z taką informacją: http://www.e-codices.unifr.ch/en/cb/0074/N5/medium ) Szok spowodowany ich „innością” gładko udało mu się utopić w morzu słów /zamieszczam dla najwytrwalszych/:

„(…) pozostawiamy na boku trzy, jedyne tego rodzaju, niezwykle osobliwe rękopisy (Vat. 5319 itd) z ich wyjątkową unikatowością i dziwaczną odrębnością. Nie mamy tu już do czynienia z wariantami czy odmianami: to naprawdę śpiew odrębny, tak od gregoriańskiego jak i ambrozjańskiego. Niemniej jednak podstawa melodyczna jest zwykle zapożyczona z kantyleny gregoriańskiej: pod ornamentami i ozdobami, albo jak się to jeszcze nazywa pod „machicotage”, które ją zniekształca, rozpoznaje się pierwotny wzorzec… Wiadomo zresztą, że Włosi – z ich wokalną giętkością – lubią dodawać dodatkowe dźwięki [notes d’agreement] do podstawy melodii; musiało być tak i kiedyś. Co ciekawe, można odnaleźć podobną praktykę, która nie pozostawiła jednak śladu w rękopisach, istniejącą w kościele lyońskim. Tam również pozwala się na użycie ornamentacji w intonacjach i odcinkach, które kantor ma wykonywać sam lub w “duecie”. Prawda, że opisano to w dokumentach stosunkowo niedawnych (z 1751 roku) ale kościół lyoński zawsze był odporny na nowinki – „Ecclesia lugdunensis nescit novitates”, tak, że tego rodzaju praktyka nie mogłaby zostać wprowadzona, nawet w tej epoce, bez wspomnienia o tym, że jest innowacją i potępienia jej jako takiej. Sięga zatem dużo wcześniejszych czasów. Czy można przeto powiązać historycznie i uważać za należące do tej samej tradycji wybujałość melodyczną źródeł z Watykanu i tę lyońską? Nic do tego nie uprawnia. To co chcemy wykazać zestawiając zjawiska nie identyczne, lecz tylko analogiczne, to to, że pozostają w zgodzie – i jeden i drugi – z nietkniętym przechowaniem melodii gregoriańskich, zarówno w Lyonie jak i w Rzymie, jak i wszędzie indziej, jak tego dowodzą rękopisy. Szczególny charakter trzech manuskryptów, o którym pragniemy poinformować nie świadczy przeciwko uniwersalności i stałości tradycji gregoriańskiej. W tym przypadku wyjątek potwierdza regułę.” (tłumaczył na szybko Lwie Ucho)

W szeroko zakrojonym przedsięwzięciu pod nazwą Palegraphie Musicale, w którym Dom Mocquereau wydawał w postaci facsimile najważniejsze muzyczne źródła chorałowe, zawartości owych rękopisów nie opublikował ani on, ani jago uczniowie. Pewnie nic w tym dziwnego, bo któryż z poważnych badaczy interesowałby się „wyjątkiem”?

A jednak ktoś się zainteresował. I cóż dziś czytamy u naszych rodzimych mistrzów chorału (przepraszam „śpiewu gregoriańskiego”), którzy pracowicie przepisują dociekania swoich zachodnich kolegów? Oto rozwiązanie zagadki:

„Śpiew gregoriański narodził się w VIII wieku, w epoce karolińskiej. Powstał jako połączenie (kombinacja) śpiewu, który dziś nazywamy śpiewem rzymskim lub starorzymskim i śpiewu gallikańskiego. Tradycja starorzymska, do której odnosi się działalność świętego papieża Grzegorza, zniknęła całkowicie w XIII wieku.”

Tak więc własny śpiew liturgii rzymskiej ułożyli Gallowie w ten sposób, że „mieszali elementy melodii rzymskich z własnymi”. A jak „znikł całkowicie” chorał świętego Grzegorza?

Mimo iż chorał gregoriański (ten ułożony przez Gallów) był już śpiewany niemal w całym Christianitas to starożytne bazyliki miasta Rzymu kontynuowały własną tradycję śpiewu (być może pochodzącą od św. Grzegorza). Raziło to kolejnych papieży i ich kardynałów, którzy w pierwszej połowie XIII wieku lub ciut wcześniej w swej podmiejskiej rezydencji zaprowadzili śpiew „taki jak wszędzie”, czyli „gregoriański”. W latach 50-tych XIII wieku kardynał Jan Kajetan Orsini obmyślił wersję kompromisową łączącą tradycję miasta Rzymu i pałacu laterańskiego, ale kiedy został obrany papieżem, jako Mikołaj III, nakazał zniszczenie wszystkich ksiąg zawierających śpiew inny niż „gregoriański”. Rękopisy zawierające zapis śpiewów sięgających czasów  św. Grzegorza spłonęły. Causa finta.

Płacze Bartolucci non Maestro po śpiewie świętego Grzegorza, płacze i Pan Robert po bibliotekach aleksandryjskich. A pociesza ich Maria Valtorta (bez imprimatur):

„I nie obawiajcie się również utracić słów, które są w was.  Joachim, król Judei, paląc zwój miał nadzieję zniszczyć słowa odwieczne i prawdziwe. A tymczasem, jak czytamy także u Jeremiasza, nawet po zniszczeniu pisma pozostało to, co Bóg podyktował. Pan bowiem nakazał prorokowi: „Weź sobie inny zwój i spisz w nim wszystkie poprzednie słowa, jakie były w pierwszym zwoju, spalonym przez króla.” I Jeremiasz dał Baruchowi do zapisania zwój, który jeszcze nie był używany. Podyktował na nowo swemu sekretarzowi wieczne słowa i inne jeszcze, aby uzupełnić pierwsze.
Pan bowiem naprawia straty wyrządzone przez ludzi, kiedy to jest czymś dobrym dla dusz, i nie pozwala na zniszczenie przez nienawiść tego, co jest dziełem miłości.” (M. Valtorta, księga 4, część 3-4, s. 310)

 

Ale wróćmy do owych „niezwykle osobliwych” rękopisów odnalezionych, a następnie trzymanych pod korcem przez Dom Mocquereau. Zawierają one śpiew starorzymski. Tak! Trzy graduały i dwa antyfonarze zawierające zapis tradycji muzycznej, którą można wiązać z osobą św. Grzegorza, ocalały pożogę zaordynowaną przez Mikołaja III.
W 1996 roku spędziłem kilka godzin na kserowanie facsimili jednego z ocalałych graduałów (tego z 1071 roku, najstarszego) z niszowej edycji Lütolfa z 1987 roku, a dziś bez problemu jest on dostępny on-line. Jako że mamy okres Bożego Narodzenia, posłuchaj Łaskawy Czytelniku Kyrie z tropem Incarnatum quoque w subiektywnej interpretacji Marcela Peresa. Posłuchaj: http://www.youtube.com/watch?v=KDJtBh3LGJg i obejrzyj: http://www.e-codices.unifr.ch/en/cb/0074/116r/medium

 

– Nieeee!!! – wrzasnął Brat Horche i zatkał sobie uszy.
Ale jak zwykle jego zachowanie nie było jednoznaczne. Bartolucci sądził, że opętańczy wrzask kaprawego pseudomnicha wywołała chęć zagłuszenia wskrzeszonego cudem śpiewu starorzymskiego, Lwie Ucho jednak przedstawił inną możliwą przyczynę:
– Wy tradsi tak kochacie Sobór Trydencki, a czyż ten sobór nie zakazał wszelkich tropów (dodatków tekstowych) w śpiewach liturgicznych, a już szczególnie w Ordinarium missae?

Literatura:

D. Hiley: Western Plainchant. Oxford 1993
Leo Treitler: http://www.jstor.org/pss/741537
Liber Vigrensis. Wigry 2009

n/a


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Bartosz Izbicki

Bartosz Izbicki na Liturgia.pl

Miłośnik wypowiedzi Msgr Domenico Bartolucciego, przyjaciel Jakóba (zwanego czasem Lwie Ucho) i Brata Horhe, z którymi przeżywa moc przygód