Sacrosanctum Concilium

   To nie przypadek, że Vaticanum II rozpoczęło się od dokumentu, który obecnie budzi tak wiele kontrowersji. Jest on często cytowany, wielu odwołuje się do niego, jednakże nie znając do końca jego treści. Dotyczy to niestety także osób, które studiują Świętą Teologię. Warto zaznaczyć, że dokument ten powstał w 1963 roku. Liturgia katolicka trwała praktycznie w niezmienionej formie od czasów Tridentinum. Jednakże ówcześnie celebrowana we wszystkich kościołach forma Mszy Świętej się swoim układem i wieloma tekstami sięgała czasów apostołów i pierwszych wieków chrześcijaństwa. Warto nadmienić, że błogosławiony Jan XXIII nie miał zamiaru tworzyć nowego rytu, a jedynie przejrzeć teksty, gesty oraz zwyczaje liturgiczne i poddać je zdrowej ocenie. Sacrosanctum Concilium zawiera treści, które powstały poprzez obserwację stanu życia liturgicznego Kościoła w burzliwych latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.
  

   Ojcowie soboru podkreślają, że chociaż działalność Oblubienicy Chrystusa nie wyczerpuje się w liturgii, jednakże to właśnie ona stanowi źródło i szczyt jej istnienia oraz działalności. Liturgia ziemska, co jest również wyrażone w tej konstytucji, jest jedynie odbiciem liturgii niebieskiej ku której wszyscy zmierzamy i której zbawieni zakosztują.


   Temat aktywnego uczestnictwa jest jednym z chwytliwszych sloganów, w momencie dyskusji o ostatniej odnowie liturgicznej. Sacrosanctum Concilium podkreśla, że duszpasterz nie może się spodziewać wielkiego rozkwitu świadomości i życia liturgicznego w swojej parafii czy wspólnocie jeśli sam nie będzie przepełniony „duchem i mocą liturgii”. Nie chcę narzekać. Wydaje mi się jednak czasami, że kapłani mówią piękne słowa na temat świętych czynności, ale za nimi nie idzie osobisty przykład rozmodlenia oraz pietyzmu w sprawach kultu. W innym miejscu konstytucja mówi w ten sposób: „w seminariach i domach zakonnych klerycy powinni otrzymać liturgiczną formację życia duchownego tak przez należyte wprowadzenie, dzięki któremu będą mogli rozumieć święte obrzędy i całą duszą w nich uczestniczyć, jak też przez inne ćwiczenia pobożne przepojone duchem świętej liturgii, niech się również nauczą zachowywać przepisy liturgiczne, tak aby życie w seminariach i instytutach zakonnych było głęboko przeniknięte duchem liturgii”. Z przytoczonych słów jasno wynika, że sprawy kultu nie są jakimś ładnym dodatkiem do życia seminaryjnego. Są jej sercem. Konstytucja mówi także o zachowywaniu przepisów liturgicznych. To prawdziwa bolączka naszych czasów. W wielu przypadkach wynika to nie tyle ze złej woli, lecz z braku znajomości tych przepisów. Naiwnym człowiekiem byłby ten, kto mówiłby, że przed reformą liturgii po Vaticanum II było idealnie. Także zdarzały się wypaczenia oraz dewiacje liturgiczne. Kapłani to też ludzie, których dopada lenistwo, bylejakość. Jednakże śmiało zaryzykuję stwierdzenie, że waga i znaczenie nieprzestrzegania przepisów liturgicznych była mniejsza. Obecnie niektóre samowolne zmiany w przebiegu liturgii graniczą z ciężka obrazą Boga i wykoślawieniem nauki Kościoła Katolickiego.
 

   Sacrosanctum Concilium mówi o pełnym czci milczeniu oraz o znaczeniu śpiewu. Mówiąc o pełnym uczestnictwie Ojcowie soborowi wskazali na aklamacje, psalmy, pieśni i antyfony. Jednakże podkreślili znaczenie ciszy. Niestety i ten punkt kuleje obecnie. Można śmiało powiedzieć, że współczesny człowiek boi się ciszy. Musi być stale otoczony muzyką, dźwiękami, które będą napędzać jego emocje, stymulować nastrój. Liturgia ma proponować nową jakość – inną niż ta światowa, rozkrzyczana. Celebracja liturgiczna to przestrzeń spotkania człowieka z Bogiem. Potrzeba współczesnemu człowiekowi przybrać biblijną postawę Samuela: „mów Panie, bo sługa twój słucha” (1Sm 3,10). Nie trudno też w wielu momentach odnieść wrażenia, że chwile ciszy w odnowionej liturgii to jakby przykład „jaskini Platona”. Marzymy o milczeniu po homilii, które jest chwilą dla rozważania Słowa Bożego. W praktyce cały kościół czeka, kiedy ten ksiądz wreszcie wstanie. Wielokrotnie jest to przerwa w akcji liturgicznej, które wygląda sztucznie. Znó1) odwołam się do Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego. Chociaż tzw. Cisza Kanonu wprowadza pewne wyciszenie to akcja liturgiczna nie zostaje przerwana , liturgia nadal się toczy, a to co niepoznawalne ludzkim poznaniem ubrane jest właśnie w ciszę.
 

   Kwestia języka w liturgii. Wspomnę tylko, że konstytucja liturgiczna nie przewidywała zmiany języka. Oczywiście Ojcowie soboru byli realistami i wiedzieli, że znajomość łaciny w latach sześćdziesiątych XX wieku była mała. Mówiąc jednak o języku narodowym sobór wspomina o czytaniach, śpiewach i pouczeniach. Sama Msza i Oficjum miały zachować swój język kultu – łacinę. Wielką sensacją ten fragment nie był. Już Sobór Trydencki mówił o konieczności objaśniania wiernym gestów i słów w liturgii. W dobie globalizacji Kościół wyzbył się najbardziej namacalnego znaku powszechności. Każdy mógł poczuć się w kościele w swojej wiosce i w Rzymie jak u siebie.
 

   Bardziej rewolucyjnym zapisem jest chęć wprowadzenia oratio universalis, czyli modlitwy powszechnej, która w naturalnym biegu rozwoju liturgii zniknęła. Zachowała się w obrzędach Wielkiego Piątku. Jest jednak pewne „ale”. Sobór mówił szczególnie o uroczystościach i niedzielach. Obecnie niestety modlitwa powszechna w wielu księgach wygląda jak upominanie i korygowanie decyzji Pana Boga. Sam ostatnio znalazłem w jednej z ksiąg modlitwę za zmarłych „za których już nikt się nie modli”. Teologicznie jest to bzdura, ponieważ Kościół w każdej Mszy Świętej modli się za wszystkich zmarłych. Poprawnie to można mówić o zmarłych, którzy szczególnie potrzebują naszej modlitwy.
 

   Teraz kolejny ważny punkt – mianowicie koncelebra. Innym tematem jest czy w pierwszych wiekach koncelebra istniała w takiej formie jaką znamy obecnie czy tez nie. Konstytucja o liturgii mówi o tym, że koncelebra wyraża pełnię kapłaństwa. Istnieje i w tym przypadku pewno „ale”. W omawianym dokumencie jest mowa o koncelebrze w pięciu wymienionych przypadkach. Zapewne nie chodziło Ojcom soboru o koncelebrowanie w niedzielę od świtu aż do ostatniej Mszy, a tym bardziej w dni powszednie. Jest pewną groteską, jeśli nie ma komu służyć do Mszy koncelebrowanej przez czterech kapłanów w środku tygodnia o godzinie 7 rano. Istnieje pewna tendencja koncelebrowania semper et ubique, jednakże należy wziąć pod rozwagę, czy nie zaciera to zjawisko istoty kapłaństwa urzędowego. Omawiany dokument mówi o tym, iż każdy kapłan ma prawo do odprawiania osobno.

   Rozdział VI dotyczy muzyki sakralnej – „skarbca nieocenionej wartości, która wybija się ponad inne sztuki”. Podkreślono, że muzyka w uroczystej liturgii jest jej integralną częścią. Kościół „śpiew gregoriański uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej”. To nieodrobione zadanie domowe. Ze świecą szukać kościoła w dużym mieście, poza świątyniami, w których sprawuje się Mszę w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego, w którym można usłyszeć śpiew gregoriański podczas liturgii. Straszne to zaniedbanie. Świadczą o tym reakcje młodych ludzi na wykonywane chociażby Kyrie eleison. Często widzi się śmiech i niezrozumienie. Jednocześnie są ludzie młodzi, którzy potrafią zasmakować w tej muzyce, która przez wieki rozbrzmiewała w świątyniach. Dalej możemy znaleźć zapis o instrumentach muzycznych, które wykorzystuje się w liturgii. Kościół wskazał bezdyskusyjnie na organy, jako na najwłaściwszy instrument do akompaniamentu podczas czynności liturgicznych. Obecnie dochodzi do takich wynaturzeń jak Msze rockowe, podczas których używa się instrumentów, które wybitnie „nie grają” z sacrum oraz tych z nazwy wymienionych przez Konferencję Episkopatu Polski jako niedozwolonych w liturgii. Ten rozdział to zadanie domowe nr 2.
 

   Na zakończenie mówiąc szczerze nie trudno oprzeć się wrażeniu, że w wielu miejscach teologowie dopisali własne elementy i zdania do Sacrosanctum Concilium, które w niej nie występują np. konieczność odwracania kapłana przodem do wiernych, likwidację łaciny w liturgii. Na pewno Kościół musi odkryć na nowo ten piękny dokument, który może stać się zaczątkiem nowego ruchu liturgicznego. Jest on niewątpliwie  potrzebne wszystkim wierzącym, nie tylko teologom, liturgistom i kapłanom. Ten współczesny dokument jak papierek lakmusowy pokazuje co zostało źle odczytane, przeinaczone. Liturgia to sprawa pierwszorzędna w życiu Kościoła Katolickiego, bowiem to Szczyt i Źródło jego życia.


 

   To nie przypadek, że Vaticanum II rozpoczęło się od dokumentu, który obecnie budzi tak wiele kontrowersji. Jest on często cytowany, wielu odwołuje się do niego, jednakże nie znając do końca jego treści. Dotyczy to niestety także osób, które studiują Świętą Teologię. Warto zaznaczyć, że dokument ten powstał w 1963 roku. Liturgia katolicka trwała praktycznie w niezmienionej formie od czasów Tridentinum. Jednakże ówcześnie celebrowana we wszystkich kościołach forma Mszy Świętej się swoim układem i wieloma tekstami sięgała czasów apostołów i pierwszych wieków chrześcijaństwa. Warto nadmienić, że błogosławiony Jan XXIII nie miał zamiaru tworzyć nowego rytu, a jedynie przejrzeć teksty, gesty oraz zwyczaje liturgiczne i poddać je zdrowej ocenie. Sacrosanctum Concilium zawiera treści, które powstały poprzez obserwację stanu życia liturgicznego Kościoła w burzliwych latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.
  

   Ojcowie soboru podkreślają, że chociaż działalność Oblubienicy Chrystusa nie wyczerpuje się w liturgii, jednakże to właśnie ona stanowi źródło i szczyt jej istnienia oraz działalności. Liturgia ziemska, co jest również wyrażone w tej konstytucji, jest jedynie odbiciem liturgii niebieskiej ku której wszyscy zmierzamy i której zbawieni zakosztują.

   Temat aktywnego uczestnictwa jest jednym z chwytliwszych sloganów, w momencie dyskusji o ostatniej odnowie liturgicznej. Sacrosanctum Concilium podkreśla, że duszpasterz nie może się spodziewać wielkiego rozkwitu świadomości i życia liturgicznego w swojej parafii czy wspólnocie jeśli sam nie będzie przepełniony „duchem i mocą liturgii”. Nie chcę narzekać. Wydaje mi się jednak czasami, że kapłani mówią piękne słowa na temat świętych czynności, ale za nimi nie idzie osobisty przykład rozmodlenia oraz pietyzmu w sprawach kultu. W innym miejscu konstytucja mówi w ten sposób: „w seminariach i domach zakonnych klerycy powinni otrzymać liturgiczną formację życia duchownego tak przez należyte wprowadzenie, dzięki któremu będą mogli rozumieć święte obrzędy i całą duszą w nich uczestniczyć, jak też przez inne ćwiczenia pobożne przepojone duchem świętej liturgii, niech się również nauczą zachowywać przepisy liturgiczne, tak aby życie w seminariach i instytutach zakonnych było głęboko przeniknięte duchem liturgii”. Z przytoczonych słów jasno wynika, że sprawy kultu nie są jakimś ładnym dodatkiem do życia seminaryjnego. Są jej sercem. Konstytucja mówi także o zachowywaniu przepisów liturgicznych. To prawdziwa bolączka naszych czasów. W wielu przypadkach wynika to nie tyle ze złej woli, lecz z braku znajomości tych przepisów. Naiwnym człowiekiem byłby ten, kto mówiłby, że przed reformą liturgii po Vaticanum II było idealnie. Także zdarzały się wypaczenia oraz dewiacje liturgiczne. Kapłani to też ludzie, których dopada lenistwo, bylejakość. Jednakże śmiało zaryzykuję stwierdzenie, że waga i znaczenie nieprzestrzegania przepisów liturgicznych była mniejsza. Obecnie niektóre samowolne zmiany w przebiegu liturgii graniczą z ciężka obrazą Boga i wykoślawieniem nauki Kościoła Katolickiego.
 

   Sacrosanctum Concilium mówi o pełnym czci milczeniu oraz o znaczeniu śpiewu. Mówiąc o pełnym uczestnictwie Ojcowie soborowi wskazali na aklamacje, psalmy, pieśni i antyfony. Jednakże podkreślili znaczenie ciszy. Niestety i ten punkt kuleje obecnie. Można śmiało powiedzieć, że współczesny człowiek boi się ciszy. Musi być stale otoczony muzyką, dźwiękami, które będą napędzać jego emocje, stymulować nastrój. Liturgia ma proponować nową jakość – inną niż ta światowa, rozkrzyczana. Celebracja liturgiczna to przestrzeń spotkania człowieka z Bogiem. Potrzeba współczesnemu człowiekowi przybrać biblijną postawę Samuela: „mów Panie, bo sługa twój słucha” (1Sm 3,10). Nie trudno też w wielu momentach odnieść wrażenia, że chwile ciszy w odnowionej liturgii to jakby przykład „jaskini Platona”. Marzymy o milczeniu po homilii, które jest chwilą dla rozważania Słowa Bożego. W praktyce cały kościół czeka, kiedy ten ksiądz wreszcie wstanie. Wielokrotnie jest to przerwa w akcji liturgicznej, które wygląda sztucznie. Znó1) odwołam się do Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego. Chociaż tzw. Cisza Kanonu wprowadza pewne wyciszenie to akcja liturgiczna nie zostaje przerwana , liturgia nadal się toczy, a to co niepoznawalne ludzkim poznaniem ubrane jest właśnie w ciszę.
 

   Kwestia języka w liturgii. Wspomnę tylko, że konstytucja liturgiczna nie przewidywała zmiany języka. Oczywiście Ojcowie soboru byli realistami i wiedzieli, że znajomość łaciny w latach sześćdziesiątych XX wieku była mała. Mówiąc jednak o języku narodowym sobór wspomina o czytaniach, śpiewach i pouczeniach. Sama Msza i Oficjum miały zachować swój język kultu – łacinę. Wielką sensacją ten fragment nie był. Już Sobór Trydencki mówił o konieczności objaśniania wiernym gestów i słów w liturgii. W dobie globalizacji Kościół wyzbył się najbardziej namacalnego znaku powszechności. Każdy mógł poczuć się w kościele w swojej wiosce i w Rzymie jak u siebie.
 

   Bardziej rewolucyjnym zapisem jest chęć wprowadzenia oratio universalis, czyli modlitwy powszechnej, która w naturalnym biegu rozwoju liturgii zniknęła. Zachowała się w obrzędach Wielkiego Piątku. Jest jednak pewne „ale”. Sobór mówił szczególnie o uroczystościach i niedzielach. Obecnie niestety modlitwa powszechna w wielu księgach wygląda jak upominanie i korygowanie decyzji Pana Boga. Sam ostatnio znalazłem w jednej z ksiąg modlitwę za zmarłych „za których już nikt się nie modli”. Teologicznie jest to bzdura, ponieważ Kościół w każdej Mszy Świętej modli się za wszystkich zmarłych. Poprawnie to można mówić o zmarłych, którzy szczególnie potrzebują naszej modlitwy.
 

   Teraz kolejny ważny punkt – mianowicie koncelebra. Innym tematem jest czy w pierwszych wiekach koncelebra istniała w takiej formie jaką znamy obecnie czy tez nie. Konstytucja o liturgii mówi o tym, że koncelebra wyraża pełnię kapłaństwa. Istnieje i w tym przypadku pewno „ale”. W omawianym dokumencie jest mowa o koncelebrze w pięciu wymienionych przypadkach. Zapewne nie chodziło Ojcom soboru o koncelebrowanie w niedzielę od świtu aż do ostatniej Mszy, a tym bardziej w dni powszednie. Jest pewną groteską, jeśli nie ma komu służyć do Mszy koncelebrowanej przez czterech kapłanów w środku tygodnia o godzinie 7 rano. Istnieje pewna tendencja koncelebrowania semper et ubique, jednakże należy wziąć pod rozwagę, czy nie zaciera to zjawisko istoty kapłaństwa urzędowego. Omawiany dokument mówi o tym, iż każdy kapłan ma prawo do odprawiania osobno.

   Rozdział VI dotyczy muzyki sakralnej – „skarbca nieocenionej wartości, która wybija się ponad inne sztuki”. Podkreślono, że muzyka w uroczystej liturgii jest jej integralną częścią. Kościół „śpiew gregoriański uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej”. To nieodrobione zadanie domowe. Ze świecą szukać kościoła w dużym mieście, poza świątyniami, w których sprawuje się Mszę w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego, w którym można usłyszeć śpiew gregoriański podczas liturgii. Straszne to zaniedbanie. Świadczą o tym reakcje młodych ludzi na wykonywane chociażby Kyrie eleison. Często widzi się śmiech i niezrozumienie. Jednocześnie są ludzie młodzi, którzy potrafią zasmakować w tej muzyce, która przez wieki rozbrzmiewała w świątyniach. Dalej możemy znaleźć zapis o instrumentach muzycznych, które wykorzystuje się w liturgii. Kościół wskazał bezdyskusyjnie na organy, jako na najwłaściwszy instrument do akompaniamentu podczas czynności liturgicznych. Obecnie dochodzi do takich wynaturzeń jak Msze rockowe, podczas których używa się instrumentów, które wybitnie „nie grają” z sacrum oraz tych z nazwy wymienionych przez Konferencję Episkopatu Polski jako niedozwolonych w liturgii. Ten rozdział to zadanie domowe nr 2.
 

   Na zakończenie mówiąc szczerze nie trudno oprzeć się wrażeniu, że w wielu miejscach teologowie dopisali własne elementy i zdania do Sacrosanctum Concilium, które w niej nie występują np. konieczność odwracania kapłana przodem do wiernych, likwidację łaciny w liturgii. Na pewno Kościół musi odkryć na nowo ten piękny dokument, który może stać się zaczątkiem nowego ruchu liturgicznego. Jest on niewątpliwie  potrzebne wszystkim wierzącym, nie tylko teologom, liturgistom i kapłanom. Ten współczesny dokument jak papierek lakmusowy pokazuje co zostało źle odczytane, przeinaczone. Liturgia to sprawa pierwszorzędna w życiu Kościoła Katolickiego, bowiem to Szczyt i Źródło jego życia.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Paweł Beyga

Student Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Od kilku lat katolik chodzący na starą mszę, ale nie tradycjonalista ekstremalny. Pasjonat teologii liturgii.