Procesja pasyjna na południu Sardynii
Wielki tydzień jest obchodzony na Sardynii szczególnie uroczyście. Na całej wyspie odbywają się liczne procesje pasyjne. Ale w stolicy wyspy, w 150-tysięcznym Cagliari, misteria pasyjne rozpoczynają się już w piątek poprzedzający Niedzielę Palmową, który, nazywany jest Venerdì di Passione.
W ten dzień, istniejąca od 1616 roku Arcykonfraternia Krzyża Świętego, organizuje Processione dei Santi Misteri – wielogodzinną procesję ulicami miasta.
Przed godziną 16., na placu przed kościołem San Giacomo, który jest siedzibą arcykonfraternii, gromadzą się tłumy wiernych. Wielu z nich to mężczyźni w charakterystycznych, białych szatach z kapturami na głowach. Są to członkowie arcykonfraternii, odpowiedzialni za prowadzenie procesji. Trwają przygotowania: najpierw w drzwiach kościoła pojawia się dwóch werblistów z obleczonymi na czarno bębnami, oraz niezwykły krzyż, na którym umieszczone są wszystkie atrybuty męki Chrystusa. Następnie mężczyźni zaczynają wynosić z kościoła figury, przedstawiające kolejne etapy Męki Pańskiej: Jezus modlący się w Ogrójcu, pojmany, ubiczowany, wyszydzony, upadający pod krzyżem i ukrzyżowany. Po nich pojawia się naturalnych rozmiarów krzyż, dźwigany przez jednego z mężczyzn, za którym podążają ubrane na czarno płaczki ze świecami w rękach, na końcu zaś figura Matki Bożej.
Porusza nas niesamowity pietyzm, z jakim wykonane są figury Zbawiciela. Każda z nich przedstawia Go niezwykle realistycznie: ma cierpiącą twarz, głębokie i smutne oczy. Jezus w Ogrójcu modli się pod olbrzymią gałęzią z prawdziwego drzewa oliwnego, ubrany jest w płócienne szaty, do „kamiennego słupa” przywiązany jest prawdziwym sznurem, na pośmiewisko odziany jest w prawdziwy szkarłatny płaszcz i ukoronowany koroną uplecioną z prawdziwych cierni. Jego rany przedstawione są niekiedy wręcz naturalistycznie. Również figura Matki Bożej wykonana jest z dbałością o każdy szczegół: jej twarz wyraża boleść, w jej sercu tkwi miecz. Przyodziana w czerwoną suknię z koronkami oraz błękitny płaszcz, stoi pośród mnóstwa kwiatów. Na Jej widok ludzie wyraźnie się ożywiają. Podchodzą z wyciągniętymi rękami, by dotknąć chociaż jej szaty, a po tym nabożnym geście wykonują znak krzyża.
Dbałość o realizm w przedstawianiu świętych postaci wpływa w znacznym stopniu na nasze przeżywanie całej procesji. Fakt, że są one ubrane, związane, wpływa na zwiększenie ich dynamizmu, niejako ożywia je. Ich szaty falują przy powiewach wiatru, pęta zaciśnięte na dłoniach kołyszą się w trakcie marszu. Odbieramy je nie jak figury wyjęte raz do roku z kościelnego magazynu, lecz jak osoby, za którymi podążamy. Wydawać by się mogło, że nasza reakcja jest w dużej mierze spowodowana pierwszym kontaktem z tego typu przedstawieniami Chrystusa i Jego Matki, jednak w zachowaniu doskonale znających te figury Sardyńczyków zauważamy przejęcie podobne do naszego.
Figury są ustawiane w odpowiedniej kolejności wzdłuż przyległej do kościoła ulicy. Pojawia się ksiądz, który będzie towarzyszył procesji modlitwą, a kilkudziesięciu członków konfraterni zbiera się w kole i zaczyna pieśń, która jest właściwym rozpoczęciem procesji. Śpiew ten jest niepodobny do niczego, co słyszeliśmy dotychczas. W znacznej mierze różni się od śpiewów z północy Sardynii, których najbardziej charakterystycznym elementem jest nosowa barwa głosu. Śpiew w Cagliari jest otwarty, bardzo mocny, a wręcz siłowy. Członkowie konfraterni śpiewają pełną piersią, z głębi serca. Gdy melodia wznosi się ku wyższym rejestrom, przypomina po prostu krzyk. Choć to zaskakujące, ekspresja śpiewaków przywodzi na myśl śpiew… stadionowy. Po chwili orientujemy się, że najstarsi, wytrawni konfratrzy śpiewają spokojniej, bez wysiłku, w ich głosie słychać też charakterystyczną sardyńską emisję. Być może więc śpiew z południa wyspy w pierwotnej postaci brzmiał inaczej. Obecny charakter brzmieniowy śpiewu Arcykonfraternii Krzyża Świętego zdominowany jest jednak przez młodszych śpiewaków, którzy śpiewają siłowo i bardzo forsownie. Śpiew ten brzmi więc „stadionowo”, ale, co ciekawe, bardzo dobrze funkcjonuje w przestrzeni sakralnej i wywołuje u wielu łzy wzruszenia.
http://www.liturgia.pl/zasoby/uploads/files/audio/10112.mp3
Pieśń na rozpoczęcie procesji (podobnie, jak większość pieśni późniejszych) brzmi archaiczne, poszczególne dźwięki trzymane są przez dyrygentów bardzo długo, trudno uchwycić wyraźną formę utworu. Fragmenty monodyczne przeplatają się z wielogłosowymi. Zauważamy wyraźny podział na trzy grupy śpiewaków: pierwsza składa się z dzieci, druga z dorosłych mężczyzn. Trzecią, najmniejszą, stanowi kilku starszych śpiewaków obdarzonych głosami basowymi – to oni najczęściej rozpoczynają kolejne pieśni. Dwie pierwsze grupy mają własnych dyrygentów, prowadzących swe zespoły podczas śpiewania przez nie poszczególnych części. We fragmentach śpiewanych tutti, dyrygenci prowadzą zespoły równocześnie, przy czym jeden z nich ustawia się pomiędzy dwiema grupami, bokiem do nich, jednej dyrygując za pomocą prawej, drugiej zaś za pomocą lewej ręki. Śpiewu nie można nazwać szczególnie kunsztownym w zachodnim znaczeniu tego słowa; nie jest idealny intonacyjnie i perfekcyjny wykonawczo. Czasami ewidentnie nie wychodzi. A jednak niezwykle wzrusza uczestników procesji i doskonale spełnia swą funkcję. Za każdym razem pieśni urywają się nagle, a śpiewacy, mając na ustach jeszcze ostatnią, zerwaną nutę, szybko rozchodzą się, zmierzając do swoich procesyjnych obowiązków. Jedni niosą figury, inni troszczą się o bezpieczeństwo, jeszcze inni pilnują zwartego szyku procesji.
Procesja przemieszcza się bez śpiewu, przy oszczędnym akompaniamencie werbli, kontrapunktowanym bardzo przejmującym skrzypieniem drewnianych platform, na których umieszczone są figury. W trakcie marszu ubrane na czarno płaczki prowadzą modlitwę różańcową. Przemieszczamy się wąskimi uliczkami dzielnicy Villanova. Pan Jezus w Ogrójcu ledwo mieści się pod wywieszonymi nie tylko tu, ale i w całym mieście, zdobnymi chorągwiami, przypominającymi o trwającym Wielkim Poście i o pasyjnych uroczystościach. Przeszkodą są jakże włoskie, rozciągnięte sznurki z praniem, których nikt nie dopatruje się ignorancji ze strony mieszkańców. Wilgotność w tamtym regionie jest tak duża, że nie ma innego wyjścia – o tej porze roku jest dość zimno, suszyć trzeba kilka dni. Sfera sacrum nie obraża się na przyrodę i klimat. Można śmiało powiedzieć, że cała procesja jest blisko życia i spraw przyziemnych. Członkowie konfraterni czasem odbiorą telefon, witają się z napotkanymi krewnymi i znajomymi, dla których jest to wyraźną nobilitacją i honorem. Konfratrzy mają pogodne oblicza, co o dziwo nie przeszkadza i nie dysonuje z pasyjną treścią nabożeństwa. Po prostu „nie przybierają wyglądu ponurego”. Śmiejąc się swobodnie, poprawiają kaptury młodszym kolegom, którzy nie radzą sobie jeszcze z nietypowym strojem. W czasie postojów przysiadają obok figur, na platformach. Czasem, w dłuższej przerwie wyskoczą po coś do jedzenia do pobliskiego fastfooda… Są w tym swobodni i bardzo szczerzy. Ale nigdy nie lekceważący.
Dochodzimy do pierwszego z kościołów na trasie procesji. To niewielki Chiesa di San Giovanni. Wnoszona jest do niego pierwsza figura Jezusa (platforma musi być niesiona tuż przy ziemi, by w drzwiach kościoła zmieściło się drzewo oliwne) oraz figura Matki Boskiej. Obie ustawiane są blisko ołtarza. Szczęśliwcy, którzy się zmieścili, wypełniają kościół po brzegi. Teraz już zaczynamy rozumieć, jaki jest schemat procesji. Kolejne kościoły to stacje, w których rozpamiętuje się następujące po sobie etapy męki. Wchodzi tam chronologicznie odpowiednia figura i zawsze towarzysząca Matka Boża. Reszta figur czeka na zewnątrz. W środku ksiądz prowadzi modlitwę, gospodarz kościoła wygłasza krótkie słowo. Ostatnim elementem jest śpiew konfratrów, za każdym razem inny. Bez względu na jego długość i stopień komplikacji wykonywany jest z pamięci.
Przechodzimy do kolejnych dzielnic, także tych ruchliwych i ekskluzywnych, z markowymi sklepami. Niezwykłe wrażenie wywiera postać ubiczowanego i wyszydzonego Jezusa na tle eleganckich butików i salonów jubilerskich. Ludzie ciągle dołączają się do procesji. Ci, którzy muszą pracować, wychodzą na próg sklepu lub zakładu, ludzie starsi pojawiają się w oknach, by śledzić choć jeden z etapów tej drogi. Codzienne życie zamiera, gdy przechodzi procesja. Większość napotkanych po drodze ludzi przystaje w milczeniu. Nie widać, by mieszkańcy stolicy Sardynii mieli problem z miejscem krzyża w życiu publicznym.
Bardzo budująca jest także postawa członków konfraterni. To świetnie zgrana i zorganizowana drużyna. Błyskawicznie zauważają zmęczenie kolegów i bez słowa zjawiają się, by ich zmienić w niesieniu ciężkich figur. Gdy zapada zmrok, okazuje się że figury są podświetlane, a platformy mają dobrze ukryte schowki na zapasowe żarówki i baterie, które konfratrzy skrzętnie wymieniają w razie awarii. Cała procesja wydaje się być zdominowana przez mężczyzn. Oprócz członków konfraterni są obecni także inni mężczyźni, bardzo często modnie ubrani, wyżelowani i wypachnieni. Włączają się w śpiew, modlą się, wodzą wzrokiem za figurami zza swych drogich, ciemnych okularów.
Po drodze zawitaliśmy do klasztoru oo. Dominikanów i ich eklektycznego kościoła pod wezwaniem św. Dominika. Eklektyzm to wymuszony dziejami: kościół pochodzący z XV wieku był zbombardowany w 1943 roku. Wygląda teraz niczym patchwork: z nielicznie zachowanymi bocznymi kaplicami, żelbetowym sufitem, współczesną nawą główną, prezbiterium z pojedynczymi elementami starych murów, modernistyczną kopułą i wejściem niczym do bunkra. Nienaruszone ocalały trzy boki pięknego krużganku z malowniczą studnią pośrodku.
Procesja zatacza koło: po rozważeniu wszystkich etapów Męki Pańskiej, figury trafiają do kościoła, z którego procesja wyruszyła. Jest już ciemna noc. Zmęczenie wyraźnie daje się we znaki. Ale świadomość uczestnictwa w tajemnicach pasyjnych sprawia, że zupełnie nas ono nie dziwi. Jest na miejscu. Przebyliśmy długą drogę. Większość ludzi wytrwała do końca. Może przetrwaliśmy dzięki swoistemu luzowi uczestnictwa? W pełnym skupieniu mogło by się nie udać. Na myśl przychodzą wielogodzinne liturgie prawosławne i zupełnie inny sposób uczestniczenia, dający szansę przeżycia.
Niezwykłe i nieco paradoksalne było uczestnictwo w tym pasyjnym misterium. Nowe, głębokie, męczące, przejmujące, zaskakujące, satysfakcjonujące, długie, pełne, niewystarczające… A dla mieszkańców Cagliari było „pierwsze z…”. Cały Wielki Tydzień upłynie pod znakiem podobnych procesji (ich fragmenty można zobaczyć w poniższym filmie). Zmieniać się będą konfraternie, trasy, przebieg. Ale trwać będzie wielkie rozważanie i przeżywanie Męki Pańskiej. Im bliżej Wielkiego Piątku, tym głębsze i bardziej intensywne uczuciowo. Doprowadzi Sardyńczyków do celebracji Zmartwychwstania Pańskiego o północy w Wielką Sobotę i niedzielnej, przedpołudniowej procesji Chrystusa Zwycięzcy.
Zobacz także
-
Liturgia w soczewce: XXXI niedziela zwykła, rok...
„Liturgia w soczewce” to propozycja komentarzy do tekstów liturgii niedzielnej Mszy świętej, byśmy mogli jeszcze... więcej
-
Listopadowy numer „W drodze”: Bierzcie i jedzcie
Najnowszy numer miesięcznika „W drodze”: o komunii, która ma nam dawać duchową siłę, o tym,... więcej
-
Liturgia w soczewce: XXX niedziela zwykła, rok...
„Liturgia w soczewce” to propozycja komentarzy do tekstów liturgii niedzielnej Mszy świętej, byśmy mogli jeszcze... więcej
-
29 lis
Wrocław: Warsztaty Muzyczno-Liturgiczne + Rekolekcje na początku Adwentu
Dominikanie we Wrocławiu i Schola OP po raz kolejny organizują… więcej