Poszerzanie horyzontów

Przez cały lipiec mam okazję uczestniczyć w kursie języka angielskiego dla jezuitów z Europy, który jest organizowany w naszym krakowskim Kolegium Jezuitów. Nauczycielami są nasi współbracia ze Stanów Zjednoczonych. Mogę śmiało napisać, że „tym faktem nie odkryję Ameryki”, ale kurs oprócz okazji do nauki języka, jest wyśmienitym czasem do wymiany myśli, opinii i zwyczajów panujących w naszych krajach.

Dokumenty soborowe traktujące o liturgii określają do czego służy koncelebra. Czasami tu i ówdzie obijają się o uszy opinie, że koncelebra jest nadużywana, a możliwość jej użycia jasno wskazują wspomniane dokumenty soborowe, że jest dużo samowolki w tej kwestii itp.

Dużym zdziwieniem było dla mnie, gdy jeden z moich współbraci z Ameryki, z resztą redaktor magazynu „America” (tego, w którym rozpoczęto dyskusje nad możliwością zaliczenia kobiet do kolegium kardynalskiego – było o tym swojego czasu głośno), powiedział mi, że bardzo powszechny wśród amerykańskich jezuitów jest zwyczaj „celebrowania” Mszy przez jednego kapłana (spełnianie posług wynikających ze święceń, ubranie szat liturgicznych etc.). Reszta kapłanów uczestniczących w Eucharystii „zachowuje się” jak zwyczajni uczestniczący, nie spełniający żadnych posług.

Nie chciałbym tutaj rozstrzygać, co jest lepsze. Chyba najlepiej będzie tutaj zastosować powiedzenie św. Augustyna: w ważnych rzeczach (zachować należy) jedność, w wątpliwych różnorodność, we wszystkich miłość.

Nie mniej na koniec jeszcze warto zapytać skąd wziął się ten zwyczaj… Najprostszej odpowiedzi nie znam, ale być może jednym z powodów „nadużywania” koncelebry jest ogromna ilość intencji z jaką w polskich warunkach mamy do czynienia. Każdy kapłan ma wyznaczoną intencję na konkretny dzień. W mentalności ludzi, nie ma się co oszukiwać, panuje przekonanie, że jeśli kilka intencji (tzw. „Msza zbiorowa”) zostanie poleconych Bogu w czasie takiej Mszy przez jednego kapłana, istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że wtedy jest ona mniej ważna, niż jedna intencja odprawiona przez jednego kapłana. Wolę sobie tego nie wyobrażać, co by było, gdyby Pan Bóg zapomniał o tych intencjach brrr… :)
 

Przez cały lipiec mam okazję uczestniczyć w kursie języka angielskiego dla jezuitów z Europy, który jest organizowany w naszym krakowskim Kolegium Jezuitów. Nauczycielami są nasi współbracia ze Stanów Zjednoczonych. Mogę śmiało napisać, że „tym faktem nie odkryję Ameryki”, ale kurs oprócz okazji do nauki języka, jest wyśmienitym czasem do wymiany myśli, opinii i zwyczajów panujących w naszych krajach.

Dokumenty soborowe traktujące o liturgii określają do czego służy koncelebra. Czasami tu i ówdzie obijają się o uszy opinie, że koncelebra jest nadużywana, a możliwość jej użycia jasno wskazują wspomniane dokumenty soborowe, że jest dużo samowolki w tej kwestii itp.

Dużym zdziwieniem było dla mnie, gdy jeden z moich współbraci z Ameryki, z resztą redaktor magazynu „America” (tego, w którym rozpoczęto dyskusje nad możliwością zaliczenia kobiet do kolegium kardynalskiego – było o tym swojego czasu głośno), powiedział mi, że bardzo powszechny wśród amerykańskich jezuitów jest zwyczaj „celebrowania” Mszy przez jednego kapłana (spełnianie posług wynikających ze święceń, ubranie szat liturgicznych etc.). Reszta kapłanów uczestniczących w Eucharystii „zachowuje się” jak zwyczajni uczestniczący, nie spełniający żadnych posług.

Nie chciałbym tutaj rozstrzygać, co jest lepsze. Chyba najlepiej będzie tutaj zastosować powiedzenie św. Augustyna: w ważnych rzeczach (zachować należy) jedność, w wątpliwych różnorodność, we wszystkich miłość.

Nie mniej na koniec jeszcze warto zapytać skąd wziął się ten zwyczaj… Najprostszej odpowiedzi nie znam, ale być może jednym z powodów „nadużywania” koncelebry jest ogromna ilość intencji z jaką w polskich warunkach mamy do czynienia. Każdy kapłan ma wyznaczoną intencję na konkretny dzień. W mentalności ludzi, nie ma się co oszukiwać, panuje przekonanie, że jeśli kilka intencji (tzw. „Msza zbiorowa”) zostanie poleconych Bogu w czasie takiej Mszy przez jednego kapłana, istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że wtedy jest ona mniej ważna, niż jedna intencja odprawiona przez jednego kapłana. Wolę sobie tego nie wyobrażać, co by było, gdyby Pan Bóg zapomniał o tych intencjach brrr… 🙂
 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także