Pokora – otwartość na prawdę
Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, lit. słowa: Rz 12,9–16b lub Iz 12,2–6; Łk 1,39–56
Niech was pociąga to, co pokorne (Rz 12,16).
Jakżeż to wezwanie, trafiające w samo sedno życia duchowego, prowadzące do odkrycia prawdy i umożliwiające podjęcie jej w sobie, jest stale ignorowane. I to wszystko mimo tego, że tak bardzo czcimy Najświętszą Maryję Pannę, której życie jest całkowicie przepełnione szukaniem tego, co pokorne.
Na Niej także objawiła się pełna realizacja obietnicy Pana Jezusa: kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,14), czyli kto pójdzie prawdziwie drogą pokory, ten dojdzie do pełni życia.
Scena nawiedzenia z dzisiejszej Ewangelii, podobnie jak inne sceny związane z Najświętszą Maryją Panną, jest nasycona spokojem i zwyczajnością. Maryja przyszła do swojej krewnej z posługą w jej błogosławionym stanie. Cóż prostszego! Nie ma w tym niczego atrakcyjnego, żadnego wielkiego dokonania, heroizmu, sprytu, nadzwyczajności... Nie ma niczego, co by wskazywało, że człowiek coś nowego osiągnął w duchowym wysiłku... Zwyczajna posługa, spotkanie dwóch kobiet. Jednak w tej zwyczajnej scenerii dokonują się najważniejsze sprawy: odkrycie niezwykłego działania Boga:
Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1,42n).
Oto Bóg przez pokorę Maryi wciela się, przychodzi do człowieka: Bóg wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy (Łk 1,48), aby przez Nią dokonać wielkich rzeczy dla wszystkich lu531 dzi. Właśnie owa pokora umożliwia takie działanie i dlatego św. Paweł zaleca ją nam w dzisiejszym pierwszym czytaniu.
Zazwyczaj staramy się coś osiągnąć, mamy wyznaczone cele, zadania. Istnieje jakaś hierarchia, stopnie, po których staramy się wspinać. Różne są te stopnie, na przykład stopnie kariery, stopnie osiągalnych wyników, wiedzy. Dzisiaj lansuje się model samorealizacji, osiągania tego, co sobie zaplanowaliśmy. Wtedy jednak tak naprawdę Bóg jest niepotrzebny, chyba jedynie po to, by nam pomógł robić swoje. Taką postawę przenosimy także na życie duchowe i pragniemy osiągać kolejne stopnie „doskonałości duchowej”. Mało tego, wzywamy Boga, aby nam pomógł te stopnie osiągać. Scena nawiedzenia, czyli spotkania Najświętszej Maryi Panny z Elżbietą i w ogóle osoba Maryi ukazują, że to, co najważniejsze w życiu, osiągamy przez uniżenie się, bo tylko wówczas Bóg może działać i dokonać wielkich dzieł w nas. To uniżenie wyraża się konkretnie zwykłą służbą dla innych.
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana (Łk 1,45).
Właśnie to, co przychodzi do nas od Pana, a nie jest naszym pomysłem, daje błogosławieństwo, czyli pełnię życia i radości. Nasz zasadniczy problem polega na tym, że nie otwieramy się na przyjęcie tego, co pochodzi od Pana. Stale wydaje się nam, że sami wiemy, co jest dla nas dobre. Skąd wiemy? Kto nam to powiedział? Praktycznie najczęściej wyobrażenia o tym, co mamy robić, czerpiemy z otoczenia, w którym żyjemy. Wzory, do których staramy się dostosować, punkt odniesienia dla naszych pragnień odnajdujemy najczęściej na zewnątrz. Natomiast pokora skupia nas wokół prawdy odnajdywanej wewnątrz. Pokora jest po prostu otwartością na prawdę odnoszącą się do naszego życia.
Niestety, pokora jest często kojarzona z uniżeniem się przed innymi, upokorzeniem, rodzajem rezygnacji z siebie, swoich przekonań, racji, myśli. To jednak nie jest pokora, ale rodzaj lęku, nerwica i kompleks niższości. Pokora rodzi się z otwarcia na wewnętrzną prawdę. Fatalne utożsamienie pokory z zewnętrznym uniżeniem dokonało się prawdopodobnie na podstawie zewnętrznych przejawów. Człowiek pokorny jest wyciszony, nie walczy o swoje, jak gdyby się wycofuje, bo nie wchodzi w spory i polemiki, wiedząc, że nie prowadzą one do pełni życia. Człowiek zrezygnowany przejawia na zewnątrz podobną postawę milczenia i wycofania, ale motyw jego zamilknięcia jest zupełnie inny. Najczęściej jest nim lęk, który jest przeciwieństwem pokory. Pokora wymaga odwagi otwarcia na trudną prawdę o sobie.
Dążenie do osiągania sukcesów czy kolejnych stopni doskonałości... bywa często ucieczką od prawdziwego otwarcia się na prawdę o sobie. Ostrzega przed tym Pan Jezus:
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,26).
Dlatego właśnie prawdziwego postępu duchowego nie da się zmierzyć sukcesami, nawet jeżeli wydaje się, że są to osiągnięcia duchowe. Jego miarą jest wewnętrzne otwarcie na Tego, który Jest „tu i teraz”, przejawiające się w zwykłych wydarzeniach życia. Maryja jest mistrzynią takiego otwarcia, jest mistrzynią zwyczajności, mistrzynią odnajdywania siebie w całkowitej autentyczności. Życie bowiem składa się w ogromnej mierze ze zwykłych sytuacji, wydarzeń, ze zwykłego bycia „tu i teraz”. A sobą możemy być tylko „tu i teraz”, a nie w naszej wyobraźni „tam i kiedyś”, czy to w przeszłości, czy w przyszłości. Skoncentrowanie na sukcesach, na chwilach osiągnięć, powoduje, że szukamy siebie gdzieś, kiedyś, tam, nie w sobie tu i teraz.
Maryja odkryła tę fundamentalną prawdę o życiu, które rodzi się „tu i teraz”:
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy (Łk 1,47n).
Zauważmy, że Ona wcale niczego nie oczekiwała, o nic nie prosiła. Z dalszej relacji Ewangelii dowiadujemy się, że tylko jeden raz poprosiła Syna o coś. Było to na weselu w Kanie Galilejskiej. Prosiła wówczas o coś nie dla siebie, lecz dla młodej pary, której groziła kompromitacja.
„Wejrzenie” Boże oznacza przede wszystkim zwrócenie uwagi, zauważenie, za którym idzie wysłuchanie, bliskość i przyjaźń. Natomiast relacja zażyłej więzi z Bogiem zmienia całkowicie patrzenie na życie. Magnifikat, Pieśń Maryi, wyraża to paradoksami:
rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych syci dobrami, a bogaczy odprawia z niczym (Łk 1,51–53).
To bogaci są biednymi, a biedni bogatymi. Pokorni panują, a pyszni są odrzuceni. Maryja doskonale odczytuje prawdę błogosławieństwa: błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5). W Eucharystii, do której przystępujemy, to błogosławieństwo urzeczywistnia się w sposób niesamowity: cisi otrzymują udział, komunię z samym Bogiem, czyli udział w życiu Trójcy Świętej.
Włodzimierz Zatorski OSB
Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 2b, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.
Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, lit. słowa: Rz 12,9–16b lub Iz 12,2–6; Łk 1,39–56
Niech was pociąga to, co pokorne (Rz 12,16).
Jakżeż to wezwanie, trafiające w samo sedno życia duchowego, prowadzące do odkrycia prawdy i umożliwiające podjęcie jej w sobie, jest stale ignorowane. I to wszystko mimo tego, że tak bardzo czcimy Najświętszą Maryję Pannę, której życie jest całkowicie przepełnione szukaniem tego, co pokorne.
Na Niej także objawiła się pełna realizacja obietnicy Pana Jezusa: kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,14), czyli kto pójdzie prawdziwie drogą pokory, ten dojdzie do pełni życia.
Scena nawiedzenia z dzisiejszej Ewangelii, podobnie jak inne sceny związane z Najświętszą Maryją Panną, jest nasycona spokojem i zwyczajnością. Maryja przyszła do swojej krewnej z posługą w jej błogosławionym stanie. Cóż prostszego! Nie ma w tym niczego atrakcyjnego, żadnego wielkiego dokonania, heroizmu, sprytu, nadzwyczajności… Nie ma niczego, co by wskazywało, że człowiek coś nowego osiągnął w duchowym wysiłku… Zwyczajna posługa, spotkanie dwóch kobiet. Jednak w tej zwyczajnej scenerii dokonują się najważniejsze sprawy: odkrycie niezwykłego działania Boga:
Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1,42n).
Oto Bóg przez pokorę Maryi wciela się, przychodzi do człowieka: Bóg wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy (Łk 1,48), aby przez Nią dokonać wielkich rzeczy dla wszystkich lu531 dzi. Właśnie owa pokora umożliwia takie działanie i dlatego św. Paweł zaleca ją nam w dzisiejszym pierwszym czytaniu.
Zazwyczaj staramy się coś osiągnąć, mamy wyznaczone cele, zadania. Istnieje jakaś hierarchia, stopnie, po których staramy się wspinać. Różne są te stopnie, na przykład stopnie kariery, stopnie osiągalnych wyników, wiedzy. Dzisiaj lansuje się model samorealizacji, osiągania tego, co sobie zaplanowaliśmy. Wtedy jednak tak naprawdę Bóg jest niepotrzebny, chyba jedynie po to, by nam pomógł robić swoje. Taką postawę przenosimy także na życie duchowe i pragniemy osiągać kolejne stopnie „doskonałości duchowej”. Mało tego, wzywamy Boga, aby nam pomógł te stopnie osiągać. Scena nawiedzenia, czyli spotkania Najświętszej Maryi Panny z Elżbietą i w ogóle osoba Maryi ukazują, że to, co najważniejsze w życiu, osiągamy przez uniżenie się, bo tylko wówczas Bóg może działać i dokonać wielkich dzieł w nas. To uniżenie wyraża się konkretnie zwykłą służbą dla innych.
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana (Łk 1,45).
Właśnie to, co przychodzi do nas od Pana, a nie jest naszym pomysłem, daje błogosławieństwo, czyli pełnię życia i radości. Nasz zasadniczy problem polega na tym, że nie otwieramy się na przyjęcie tego, co pochodzi od Pana. Stale wydaje się nam, że sami wiemy, co jest dla nas dobre. Skąd wiemy? Kto nam to powiedział? Praktycznie najczęściej wyobrażenia o tym, co mamy robić, czerpiemy z otoczenia, w którym żyjemy. Wzory, do których staramy się dostosować, punkt odniesienia dla naszych pragnień odnajdujemy najczęściej na zewnątrz. Natomiast pokora skupia nas wokół prawdy odnajdywanej wewnątrz. Pokora jest po prostu otwartością na prawdę odnoszącą się do naszego życia.
Niestety, pokora jest często kojarzona z uniżeniem się przed innymi, upokorzeniem, rodzajem rezygnacji z siebie, swoich przekonań, racji, myśli. To jednak nie jest pokora, ale rodzaj lęku, nerwica i kompleks niższości. Pokora rodzi się z otwarcia na wewnętrzną prawdę. Fatalne utożsamienie pokory z zewnętrznym uniżeniem dokonało się prawdopodobnie na podstawie zewnętrznych przejawów. Człowiek pokorny jest wyciszony, nie walczy o swoje, jak gdyby się wycofuje, bo nie wchodzi w spory i polemiki, wiedząc, że nie prowadzą one do pełni życia. Człowiek zrezygnowany przejawia na zewnątrz podobną postawę milczenia i wycofania, ale motyw jego zamilknięcia jest zupełnie inny. Najczęściej jest nim lęk, który jest przeciwieństwem pokory. Pokora wymaga odwagi otwarcia na trudną prawdę o sobie.
Dążenie do osiągania sukcesów czy kolejnych stopni doskonałości… bywa często ucieczką od prawdziwego otwarcia się na prawdę o sobie. Ostrzega przed tym Pan Jezus:
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,26).
Dlatego właśnie prawdziwego postępu duchowego nie da się zmierzyć sukcesami, nawet jeżeli wydaje się, że są to osiągnięcia duchowe. Jego miarą jest wewnętrzne otwarcie na Tego, który Jest „tu i teraz”, przejawiające się w zwykłych wydarzeniach życia. Maryja jest mistrzynią takiego otwarcia, jest mistrzynią zwyczajności, mistrzynią odnajdywania siebie w całkowitej autentyczności. Życie bowiem składa się w ogromnej mierze ze zwykłych sytuacji, wydarzeń, ze zwykłego bycia „tu i teraz”. A sobą możemy być tylko „tu i teraz”, a nie w naszej wyobraźni „tam i kiedyś”, czy to w przeszłości, czy w przyszłości. Skoncentrowanie na sukcesach, na chwilach osiągnięć, powoduje, że szukamy siebie gdzieś, kiedyś, tam, nie w sobie tu i teraz.
Maryja odkryła tę fundamentalną prawdę o życiu, które rodzi się „tu i teraz”:
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy (Łk 1,47n).
Zauważmy, że Ona wcale niczego nie oczekiwała, o nic nie prosiła. Z dalszej relacji Ewangelii dowiadujemy się, że tylko jeden raz poprosiła Syna o coś. Było to na weselu w Kanie Galilejskiej. Prosiła wówczas o coś nie dla siebie, lecz dla młodej pary, której groziła kompromitacja.
„Wejrzenie” Boże oznacza przede wszystkim zwrócenie uwagi, zauważenie, za którym idzie wysłuchanie, bliskość i przyjaźń. Natomiast relacja zażyłej więzi z Bogiem zmienia całkowicie patrzenie na życie. Magnifikat, Pieśń Maryi, wyraża to paradoksami:
rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych syci dobrami, a bogaczy odprawia z niczym (Łk 1,51–53).
To bogaci są biednymi, a biedni bogatymi. Pokorni panują, a pyszni są odrzuceni. Maryja doskonale odczytuje prawdę błogosławieństwa: błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5). W Eucharystii, do której przystępujemy, to błogosławieństwo urzeczywistnia się w sposób niesamowity: cisi otrzymują udział, komunię z samym Bogiem, czyli udział w życiu Trójcy Świętej.
Włodzimierz Zatorski OSB
Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 2b, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.
Zobacz także
-
Kraków: „Koncert z Pompą” na 10 lat zespołu Lege...
Rozpoczynają się obchody Jubileuszu 10-lecia powstania Chóru Kameralnego Lege Artis – ludzi, których połączyła muzyka. W ramach... więcej
-
Służba i władza – komentarz na wspomnienie...
2 Kor 4,1–2.5–7 Łk 22,24–30 Władza jako służba to piękna idea, ale jednocześnie bardzo trudna... więcej
-
Skorzystać z Bożego bogactwa
Święto Benedykta, opata, patrona Europy, liturgia słowa: Prz 2, 1-9; Mt 19, 27-29 Święty Piotr,... więcej
-
29 lis
Wrocław: Warsztaty Muzyczno-Liturgiczne + Rekolekcje na początku Adwentu
Dominikanie we Wrocławiu i Schola OP po raz kolejny organizują… więcej