Oda do fragmentu posadzki

Dobra poezja potrafi być bardzo sensualna. Dobra poezja często odwołuje się do zbiorowych doświadczeń, sumuje je (i zdarza się – tworzy mity), nadaje werbalny kształt czemuś znanemu, lecz wymykającemu się (dotąd) kodyfikacji; często przeczuwanemu, ważnemu, choć niezauważalnemu w swej zwykłości.

Dość hermetyczna twórczość Krzysztofa Koehlera często daje się interpretować przez zbiorowe doświadczenie. Jego liryka staje się zrozumiała, dopiero gdy jest bliska – gdy czytający odczuje tożsamość przeżyć. Weźmy fragment:

Na ulicy w tłumie
Słowa
Wędrujące z ust do ust
Śpiewam głośno
O czym? jeszcze nie rozumiem
Łapię oddech
Dyszę […]

Pomimo swej elegancji staje się on dla mnie interesujący, gdy łączy się z tytułem: „Boże Ciało”. Tekst nabiera sensu dopiero, gdy odbiorca zdaje sobie sprawę, że dzieli doświadczenie poety, że również brał udział w procesji z feretronami i czuł się przed Bogiem zarówno jednostką, jak i częścią wspólnoty.

***

Stanisław Barańczak zmagał się z tłumaczeniem wiersza Seamusa Heaneya. Gładził i polerował słowa tak, by nadać połysku i krągłości, lecz nie stracić przyrodzonej im, i tak istotnej dla utworu, chropowatości czy szorstkości. Gdy czytałem strofy „Wideł”, nagle poczułem w dłoniach opisywany trzonek. Trzeba lat obracania drewna w dłoniach, by stało się znacznie gładsze niż po opuszczeniu tokarki. Ten sam proces paradoksalnie uwypukla, wydobywa na powierzchnię wszelkie nieregularności, sęki, zgrubienia, które tokarka wygładziła:

Lubił ujmować ten obły, pręgowany słojami jesion,
Jedwabny od tylu wcześniejszych rąk, którym był rękojeścią

[…] obtoczone drewno, ziarnistość na poły
Zgładzona dłonią […
Konserwowane w pocie, wyważone w dłoni […]

Dotykanie takiego kawałka materii jest czymś niezwykłym, zostawiło bardzo wyraźny ślad w mojej pamięci. Ale owa pamięć nie była uświadomiona. Została wydobyta ze mnie (jak drewniane sęki skrywające się pod innymi warstwami drewna) dzięki znakomitej poezji.

Sam Barańczak starł się z podobnym sensualnym wspomnieniem, mającym coś z natręctwa, irracjonalnej chęci poznania, dojmującej, lecz zbytecznej. Poznania nietrwałego, które chce się powtarzać – tak zdaje się być nieuchwytne:

Całą powierzchnią dłoni trzymać się uparcie tej klamki
[…
jej grubej, drewnianej walcowatości, wyślizganej przez miejscowe ręce,
naciskać co chwilę, wyczuć moment luzu i opór sprężyny

***

Na pewno jest już jakiś znamienity poemat, który z podobną precyzją oddaje zetknięcie z kamienną posadzką starego kościoła. Wyślizgane (bardziej butami czy kolanami?), nierówne, że czuje się to nawet przez podeszwę, płyty. Wypłukane drobiny skały potworzyły leje, fałdowana powierzchnia tyleż przyciąga rozkołysany wzrok (odrywając od ołtarza), co traktuje kolana w sposób równocześnie rozkojarzający resztę ciała i modlitewny, pokutny.

Pojedyncze ja zespala się klęczeniem z tysiącami kolan przede mną. Dołącza własne jedyne w swoim rodzaju intencje do podobnych trosk, jakimi szlifowano (i gufrowano) tę przestrzeń przez wieki.

Na pewno, choć go nie znam, taki poemat jest. Ale ja czekam na inny. Taki, który dotknie nie zagadnienia a pojedynczego, matrialnego szczegółu. Czekam na wiersz, który dostrzeże i pochwali jedną konkretną (białą) płytkę posadzki z kaplicy dominikańskiego kościoła w Krakowie.

Ile razy czekałem na spowiedź – przyciągała mój wzrok. Podłoga dominikańska ma w sobie znacznie więcej szlachetnej prostoty płaskiego równinnego terenu niż spieniona podłoga katedry wawelskiej, przelewająca się falami od ściany do ściany jakby zastygły moment wzburzonej historii rzeki. Jednak ten jeden kwadrat, jakby słabszy, objuczony ciężarem ludzkich grzechów, ale też szacunku i wdzięczności, skarlał wobec reszty. Dał się wwiercić w ziemię.

Czy taki z niego Szemkel – myślałem – co to, choć się stara, nie dorówna do poziomu orszaku świętego? Nie Szemkel z niego – jest w centrum, nie na biało-czarnym końcu. Jest w centrum – na środku drogi między konfesjonałem a wyjściem. To na nim stanąwszy, tyłem do Jezusa Eucharystycznego półodwróceni już, nawróceni spowiedzią, wykonują taneczny odwrót, by oddać Bogu w tabernakulum ujawniającemu się pokorny pokłon.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Michał Buczkowski

Michał Buczkowski na Liturgia.pl

Katolik, mąż, ojciec, Polak, dziennikarz i tak dalej.