Liturgia – Boska rzeczywistość wyrażająca się w języku słów, gestów, znakówi i symboli.

Słusznie przeto uważa się liturgię za wykonywanie kapłańskiego urzędu Jezusa Chrystusa, w niej przez znaki widzialne wyraża się, i w sposób właściwy poszczególnym znakom i urzeczywistnienia uświęcenie człowieka, a mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa ze swymi członkami, wykonuje całkowity kult publiczny. (Sacrosanctum Concillium, nr 7)

Czym jest liturgia?

 

Można na to pytanie odpowiedzieć w sposób klasyczny, jak to się czyni na wykładach liturgii zaczynając od etymologii słowa… można ukazywać liturgię pod różnym kątem… ale chyba po prawdzie należałoby zacząć od tego, że liturgia to rzeczywistość. Brzmi banalnie? Ale cóż to oznacza? Otóż liturgia to nie jest teatr, przedstawienie, skecz, katecheza, wykład, prelekcja. To nie jest ludzkie wydarzenie mające wspomnieć jedynie jakieś historyczne wydarzenie zbawcze. To realna rzeczywistość, w której tu i teraz dokonuje się Boska wymiana, w której sam Chrystus przez Siebie i w Sobie ofiaruje się Bogu Ojcu w Jedności Ducha Świętego (por. wielka doksologia Per ipsum, et cum ipso…)

W końcu powiada Konstytucja o Liturgii tak:

Liturgia ziemska daje nam niejako przedsmak uczestnictwa w liturgii niebiańskiej, odprawianej w mieście świętym Jeruzalem, do którego pielgrzymujemy, gdzie siedzi po prawicy Bożej jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku. W liturgii ziemskiej ze wszystkimi zastępami duchów niebieskich wyśpiewujemy Panu hymn chwały.

Oto w Boskiej Liturgii dostępujemy już udziału w rzeczach nieba. Nie bez powodu niektórzy nazywają Mszę Świętą najdoskonalszą rzeczą po tej stronie nieba, dopatrując się w niej niejako obecności nieba na ziemi podczas świętych misterów – lub jak chcą inni – przeniesienia naszego ziemskiego przybytku do nieba w trakcie liturgii. Jakkolwiek w liturgii uczestniczy całe obdarzone poznaniem Boże stworzenie.

To bardzo moim zdaniem ważne, bo wielokrotnie dyskutując z różnymi osobami o zawłaszczaniu liturgii podkreślam – jakim prawem my ludzie mamy decydować o czymś, co dotyczy nie tylko nas…

 

 

A tymczasem zakończenie każdej prefacji podkreśla, że to, co się teraz w liturgii dokonuje, ma miejsce wraz z aniołami i świetymi, z którymi modlimy się jednym głosem wołając. Te bardzo nietrafione tłumaczenia polskich prefacji w oryginale zawierają zazwyczzj wymienone kolejne zastępty wojsk niebieskich: Et ideo cum Angelis et Archangelis, cum Thronis et Dominationibus, cum-que omni militia caelestis exercitus, hymnum gloriae tuae canimus, sine fine dicentes. Pojawiają się aniołowie, archaniołowie, trony, panowania – oraz wszystkie zastępwy wojsk niebieskich. Zgodnie z nauczaniem angelologii są to jeszcze zwierzchności, władze, moce, chrubini i serafini.

Idzmy dalej – poruszajac pewne prawdy o Mszy Świętej, przytoczone zresztą przez Sobór w Trydencie – nie sposób nie wspomnieć o tym, że w Najświętszej Ofierze dokonuje się prawdziwa Ofiara. Prawy o Mszy są między innymi takie:

1. W Mszy dokonuje się prawdziwa i właściwa ofiara (<<sacrificium verum et proprium>>) – bezkrwawa ofiara Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa.
2. Ofiara eucharystyczna i Ofiara Krzyża są tożsame ze względu na dary ofiarne i właściwego kapłana–ofiarnika, Chrystusa, zaś różne ze względu na rodzaj i
sposób ofiarowania.
3. Ofiara Mszy jest przedstawieniem (representatio), pamiątką (memoria) i zastosowaniem (aplicatio) ofiary krzyżowej Chrystusa. Nie jest to zwykłe wspomnienie, lecz <<sacrificium verum et proprium>>

Kapłanem-ofiarnikiem jest sam Chrystus. Ale my jednak w liturgii widzimy człowieka-księdza. To jak to jest? Kościół uczy nas – ten bowiem ksiądz-człowiek celebrując czyni to jako alter Christus (drugi Chrystus), jako przyobleczony w Chrystusa, w zastępstwie Chrystusa, będący w Jego Osobie (in persona Christi) – czy w końcu użuczając swojego języka i ręki dostarczając – jak to wyjaśni Pius XII w Mediator Dei:

Jeden jest więc i ten sam Kapłan, Chrystus Jezus, którego przenajświętszą osobę kapłan zastępuje. Ten ostatni bowiem dzięki kapłańskiemu namaszczeniu, które otrzymał, upodabnia się do Najwyższego Kapłana i ma władzę działania mocą i osobą samego Chrystusa”. Przeto czynnością swą kapłańską Chrystusowi niejako „użycza swojego języka i ręki dostarcza”

 

 

 

chcę teraz pokazać Drogim Czytelnikom, że nie tylko liturgia jest pewną określoną rzeczywistością, w której realnIe misteria dokonują się tu i teraz – przy udziale całego Bożego stworzenia, mającego choc częściowe poznanie Stwórcy, ale również, że wszystkie te prawdy o tej boskiej rzeczywistości, o tym co się w niej dokonuje, liturgia ta wyjaśnia poprzez charakterystyczny dla siebie język – język słów, gestów, znaków i symboli.

Kiedy raz po raz na plebaniach, w zakrystiach czy z okazji różnych spotkań prowadzę ze świeckimi czy duchownymi rozmowę o języku liturgicznym i miejscu łaciny w Kościele, z ust sceptyków przywrócenia łacinie jej należnego miejsca padają zazwyczaj takie argumenty – łacina jest językiem martwym, niezrozumiałym dla wiernych. Więc nie nadaje się we współczesnym świecie do użytku.

Cóż… trudno bardzo ten argument w sposób jasny oddalić. Zauważmy jednak, że 80-90% słów wypowiadanych podczas liturgii kieruje się do Boga – nie do wiernych (właściwie wszystko poza pozdowieniami „Pan z Wami”, wstępami i wyjasnieniami, homilią (w NOM) czy kazaniem (w KRR), błogosławieństwem końcowym i rozesłaniem). Skoro tak, to ta zdecydowana większość liturgii niekoniecznie odnosi się do wiernych. Czy musi więc treściowo być dla nich bezpośrednio zrozumiała? Nie chodzi oczywiście o to, by wierni nie rozumieli tego, co w liturgii się dokonuje. Ale by to rozumienie osiągnęli, nie wystarczy jedynie użycie języka narodowego. Zresztą sam Sobór w Trydencie orzekł:

Rozdział. VIII. [Nie należy z własnej inicjatywy odprawiać Mszy św. w narodowym języku, ale jej tajemnice trzeba ludowi wyjaśniać]. – Choć Msza św. zawiera w sobie bogatą naukę dla wiernych, nie wydało się stosowne Ojcom, by była wszędzie odprawiana w języku narodowym. Dlatego więc zachowując wszędzie w każdym Kościele dawny obrządek, zatwierdzony przez Kościół rzymski, który jest matką i mistrzynią wszystkich kościołów, oraz aby owce Chrystusa nie cierpiały głodu i żeby nie było tak, by „dzieci proszące o chleb nie miały tego, kto by im go udzielił” [por. Lm 4,4 ], poleca święty Sobór pasterzom i wszystkim sprawującym pieczę nad duszami, by często w czasie odprawiania Mszy św. – czy to sami, czy przez kogoś innego – wyjaśniali niektóre teksty czytane podczas sprawowania Mszy i między innymi żeby wyjaśniali jakąś tajemnicę tej Najświętszej Ofiary, szczególnie w niedziele i święta.

Użycie więc języka łacińskiego nie ma służyć temu, by wierni pozostawali w niewiedzy. Ale wiedza wiernych w tym zakresie powinna pochodzić od odpowiedniego liturgicznego duszpasterstwa – które prawdy o Mszy Świętej wiernym by uświadamiało.

Wcale więc liturgii w języku narodowym sprawować nie trzeba. Mało tego ! Takie ciągłe ułatawianie wiernym (i niestety duchownym) życia, poprzez używanie w liturgii języka powszedniego, pochodzącego ze sfery profanum, przyzwyczaja wszystkich do pewnego lenistwa, duchowego i intelektualnego.

Po co wyjaśniać treści wypowiadane podczas Mszy ? Przecież każdy je słyszy, to chyba rozumie. Pozornie ! Okazuje się, że wcale tak nie jest. Rozumienie istoty ma się nijak z percepcją słuchową wypowiadanych modlitw. Jest jakoś tak, że człowiek tym mniej słucha, im częściej daną formułę słyszy. Czyż nie jest tak, że piosenek wielokrotnie słuchanych się słucha, ale niekoniecznie wsłuchuje w ich treść?

Język to jedno. Ale na pozostałych polach mamy do czynienia z dużo większą degrendoladą. Zapomina się bowiem, że znaki, gesty czy symbole w liturgii wyrażają niemalże tyle samo prawd, co słowa. A jednak wiedza wiernych w tym zakresie – oraz samych duchownych (co wydać po sposobie w jaki celebrują) – jest bardzo wybrakowana.

 

Przykład:

Co podkreśla prawdę, iż w liturgii składającym ofiarę jest sam Chrystus? Kapłan zaś jest jedynie w Niego przyobleczony, działa in persona Christi?

Oto kapłan jest tym, któremu oddaje się znaki czci – jest okadzany – jak zwystkie znaki symbolizujące Chrystusa i Chrystus realnie obecny (wszak okadza się kapłana, ołtarz, wiernych jako zgromadzenia, krzyż, księgę Ewangelii, czy w końcu Pana realnie obecnego w Sanctissimum). W klasycznym rycie rzymskim ilekroć diakon czy minisitrant cokolwiek kapłanowi podaje lub odbiera całuje Go w dłoń. I to w odniesieniu do tego ostatniego znaku nie raz spotkałem się ze sprzeciwem – to jakieś dziwactwo… nie dałbym się w ręce całować… dlaczego mam całować księdza… uuu…. to znaczy Przyjacielu w koloratce czy też bez – że Ty nie rozumiesz, że w trakcie liturgii to nie jest tylko ksiądz, a przede Wszystkim sam Chrystus Pan. To znaczy, że Ty oczyma wiary nie widzisz tej prawdy, nie traktujesz tego jak coś realnego, rzeczywistego.

A diakon – ten, który w liturgii symbolizuje usługującego anioła (dlatego aniołów ubiera się w symbolice liturgicznej w dalmatyki !) – prosząc kapłana o błogosławieństwo do głoszenia Ewangelii, nie czyni niczego innego, jak to, co czynią aniołowie prosząc samego Boga o to, by ten ich posłał. Stąd w akcie uniżenia wyrażanego klęczeniem bądz głębokim pochyleniem proszą o to słowami Pobłogosław mnie Ojcze…

 

 

Takich prawd liturgia wyraża bardzo wiele. Trzeba je jedynie ze zrozumieniem odczytywać. Ot znak światła… przecież on pojawia się zawsze tam, gdzie na różne sposoby obecny jest Pan – Ołtarz(znak) domaga się iluminacji świecami na nim lub w jego pobliżu, podobnie krzyż(znak). Głoszeniu Ewangelii(znak, podczas głoszenia Ewangelii głoszone jest żywe i skuteczne słowo – jakby sam Chrystus przemawiał !) i procesji z Ewangeliarzem(znak) towarzyszą świece. Świece towarzyszą zawsze Najświętszemu sakramentowi(realna obecność) – w procesjach teoforycznych nie są już niesione przy krzyżu, który jest znakiem, ale są wtedy niesione wraz z kadziłem przy samej realnej obecności. Światło wskazuje wiec na obecnośc Chrystusa – który to znak nabiera wyjątkowej mocy w Wiglię Paschalną Wielkiej Nocy – w postaci woskowej kolumny – paschału(znak).

Kiedy więc ktoś niesiene zapaloną świecę w procesji z darami – co powszechnie się czyni, dowodzi, że nie rozumie znaczenia tego znaku. Jaki jest sens niesienia znaku światła przy chlebie i winie – zwykłej materii, a potem przy Najświętszym Sakramencie?

Kiedy jakikolwiek gest, znak czy symbol w liturgii zostaje zafałszowany, usunięty, zmieniony, to zafałszowuje się treści i prawdy, jakie liturgia wyraża. Jak czasem patrzę z jaką niedbałością są te elementy praktykowane w liturgii, to odpowiada to sytuacji w której słowa w liturgii byłyby wypowiadane jąkająć się, z pominięciem co drugiego słówa i zamienieniem każdej samogłoski a na u, a i na e.

A jednak tutaj niezrozumiały język znaków, gestów i symboli jakoś mało komu przeszkadza. Cóż… bo język ten – mam takie wrażenie – dla wielu jest bardziej martwy niż łacina dla ogółu. Kiedy się nie rozumie prawd, jakie się pod gestami kryją, rzeczywiście rubryki stają się tylko nieznośnym zbiorem praw, pozornie bezsensownych, które tak łątwo przychodzi złamać, wykpić.

Starsi mówli mi, że kiedyś liturgika była nauką siostrzaną teologii dogmatycznej. W myśl Lex orandi – lex credendi nie było w liturgii niczego, czego nie głosiłaby teologia dogmatyczna, ta zaś nie głosiła żadnej prawdy, która już wcześniej nie była by obecna w rzeczywistości liturgicznej.

Gdy dzisiaj liturgia stała się najbliższa teologii pastoralnej, miast realnie być zródłem i szczytem, czyli niejako również celem, coraz częściej staje się narzędziem. A mistagogia? Umarła niestety lata temu…


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Łukasz Wolański

Łukasz Wolański na Liturgia.pl

Chemik-biotechnolog. Pasjonat teologii, liturgista-praktyk. Czas dzieli między Legnicę i Wrocław. Szczęśliwie żonaty.