Krew męczenników

Skąd wiemy, czy to co teraz traktujemy za porażkę, nie okaże się kiedyś najcenniejszą rzeczą, która nas w życiu spotkała?

Siedmiu diakonom apostołowie zlecili pieczę charytatywną w Kościele. Wśród nich na pierwszym miejscu Dzieje Apostolskie wymieniają Szczepana.

Kiedy przemawiał „zgrzytali zębami na niego”, gdy mocą Chrystusa dokonywał Cudów, „serca płonęły gniewem”.

Postawiony przed sanhedrynem wyrzuca starszym ich zatwardziałość. Wyznając wiarę w Jezusa Chrystusa, zostaje oskarżony o bluźnierstwo i skazy na śmierć poprzez ukamienowanie. Do końca modlił się za swoich prześladowców, ludzi „bogobojnych” zresztą. Umiera młodo, raczej bez większych sukcesów. Za wierność przychodzi przelać krew, można powiedzieć, że przegrywa.

Pierwszy trop

Nie będziemy rozliczani z sukcesów, lecz z tego czy zrobiliśmy wszystko, by coś się udało. Sukces nie jest imieniem Boga. Porażka i wygrana to pojęcia względne.

Trop numer dwa

To nie na sukcesie, lecz na krwi męczenników zbudowany jest Kościół.

***

Chrześcijanie od pierwszych wieków przekonani byli o wartości męczeństwa. Twierdzili nawet, rzecz może bulwersująca dzisiaj, że jest to wyraz szczególnego umiłowania przez Boga.

Kiedy za cesarza Trajana wybuchło prześladowanie chrześcijan, biskup Ignacy, jako głowa chrześcijan syryjskich zostaje skazany na śmierć, a gdy dowiaduje się, że jego chrześcijańska wspólnota zapragnęła go uwolnić pisze wstrząsający list:

Pozwólcie mi się stać pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga. Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa.

Bywały czasy, że do tego stopnia tęskniono za męczeństwem, że Kościół musiał wydawać dekrety, aby się w sposób agresywny nie narzucać poganom i specjalnie męczeństwa nie prowokować!

Święty Szczepan, dzisiejszy męczennik wskazuje na pewien paradoks w historii. Kościół najprężniej rozwija się nie wtedy, kiedy ma władzę, lecz właśnie wówczas, gdy jest prześladowany.

Co jakiś czas każdego człowieka dopada pokusa, że musi być tak „jak ja chcę”. Nie ma tu miejsca na przegraną, klęskę, brak sukcesu. Wszechmocny musi się dostosować. A może właśnie Bóg chce poprowadzić nas ścieżką męczeństwa, bo wie, że to do Niego droga najkrótsza? Dla Niego wszystko ma sens, On każde wydarzenie jest w stanie zamienić na błogosławieństwo. Każde. Nawet klęskę, wyśmianie czy odrzucenie.

„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” – doda Jezus.Trudno zrozumieć, dlaczego chrześcijanie tak są zdziwieni kiedy spotykają się z prześladowaniami, z odrzuceniem czy wyśmianiem? Przecież to już nam zapowiedział Jezus.Jego perspektywa sięga jednak krok dalej. Skąd wiem, czy to co teraz traktujemy za porażkę, nie okaże się kiedyś najcenniejszą rzeczą, która nas w życiu spotkała? Nie wiemy, w jaki sposób Bóg chce posłużyć się naszymi wrogami. Zostawmy to Jemu.

Autor Dziejów Apostolskich pisząc o dzisiejszym świętym męczenniku, wspomina jeszcze postać Szawła, który przyglądał się scenie kamienowania. Jakiś czas później, ten faryzeusz z Tarsu, wywiera ogromny wpływ na wczesnochrześcijańską doktrynę, będąc zwolennikiem rozszerzenia misji na pogan.

To nie na sukcesie, ale na ich krwi zbudowany jest Kościół. Chrześcijaństwo na zawsze pozostanie religią paradoksu, w której przegrać, oznacza wygrać.

Zobacz także