Komentarz na V niedzielę Wielkiego Postu

Widziałem niedawno na jednym z warszawskich cmentarzy groby żyjących ludzi. Już przygotowane spokojnie czekają na swoich właścicieli. Niektórzy, może z niecierpliwości, wypisali na płytach imię i nazwisko oraz tę jedyną znaną datę – swoich urodzin.

Jednak nie jestem pewien, czy właścicielom tych grobów łatwiej przychodzi słuchanie słów z proroctwa Ezechiela: Otwieram wasze groby. Przecież, żeby z martwych wstać, trzeba być martwym. Więc ta dzisiejsza liturgia słowa jest skierowana do umarłych.
 
Popatrzmy z bliska na te czytania, by wiedzieć, o jakiej śmierci jest tu mowa. We wspomnianym już fragmencie z Proroka czytam słowa o powrocie wydobytych z grobów do swojego kraju. Powiodę was do kraju waszego. Pierwszą śmiercią jest zatem wygnanie. „Nie-bycie” u siebie. Mogę być wygnańcem z własnego serca i własnej woli. Moim Babilonem, krainą do której wygnano Izraela, może być samotność i smutek. Bóg zaprowadzi mnie z powrotem do mojego kraju. Do mojego wnętrza, gdzie poznam, że On jest moim Panem.
 
W długiej Ewangelii przykuwa najpierw moją uwagę to, że Jan opisał Łazarza jako chorego: Był pewien chory. Nie: „człowiek”, nie: „mężczyzna”, ale właśnie „chory”. Doświadczane przeze mnie choroby, słabości i wszystkie inne „ciemne strony” mogą tak mnie zdobyć, że przestaję być człowiekiem, mężczyzną, kobietą, synem, żoną, ale staję się ciemnością. I to jest druga śmierć: słabość zdobywa moją tożsamość. Jezus jednak woła: Łazarzu, a nie: „chory”! On mnie nazywa po imieniu, przywraca mi godność, prawdę o mnie. Nie jestem swoją chorobą.
 
Czytam dalej, że Jezus nazywa śmierć Łazarza snem. To jest śmierć kolejna: nie żyję, ale śnię. Wszystko odbywa się gdzieś obok. Nie podejmuję mojego życia, odpowiedzialności, ryzyka, walki, tylko śpię. Śpiący nie widzi rzeczywistości, ale coś, co często jest jej senną karykaturą. Dopiero donośny głos Jezusa może mnie wybudzić, otworzyć mi oczy, bym zobaczył prawdę, a nie sen.
 
Trzy śmierci: wygnanie, władza słabości i sen. Wobec nich nasze wyznanie wiary, że Jezus zmartwychwstał po trzech dniach, nabiera nowego skojarzenia. Wszystkie te śmierci Jezus przyjął na siebie. I z nich powstał do życia. A co z nami?
 
Jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych, przywróci do życia wa­sze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was Ducha.

Zobacz także