Kardynał na ulicy – o sytuacji Kościoła w Ameryce Południowej

Na temat sytuacji Kościoła w Ameryce Południowej rozmawiam z ks. Andrzejem Sarnackim SJ, adiunktem w Akademii Ignatianum w Krakowie.

Małgorzata Gadomska: Jakie są dzieje szybkiej chrystianizacji ludów Ameryki Południowej – jak to wyglądało w Brazylii czy Argentynie?

Andrzej Sarnacki SJ: Dzisiejsi misjonarze mówią raczej o „ewangelizacji”, co oznacza, że w wielu rejonach Ameryki Południowej mamy do czynienia z synkretyzmem religijnym. Natomiast „chrystianizacja” jest postulatem, stałym wyzwaniem dla misjonarzy katolickich. Sam proces wprowadzania wiary katolickiej w tej części świata odpowiada realiom XVI i XVII wieku, gdy konkwistadorzy z Hiszpanii i Portugalii narzucili swoją kulturę i wiarę podbitym plemionom. Nowy Świat ewangelizowany był przez zakonników, bowiem tylko sześć zakonów uzyskało pozwolenie na pracę duszpasterską: franciszkanie, dominikanie, mercedarianie, augustianie, jezuici i kapucyni. Każdy z tych zakonów prowadził misje zgodnie ze swoim charyzmatem, stąd niektóre z nich były naśladowaniem rozwiązań europejskich, podczas gdy inne były innowacyjne i naprawdę pionierskie.

Natomiast trudno ujednolicać czy systematyzować „mapę religijną” Ameryki Południowej, a tym bardziej pokazać w skrócie dzieje chrystianizacji.

W jaki sposób misjonarzom udawało się przeszczepić zachodnioeuropejski ryt, liturgię? Jak dzisiaj wygląda tam liturgia Kościoła rzymskiego?

W początkowej fazie tubylcy nie mieli wyboru i po prostu musieli uczestniczyć w kościelnych obrzędach. W dzisiejszej liturgii występują z kolei elementy lokalne, czasem mające związek z myśleniem magicznym, z charakterystyczną dla rdzennych mieszkańców kontynentu wiarą w siły natury. Naturalnie księża starają się przekonywać, że katolicyzm jest wystarczający i nie trzeba go uzupełniać innymi wierzeniami, ale po 500. latach ewangelizacji problem synkretyzmu nadal występuje. Na pewno inne jest też pojmowanie rangi przepisów liturgicznych i w kontekście lokalnym ścisłe przestrzeganie obrzędów na wzór europejski nie odnosi takiego skutku jak w krajach o tysiącletniej i dłuższej tradycji chrześcijaństwa.

Jakie były największe wyzwania relacji między misjonarzami i władzą? Jak ksiądz ocenia zachowawczość Kościoła w walce z władzą – czy kompromis tego typu jest postawą chrześcijańską?

Zależy o jakim mówimy okresie i o jakiej części kontynentu. W epoce konkwisty to król Hiszpanii sprawował władzę nad Kościołem i odpowiadał za szerzenie wiary katolickiej. Z kolei dziś, jak to określił jeden trapista, Kościół jest rozbrojony, więc trudno mówić o walce z władzą. Gdyby odnieść się do konkretnych wydarzeń, to np. w XVI i XVII wieku wielu kapłanów popadło w konflikt z lokalnymi władzami ze względu na krytykę systemu encomienda, który był rodzajem bezwzględnej eksploatacji Indian, zmuszanych do pracy na plantacjach i w posługach domowych. Niedawno nakręcono film Cristiada, który opowiada o powstaniu katolików w Meksyku przeciw laickiej, tyranicznej władzy na początku XX wieku. Gdy powstańcy cristeros opanowali połowę kraju, dwóch biskupów za wszelką cenę chciało doprowadzić do rozejmu w imię, tak jak to pojmowali, chrześcijańskiego nakazu czynienia pokoju. W rezultacie podpisano bardzo niekorzystne dla katolików porozumienie, a gdy powstańcy złożyli broń, rząd zarządził egzekucje, w wyniku których śmierć poniosło ok. 5 tysięcy ludzi, w tym wszyscy ważni przywódcy. To również stawia pytanie o realizm i odpowiedzialność władz Kościoła. Teologia wyzwolenia nie bez powodu pytała, czy status quo wobec władzy, która sankcjonuje niesprawiedliwość, jest zgodna z katolickim etosem. Wymóg oddania Cezarowi co cesarskie i Bogu co boskie w praktyce jest nierzadko trudny do rozstrzygnięcia.

Kościół w Ameryce Pd. wykształcił rodzimą teologię zwaną teologią wyzwolenia. Na Zachodzie popierali ją m.in. kontrowersyjni teologowie: Hans Küng czy Edward Schillebeeckx. Czy może ksiądz przybliżyć jej podstawy i powiedzieć nieco o zagrożeniach?

Szacuje się, że między 1968 a 1978 narodził się oddolny ruch Podstawowych Wspólnot Kościelnych, którego celem była ewangelizacja peryferii, zwłaszcza obszarów, na które nie docierali księża. W tym kontekście zaczęła powstawać „teologia wyzwolenia”, gdyż problem Ameryki Łacińskiej nie dotyczył tak jak w Europie sekularyzacji, ale biedy i synkretyzmu religijnego. Kościół latynoamerykański, świadom odrębności kontekstu, szukał własnego głosu, emancypacji od wpływów kolonialnych, europejskich. Zbiegło się to z soborowym kierunkiem doceniania roli kultur i lokalnej specyfiki. W Ameryce wyodrębnił się typ katolicyzmu zaangażowanego społecznie i politycznie, skoncentrowanego na problemie biedy i interpretującego Ewangelię przez własny, egzystencjalny pryzmat. Teolodzy wyzwolenia podkreślali ewangeliczne świadectwo ubóstwa Jezusa i Błogosławieństw, wśród których jest mowa o ubogich w duchu oraz łaknących i pragnących sprawiedliwości. Kościół to przede wszystkim pielgrzymujący lud Boży. Silnym odniesieniem był Stary Testament, zatem „ubodzy Jahwe” i tradycja prorocka, gdzie Izajasz, Jeremiasz, Amos, Ozeasz i inni często występują przeciw niesprawiedliwości, upominając się o ubogich. Zatem jest to teologia skoncentrowana na praxis, na działaniu, przypominająca, że „do wolności wyswobodził nas Chrystus” i szukająca sposobów wdrażania „opcji preferencyjnej na rzecz ubogich”.

Z kolei zarzuty wobec teologii wyzwolenia dotyczą jej jednostronności i zbytniej koncentracji na sprawach ziemskich, czyli redukcji wiary do etyki. Zarzucano jej również posługiwanie się językiem marksistowskim i domaganiem się rewolucji, co może nie było typowe i powszechne w samej teologii wyzwolenia, natomiast pojawiało się lokalnie. Tym niemniej czarny PR, jaki wielu w Polsce uprawia wobec teologii wyzwolenia, wynika raczej z powierzchownej znajomości tematu.

A jaki był stosunek kard. Jorge Bergoglio do koncepcji Chrystusa wyzwoliciela, rewolucjonisty?

Jezus Chrystus jest wyzwolicielem i to absolutnie rewolucyjnym. Ale zapewne w pytaniu chodzi o koncepcje usprawiedliwionej przemocy. Kard. Bergoglio dobrze rozumiał, że rewolucja wiąże się z odwetem i z reguły oznacza jedynie zamianę jednego niesprawiedliwego systemu na inny. Chrześcijańska opcja rozpoczyna najpierw od dobrej analizy sytuacji i modlitwy. Analiza musi dokonywać się w kontekście wiary, która przypomina nam, że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Ojca i że nasza ojczyzna jest w niebie. Wiara nie zwalnia nas jednak z myślenia i dlatego zaangażowanie wymaga odpowiednich kompetencji i pracy. Kard. Bergoglio wiele czasu spędził na ulicach Buenos Aires, wśród jej mieszkańców, mając wiedzę z pierwszej ręki. Myślę, że wiąże się to również z doświadczeniem bezsilności i beznadziejności. W takiej sytuacji można albo projektować rewolucję, albo układać się z ludźmi władzy, albo popaść w depresję, albo … no właśnie, jaka jest chrześcijańska odpowiedź, ta właściwa, konkretna, nieukryta za fasadą zgrabnych teorii? Kard. Bergoglio był głosem tych, którzy głosu nie mieli, tj. w otwarty sposób mówił o krzywdzie, cierpieniu, poniżeniu, niesprawiedliwości i wzywał do opamiętania się. Jednocześnie niemal codziennie przebywał wśród potrzebujących i starał się pomagać. Z jednej strony prowadził ewangelizację, z drugiej głośno mówił o nadużyciach i korupcji. Chciałbym podkreślić, że jego zaangażowanie nie ograniczało się do kilku, spektakularnych nawet przemówień, ale do uporczywego wołania i świadectwa. Kościół określa tę rolę, jako profetyczną, tj. chodzi o zaangażowanie na wzór proroków. Myślę, że kard. Bergoglio wybrał najtrudniejszy rodzaj solidarności z ubogimi, zupełnie obcy wielu tym, którzy w mediach kreują się na obrońców pokrzywdzonych.

Czy sekty i nowe ruchy religijne są dużym problem na tym terenie? Czy ich obecność jest konkurencyjna dla chrześcijaństwa?

Owszem, jest do duży problem dla Kościoła katolickiego. Sekty i kościoły zielonoświątkowe (pentekostalne), powstają i rozrastają się niemal w każdym zakątku Ameryki Łacińskiej, głównie poprzez odciąganie ludzi od Kościoła katolickiego. Często łatwo uzyskują przewagę, gdyż proponują inny rodzaj liturgii, bardziej żywiołowy, lepiej dostosowany do mentalności latynoskiej. Łatwiej przychodzi im tworzyć struktury, gdyż bycie „starszym wspólnoty” nie wymaga ani długich studiów, ani celibatu. Nowe kościoły chrześcijańskie proklamują swoiście rozumianą „dobrą nowinę”, głosząc, że prawdziwa wiara skutkuje dobrobytem i zdrowiem. Niewątpliwie jest to bardziej atrakcyjna forma religijna, jeśli ją porównać z katolickim akcentowaniem krzyża, potrzebą wyrzeczeń i zgodą na wolę Bożą wobec przeciwności losu. Kościoły te i sekty dysponują sporymi środkami finansowymi. Rozrastają się również dlatego, że z zaangażowaniem prowadzą ewangelizację, która jako praktyka głoszenia na ulicach prawie zaniknęła w Kościele katolickim.

Czy kapłani, diakoni, zakonnicy i zakonnice cieszą się szacunkiem, zaufaniem?

To zależy. Są kraje, gdzie co roku zabijanych jest kilku księży, np. w Brazylii, Meksyku czy Kolumbii. Księża i zakonnice w wielu miejscach są dobrze traktowani, ale szacunek wobec nich nie wygląda tak jak w dziewiętnastowiecznych polskich realiach. Dystans między wiernymi a duszpasterzami jest mniejszy. W wielu miejscach praca ma charakter misyjny, przez co kontakty z duchownymi są bardzo ograniczone. Kiedyś pracowałem przez dwa miesiące wśród Indian Maja w Belize i bardzo dobrze pamiętam przekonanie, jakiego nabyłem w tym krótkim czasie, że w tamtych warunkach nie można prowadzić przynoszącej efekty posługi duszpasterskiej, jeśli człowiek nie zaangażuje się w 100%, jeśli nie odda całego swojego czasu, myśli i uczuć.

Jak Kościół komunikuje się z tymi, którzy żyją w poczuciu anonimowości i osamotnienia w biedzie?

Nie wszędzie można dotrzeć. W Ameryce Łacińskiej mamy wielkie aglomeracje miejskie, takie jak miasto Meksyk, które jako metropolia liczy ponad 20 mln ludzi, Sao Paulo z 10 mln, Bogota z 8 mln, Buenos Aires 13 mln, Rio de Janeiro 10 mln. Z kolei istnieje wiele trudnodostępnych terenów, bardzo odległych od aglomeracji miejskich. Biorąc pod uwagę ubogą infrastrukturę, zawsze niewystarczającą liczbę misjonarzy i niezbyt imponującą liczbę rodzimych powołań, możliwości dotarcia do potrzebujących są bardzo ograniczone. Trzeba jednak powiedzieć, że wielu ludzi Kościoła pełni swoją posługę w iście heroiczny sposób.

Jak Kościół w Ameryce Pd. walczy z neoliberalizmem, w jaki sposób angażuje się w „solidarność globalną”?

Przede wszystkim sam Kościół latynoamerykański zrozumiał potrzebę wypracowywania wspólnego stanowiska, chociażby w sprawach społecznych. Biskupi stosunkowo często spotykają się w ramach działania CELAM, tj. Latynoamerykańskiej Rady Biskupów. To pozwala na rozumienie problemów w kontekście globalnym i podejmowanie wspólnych działań. Jeśli chodzi o „walkę z neoliberalizmem”, to takie hasła są typowe dla politycznych populistów Ameryki, jak (do niedawna) Hugo Chavez z Wenezueli czy Evo Morales z Boliwii. Nie lekceważąc problemu wykorzystywania słabszych gospodarek przez silniejsze, Kościół musi zachować ostrożność, bez której łatwo o ideologię.

Jakie układy, sytuacje na linii Kościół – władza, są doświadczeniem naszego obecnego papieża?

Na pewno ważnym doświadczeniem była konfrontacja z juntą wojskową, o czym już sporo napisano. Jako biskup i kardynał wielokrotnie występował przeciw nadużyciom władzy postperonistów, których nieudolne rządy mają charakter populistyczny i podobnie jak w naszym kraju główną ich siłą jest propaganda, która zastępuje rozwiązywanie realnych problemów. Jako przykład podam wypowiedzi kardynała Bergoglio z 2002 roku, gdy mówił, że rządzący, to na ogół „Ambitni karierowicze, którzy za maską swoich międzynarodowych dyplomów i technicznego języka, skrywają wątpliwą wiedzę i prawie zupełny brak człowieczeństwa”… „Jakiś ponury wewnętrzny pakt zawładnął sercami wielu z tych, których rolą jest obrona naszych interesów, i konsekwencje tego są zatrważające – nęka ich poczucie winy z powodu popełnionych oszustw i zamiast prosić o uzdrowienie, tkwią w nich i uciekają się w gromadzenie władzy, we wzmacnianie tkanej przez siebie pajęczej nici, która nie pozwala zobaczyć coraz boleśniejszej rzeczywistości. I tak cierpienie innych i zniszczenie, jakie przynoszą różne gierki prowadzone przez osoby uzależnione od władzy i bogactwa, są dla nich jedynie częściami układanki, liczbami, statystyką i zmiennymi biura planowania”.

Jako papież Bergoglio wypowiada się z większą powściągliwością, co jest zrozumiałe chociażby z racji stopnia zróżnicowania problemów widzianych z perspektywy globalnej. Radykalne słowa Ojca świętego są adresowane najpierw do samych ludzi Kościoła, których świadectwo ma być wolne od hipokryzji, karierowiczostwa czy powierzchowności. Oczekiwałbym jednak, że jeszcze wielokrotnie usłyszymy profetyczne napominania papieża, adresowane do wszystkich, którzy budują swój dobrobyt na krzywdzie innych.

 

 

Zobacz także