Jasełkowe cuda

„Dzień dobry, ile ma pani tych pączków?”  „1, 2, 3, 5, 9,... 17.” – „To wszystkie!” – Paweł pojechał i kupił, bo było już późno, a my byliśmy od rana w szkole, głodni i trochę zmęczeni. W końcu uczniowie mieli swoje lekcje, ja swoje. A po nich, dość późnym popołudniem przygotowywaliśmy jasełka. Jak się potem okazało – pełne cudów.

Tylko pączków było siedemnaście. Uczniów zaangażowanych w tegoroczne przedstawienie jasełkowe – dwa razy więcej. Dni naszej pracy również. Ale opłaciło się i nie tylko dlatego, że pączki były naprawdę dobre.

To były piąte jasełka, które przygotowywałam.  Wydawało mi się, że już nic ciekawego nie da się wymyślić. Bo przecież wszystko już było: tradycyjne z przebieraniem, uwspółcześnione, na poważnie i na śmiesznie.  Co zrobić tym razem?

Pierwszym cudem okazał się pomysł, zrodzony podczas mojej zażartej walki z używaniem telefonów komórkowych na lekcji. Skoro już uczniowie je mają i to takie dobre, skoro się z nimi nie rozstają, niech ich użyją.

Użyli. Przez trzy tygodnie nakręcali materiał – pytali o Święta Bożego Narodzenia wiele osób – nauczycieli, pracowników szkoły, uczniów, a nawet absolwentów naszego liceum. Filmiki przynosili mi na pendrivie, wysyłali mailem. Pamiętali. Chciało im się. Najwięcej przynieśli uczniowie z klasy, w której ciągle chciałam telefony zabierać i wysyłać po ich odbiór do dyrektora.

Filmików uczniowie nagrali dużo. Dobrych, mądrych, zabawnych. Było z czego wybierać. I z czego montować. Nie miałam ani dobrych programów do tworzenia filmów, ani wyrobionych umiejętności by zrobić to oryginalnie i sprawnie. Nie miałam nawet czasu by stosowne oprogramowanie dobrze rozgryźć. Ale mimo to powstał półgodzinny film, podzielony na sekwencje, zgodnie ze scenariuszem. Uczniowie mówili, że dobry. I scenariusz i film.

To nie koniec cudów. Ponad 30 osób chciało pomagać w realizacji tego scenariusza. Grać, śpiewać, recytować, projektować dekoracje. Było więcej chętnych, niż zadań do rozdzielenia. Liczyło się wszystko – od pięknego śpiewu, po  rozłożenie „apelowych” wykładzin na sali gimnastycznej. Rąk do pracy nie brakowało. Mnie od tego wszystkiego z wrażenia włosy na głowie stawały dęba. Na rękach też.

W przeddzień występu stroiliśmy salę cztery godziny i to po lekcjach, a i tak byli chętni by zostać i pomóc. Wchodzili na wysokie drabiny, żeby zasłonić okna, wieszali gwiazdy z kartonów, których dziewczyny z własnej inicjatywy zrobiły ze czterdzieści. Na szczęście z drabiny nikt nie spadł, nie narzekał i nie klął że to wysoko i po co się tak męczyć.

„Proszę pani, nie róbmy szopki z kartonu. My zbijemy taką porządną, z drewna, będzie służyła na lata. Niech się pani nie martwi, zbijemy w sobotę i jakoś się do szkoły przewiezie. W razie czego mój tata pomoże skręcić”. Gdy usłyszałam te słowa Krzyśka zaczęłam się gubić w liczeniu tych jasełkowych cudów, bo oniemiała z wrażenia ledwo wiedziałam  jak się nazywam.

Szopka przyjechała na czas, a zapowiadany tata pomógł ją skręcić, na dodatek bezpośrednio po swojej pracy. I nie chciał ani kawy, ani pączka tylko cierpliwie robił nam porządną stajenkę. Odwalił z chłopakami kawał dobrej roboty i cały czas się uśmiechał. Co się dzieje z tym światem?

W dzień naszego przedstawienia, w czasie porannych prób i dopinania wszystkiego na ostatni guzik poszłam po coś do szkolnego sekretariatu i okazało się, że jest dla mnie przesyłka. Adresowana na szkołę, ale z moim nazwiskiem. Otworzyłam ją na sali, słuchając jak moje uczennice śpiewają: „do szopy, do szopy wszyscy. kto ogrzać pragnie ręce, z darami, z darami, z darami, by odtajało serce.” Moje serce nie tylko odtajało, ale i mocno zabiło. W środku było kilka książek i list od Alicji, czytelniczki tego bloga. Nie znałyśmy się, więc zadała sobie trud by nawiązać ten kontakt. Choćby dlatego, że musiała zdobyć mój adres. Napisała tyle miłych słów. Podarowała własne książki. I jak tu nie wierzyć w cuda? Cały ten dzień był wielkim cudem!

Na 5 minut przed jasełkowym występem zawiesił nam się komputer i stracił połączenie z rzutnikiem. Myślałam, że nic nie będzie z naszych wielkich jasełek. Że skończy się na kilku recytowanych tekstach i paru zaśpiewanych kolędach. A jednak – przy pomocy kolegi informatyka – udało się. Rzutnik zadziałał. Filmiki poszły. Kolejny cud? Bardzo możliwe.

Choć na sali było dość ciemno dobrze widziałam moich uczniów recytujących, śpiewających (nawet po fińsku!),  grających na gitarze, klawiszach, ba, na cajonie.  Widziałam zainteresowanych widzów.  Słyszałam brawa. Byłam dumna z moich uczniów. Poczułam ulgę: Udało się. Udało się nam.

Kiedy wyszliśmy wszyscy na środek cała szkoła wstała z miejsc. Owacje na stojąco. Tego jeszcze nie było. To jest cud stuprocentowy.

Właśnie zobaczyłam, że zamieszczony na stronie szkoły nasz jasełkowy filmik ma 2 448 wyświetleń i 176 polubień. Co się dzieje z tą młodzieżą?

Z młodzieżą dobrze się dzieje. Bo ciągle dzieją się na tym świecie cuda, nie tylko w tę grudniową Noc Cudów, o której śpiewamy, że jest cicha i święta.  I my, w naszej szkole, do której codziennie przychodzimy, nagle zauważyliśmy, że Boże Narodzenie ciągle zmienia ludzi. Że ten punkt przecięcia się świętości i zwyczajności wyznacza nam dobre i twórcze życiowe drogi. I że mocne jest to wejście Boga w rzeczywistość ziemską. Nawet jak się ktoś zarzeka, że w to nie wierzy. Tym bardziej, że owa rzeczywistość, od tej pory, pozostając ziemską, staje się miejscem obecności Boga „po wszystkie dni aż do skończenia świata”. On ma więcej niż rozdał. A więc najlepsze dopiero przed nami.

A skoro tak – za rok też będą dobre jasełka, bo przygotują je dobrzy, pomysłowi i pracowici ludzie – uczniowie naszej szkoły. Prawda?

https://drive.google.com/file/d/0B7qWLhoR87gXZ09tTWp1U2p2VDQ/view

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Małgorzata Janiec

Małgorzata Janiec na Liturgia.pl

Teolog i dziennikarka. Na świecie obecna od ponad 30 lat. W szkole jako katechetka – 10 razy krócej. Na lekcjach pyta z pytającymi. Szuka z szukającymi. Wierzy z wierzącymi i wierzy w „niewierzących”. Modli się ze wszystkimi i za wszystkich. Do pracy ma pod górkę. A w pracy uczy siebie i innych, że do nieba idzie się zwyczajnie – pod górkę lub nie – po ziemi.