J.R.R. Tolkien – o Kościele i Komunii

J.R.R. Tolkien w jednym z listów do syna Michaela Tolkiena formułuje, w kilku radach, antidotum na "podupadającą wiarę": jedynym lekiem na "zgorszenie", chłód i pokusę odejścia od Kościoła jest Komunia.

Do Michaela Tolkiena

Sandfield Road 76, Headington, Oksford, 1 listopada 1963

Najdroższy M!

(…) Nie da się utrzymać religii bez kościoła i duchowieństwa, a to oznacza zawodowców: księży i biskupów – a także zakonników[1]. Cenne wino musi (na tym świecie) mieć butelkę[2] albo jakiś jej mniej wartościowy substytut. Jeśli chodzi o mnie, to staję się raczej mniej niż bardziej cyniczny – pamiętając o własnych grzechach i szaleństwach; zdaję sobie też sprawę, że ludzkie serca nie są tak często złe jak ich czyny, a bardzo rzadko tak złe, jak ich słowa. (Szczególnie w naszej epoce, epoce szyderstwa i cynizmu. Jesteśmy bardziej wolni od hipokryzji, ponieważ „nie uchodzi“ głosić własnej świętości czy przyznawać się do szlachetnych porywów duszy; lecz jest to także era odwróconej hipokryzji podobnej do szeroko obecnie rozpowszechnionego odwróconego snobizmu: ludzie utrzymują, że są gorsi niż w rzeczywistości)…

Mówisz jednak o „podupadającej wierze“. To zupełnie inna sprawa. W ostatecznym rozrachunku wiara jest aktem woli, napędzanym miłością. Naszą miłość może ochłodzić, a wolę nadszarpnąć widok wad, szaleństwa, a nawet grzechów Kościoła i jego duchownych, ale nie sądzę, żeby ktoś, kto raz zyskał wiarę, porzucał ją z tych powodów (a już z pewnością nie ktoś mający jakąkolwiek wiedzę historyczną). „Zgorszenie“ co najwyżej wywołuje pokusę – jak nieprzyzwoitość wywołuje pożądanie, którego nie stwarza, lecz budzi. Jest to wygodne, ponieważ odwraca naszą uwagę od nas samych i naszych win, pozwalając nam znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego. Lecz akt woli wiary nie jest pojedynczym momentem podjęcia ostatecznej decyzji: jest to stały, bez końca powtarzany akt>stan, który musi wciąż trwać, a zatem modlimy się o „ostateczną wytrwałość“. Stale tkwi w nas pokusa „niewiary“ (która w istocie oznacza odrzucenie naszego Pana i Jego twierdzeń). Jakaś nasza cząstka pragnie znaleźć dla niej usprawiedliwienie poza nami samymi. Im silniejsza jest ta wewnętrzna pokusa, tym łatwiej i mocniej „gorszą“ nas inni.

Jedynym lekiem na słabnącą wiarę jest komunia. Choć niezmiennie jest samym sobą, doskonałym, pełnym i nietkniętym, Przenajświętszy Sakrament nie działa całkowicie i raz na zawsze dla nikogo z nas. Podobnie jak akt Wiary, musi być ciągły, wzrastać przez praktykowanie. Częstość przynosi najlepsze efekty. Siedem razy w tygodniu jest bardziej pokrzepiające niż siedem razy z przerwami. Mogę także polecić Ci jako ćwiczenie (do którego, niestety, bardzo łatwo jest znaleźć sposobność): przyjmuj komunię w okolicznościach obrażających Twój smak. Wybierz sapiącego albo bełkoczącego księdza albo dumnego pospolitego zakonnika. A także i kościół pełen zwykłego mieszczańskiego tłumu, źle wychowanych dzieci – od tych, które wrzeszczą, po te wytwory katolickich szkół, które siadają i ziewają, gdy tylko zostanie otwarte tabernakulum – brudnych młodzieńców bez krawatów, kobiet w spodniach i często z włosami w nieładzie i niczym nie przykrytymi. Przystąp do komunii razem z nimi (i módl się za nich). Będzie tak samo (a nawet lepiej), jak na mszy pięknie odprawionej przez wyraźnie świętego człowieka i wysłuchanej przez kilka pobożnych i schludnych osób. (Nie może być nic gorszego od bałaganu, jaki został po nakarmieniu pięciu tysięcy ludzi – po których nasz Pan zapowiedział nakarmienie mające dopiero nadejść.)

Mnie samego przekonuje prymat Piotrowy, a i rozejrzenie się po świecie nie pozostawia wiele wątpliwości, który z Kościołów (jeśli chrześcijaństwo jest prawdziwe) to Kościół Prawdziwy, umierająca, lecz żywa, przekupna, lecz święta, samoreformująca się i powtórnie powstająca świątynia Ducha.[3] Dla mnie jednak ten Kościół, którego uznaną głową na ziemi jest papież, ma najwyższą zasługę w tym, że zawsze bronił (i wciąż to robi) Przenajświętszego Sakramentu, oddaje mu wielką cześć i umieszcza go (co wyraźnie było intencją Chrystusa) na głównym miejscu. „Paś baranki moje“ było Jego ostatnim poleceniem dla św. Piotra; a ponieważ Jego słowa zawsze należało przede wszystkim rozumieć dosłownie, przypuszczam, że odnosiły się one przede wszystkim do Chleba Życia. To przeciwko temu została skierowana zachodnioeuropejska rewolta (czy też Reformacja) – przeciwko „bluźnierczej bajce Mszy“ – a wiara była zaledwie fałszywym tropem. Moim zdaniem największą reformę naszych czasów przeprowadził św. Pius X[4], przewyższając wszystko, choć też ogromnie potrzebne, co później osiągnie Sobór[5].


[1]Przynajmniej kiedyś byli oni niewątpliwie niezbędni. A jeśli boli nas lub czasami oburza postępowanie tych, z którymi mamy do czynienia, to chyba powinniśmy pamiętać o olbrzymim długu, jaki mamy u benedyktynów, a także o tym, że (podobnie jak Kościołowi) zawsze groziła im pokusa ulegnięcia mamonie i światu, choć nigdy w końcu jej się nie poddali. Wewnętrzny ogień nigdy nie wygasł.

[2]Niestosowne pajęczyny i kurz oraz zaplamiona etykieta nie zawsze są oznakami pośledniej zawartości – dla tych, którzy potrafią wyciągać stare korki.

[3]Nie powinno się jednak zapominać mądrych słów Charlesa Williamsa, że naszym obowiązkiem jest pielęgnować uznany za prawdziwy i ustanowiony ołtarz, chociaż Duch Święty może zesłać ogień gdzie indziej. Bóg nie może być ograniczany (nawet przez Jego własne Dzieła) – czego pierwszym i głównym przykładem jest św. Paweł – i może dla swej łaski wybrać każdą drogę. (…) Niemniej jednak, mówiąc instytucjonalnie i nie o pojedynczych duszach, droga musi w końcu podążyć w wyznaczonym jej kierunku, bo inaczej zginie w piaskach. Obok słońca istnieje blask księżyca (nawet na tyle jasny, by przy nim czytać); gdyby jednak usunąć słońce, nie byłoby widać księżyca. Czym teraz byłoby chrześcijaństwo, gdyby Kościół rzymski został zniszczony w przeszłości?

[4]Odnosi się to być może do zalecenia Piusa X na temat codziennej komunii oraz komunii dzieci. (przyp. tłum.)

[5]Drugi Sobór Watykański (1962-1966). (przyp. tłum.)

Fragment zaczerpnęliśmy z Listów J.R.R. Tolkiena wydanych przez Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000.

Zobacz także