Franciszek

O Panie, uczyń z nas narzędzia Twego pokoju, abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda; wiarę tam, gdzie panuje zwątpienie; nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz; światło tam, gdzie panuje mrok; radość tam, gdzie panuje smutek.


Spraw abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co kochać;
albowiem dając otrzymujemy;
wybaczając zyskujemy przebaczenie;
a umierając, rodzimy się do wiecznego życia,
przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.

Zaczęliśmy wspólnie z uczniami odmawiać tę franciszkańską modlitwę, na początek każdej katechezy, długo przed wyborem Ojca Świętego Franciszka. Wtedy nawet nie wiedzieliśmy, że Benedykt XVI abdykuje, że będzie konklawe, że „będzie dym w Watykanie”. Po prostu, odmawialiśmy tę modlitwę, bo jest mądra i piękna. A na dodatek moja ulubiona, „wychowałam się” w parafii franciszkańskiej. Z tą modlitwą na ustach dojrzewałam do studiów teologicznych, do pracy katechety, do – po prostu – bycia człowiekiem.

Dzięki Papieżowi Franciszkowi te słowa zamieniły się w życie.  W życie konkretnego człowieka, który jest jak św. Franciszek – spontaniczny, skromny, bezpretensjonalny.

Przywitał się z wiernymi słowami „Dobry wieczór, bracia i siostry”, czyli użył świeckiego pozdrowienia. Zanim udzielił błogosławieństwa „Urbi et Orbi”, poprosił ludzi, żeby najpierw to oni pomodlili się o błogosławieństwo dla niego. Mówiąc to, papież schylił głowę, tak jak to się robi do błogosławieństwa. Papież schylił głowę przed ludem.

Wybrał bardzo skromną sutannę, rezygnując z czerwonej peleryny, a zdobną stułę założył tylko na samo błogosławieństwo. Podobnie z krzyżem na papieskiej piersi – prostym i wykonanym ze zwykłego metalu, a nie złota. Ks. Federico Lombardi, rzecznik Stolicy Apostolskiej powiedział, że ten krzyż Franciszek otrzymał przed konsekracją biskupią i teraz nadal będzie go nosił.

Zgodnie z dotychczasowym zwyczajem, na nowo wybranego Ojca Świętego czekała w środę limuzyna z rejestracją SCV 1, która miała odwieźć papieża do Domu św. Marty. Jednak Franciszek zdecydował, że wróci tam razem z resztą kardynałów elektorów… autobusem.

Sam zabrał swoje rzeczy z Międzynarodowego Domu Pawła VI gdzie nocował przed konklawe, regulując rachunek za dotychczasowy pobyt, żeby – jak sam powiedział – dać dobry przykład. Przy okazji papież przywitał się z pracującymi tam ludźmi – personelem, kucharkami i osobami sprzątającymi.

Tym gestem sprawił, że poczułam się jak w domu. Bo przypomniał mi się o. Radosław – franciszkanin z mojej parafii, który odchodząc na inną placówkę (właśnie do Rzymu) dziękując różnym osobom, wspomniał o kucharce z klasztoru i o pani, która prasowała kapłańskie koszule.

Gdy papież Franciszek przewodniczył Mszy św. w Kaplicy Sykstyńskiej, którą celebrował razem z wszystkimi kardynałami elektorami, wygłaszając kazanie, nie usiadł na papieskim białym tronie, ale stanął za amboną, jak „zwykły” ksiądz.

Dziennikarzy na sobotniej audiencji nazwał „drogimi przyjaciółmi”. Nikt z nas już nie był zdziwiony, że papież mówił tak mądrze, prosto, serdecznie – i krótko. „Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich!”. Jedno zdanie i całe sedno eklezjologii, katechezy i w ogóle wszystkiego.

Pierwsza niedziela z Franciszkiem była pełna smaku i to nie tylko dlatego, że na zakończenie modlitwy Anioł Pański życzył wiernym „dobrego dnia i dobrego obiadu”. Wystarczy posłuchać co mówił odnośnie do niedzielnej Ewangelii. Właściwie trudno  sobie wyobrazić właściwszy jej fragment na tę chwilę papieża z wiernymi, niż opowieść o Jezusie stającym w obronie jawnogrzesznicy. Papież Franciszek już po kilku zdaniach przestał czytać z kartki i zaczął opowieść o własnym doświadczeniu Bożego miłosierdzia. Tego miłosierdzia, którego nauczył się od innych. Od wiernych. ( Ile już razy miłosierdzia nauczyłam się od…uczniów!) Papież przywołał historię spotkania ze starszą kobietą, która chciała się wyspowiadać. Powiedziała wtedy, że wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszystkim Bóg może przebaczyć. „Naprawdę wszystkim? – zapytał bp Bergoglio. – Skąd pani to wie?”. Na co ona odpowiedziała: – „Gdyby Bóg nie był gotów przebaczyć wszystkim, to świat przestałby istnieć”.

Papież Franciszek zaskakuje i tym zaskakującym – urzeka. Jestem pełna podziwu dla Jego niezależności, posiadania swojego stylu, szacunku do Benedykta XVI i tradycji, prostoty w mówieniu i gestach. Z drugiej strony widzę i słyszę pobożnych katolików, którzy mówią, że źle się stało, że papież nie założył pelerynki, że papież powiedział dobry wieczór, że ma czarne spodnie i buty, że robi tyle rzeczy, których się nie godzi. Cóż. Święty Franciszek miał tak samo. Ba. Pan Jezus też.

To jest najlepszy dowód na to, że Bóg jest genialny. Czuję, że ten pontyfikat zrobi dla uczniów i nauczycieli więcej niż 20 lat katechezy w polskiej szkole. Kto wie, może nawet już zrobił.

Ojcze Święty Franciszku, dziękuję!

 

 

 

 

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Małgorzata Janiec

Małgorzata Janiec na Liturgia.pl

Teolog i dziennikarka. Na świecie obecna od ponad 30 lat. W szkole jako katechetka – 10 razy krócej. Na lekcjach pyta z pytającymi. Szuka z szukającymi. Wierzy z wierzącymi i wierzy w „niewierzących”. Modli się ze wszystkimi i za wszystkich. Do pracy ma pod górkę. A w pracy uczy siebie i innych, że do nieba idzie się zwyczajnie – pod górkę lub nie – po ziemi.