Forza Roma! czyli o pasji rzymskiego kibicowania

Dziś trochę o czym innym, na temat nie tylko nieliturgiczny, ale w ogóle całkiem światowy i z przymrużeniem oka. Mam nadzieję, że nikogo tym nie zgorszę. Jestem ponownie w Rzymie, na Kapitule Generalnej mego Zgromadzenia. Przedwczoraj wieczorem wraz z trzema przyjaciółmi wybrałem się na rzymskie Stadio Olimpico, na mecz ligi włoskiej Roma-Napoli. Fanem AS Roma jestem już czternasty rok, to jeden z owoców mego rzymskiego okresu życia.

W Rzymie spędziłem 6 lat (1994-2000), celem mego pobytu były studia i doktorat, ale trochę też byłem w duszpasterstwie i miałem do czynienia z "normalnymi ludźmi" w Rzymie, a tutaj każdy jest kibicem jakiejś drużyny. Więc chociaż nigdy nie byłem typem sportowym, w końcu nie było rady, musiałem wybrać jedną z rzymskich drużyn do kibicowania: Romę albo Lazio. Wybrałem Romę, trochę z przekory (moi najlepsi rzymscy przyjaciele są fanami Lazio) a trochę ze współczucia dla słabszych: akurat w sezonie 1997/1998 Roma przegrała z Lazio wszystkie cztery derby (w lidze i w Pucharze Włoch), co zresztą było raczej wyjątkiem, bo w sumie mecze derbowe Roma wygrywa znacznie częściej niż Lazio (i tak powinno być zawsze). Jak już raz się wciągnąłem, tak pozostało. Kilka razy byłem na stadionie na różnych meczach Romy, a gdyby kiedyś przytrafił się mecz z jakimś polskim klubem w europejskich pucharach, przykro mi, ale w ogóle nie ma o czym mówić, będę za Romą.

Jest z tym związane też swego rodzaju "zasypywanie przepaści", bo moi przyjaciele w Rzymie, zwłaszcza zaprzyjaźniona para małżeńska Emmanuela i Enrico, są "laziali" (Emmanuela nawet bardziej niż jej mąż). Prawimy sobie nawzajem różne uszczypliwości, ale też stać nas na miedzyklubowy "ekumenizm". Parę lat temu przyjechałem do Rzymu akurat zaraz po derbach, które wygrało Lazio 3:1 i przy naszym spotkaniu ja im szczerze gratulowałem zasłużonego zwycięstwa a oni twierdzili, że wynik był za wysoki i byli zniesmaczeni brutalnymi faulami graczy Lazio na kapitanie Romy Francesco Tottim. Podsumowałem tamtą naszą rozmowę, że chyba się wszyscy trochę nawracamy.

Zwróciłem też uwagę na "obrzędową" stronę kibicowania, przy czym jasne, że nie mam zamiaru stawiać na jednym poziomie liturgii chrześcijańskiej i rytuału kibicowania, aż tak nie zwariowałem. Zastanowił mnie jednak stopień identyfikacji kibica z pewnym wytworzonym rytuałem kibicowania, który jest mocno konserwatywny i w którym nie do pomyślenia byłaby jakaś odgórna reforma. M.in. są to śpiewy, i bynajmniej nie mam na myśli jakichś wulgarnych kibolskich przyśpiewek. Zawsze przed każdym meczem u siebie śpiewa się hymn Romy, autorstwa włoskiego piosenkarza Antonello Vendittiego (ułożony w 1983 r.), moim zdaniem jest to najpiękniejszy hymn klubowy na świecie (tutaj w autorskim wykonaniu studyjnym, a tutaj w wykonaniu stadionowym – chór na 70 tys. głosów; być tam i śpiewać ten hymn ze wszystkimi – bezcenne). Z kolei po każdym wygranym meczu u siebie śpiewa się inną piosenkę Vendittiego "Grazie Roma". Pomyślałem sobie, że nikomu jakoś nie przyszło do głowy, że śpiewać od lat za każdym razem to samo to nudne, trzeba urozmaicić i wprowadzić jakieś nowe śpiewy. Gdyby komukolwiek, np. z władz klubu albo z szefostwa klubu kibica przyszło do głowy nagle zastąpić hymn Vendittiego czymś innym, lepiej byłoby dla niego jeszcze tego samego dnia spakować manatki i uciekać, bo kibice by tego nie darowali. Tutaj żadna "reforma" by nie przeszła.

W sobotę niestety sprawiedliwie przegraliśmy ze świetnie grającym Napoli 0:2, więc "Grazie Roma" tym razem nie było, ale na żywo w atmosferze stadionu bolało znacznie mniej, niż gdybym oglądał to samo w TV. Przygotowuję się na nieuniknioną porcję złośliwości od Emmanueli i Enrico, których odwiedzę w czwartek, ale mam nadzieję, że następnym razem jak pójdę na stadion, w przyszłym roku czy kiedykolwiek indziej, będzie lepiej. Forza Roma!

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....