mogłem wszystko
skoro zbliżał się drugi krzyżyk
i raz na zawsze skończyło dzieciństwo.
Wszechmoc była bardzo indywidualna
skrojona w sam raz na mnie
wiele miałem przykładów na życie bezprzykładne.
Młodość przyprawiła mi skrzydła
nie próbowałem ich z wysoka
kto łamał sobie nad tym głowę
że młodość jest na pokaz
do tego bez większych widoków na własne życie dalej.
Nie kułem żelaza póki gorące
domyślając się
że nie ja jestem swego losu kowalem
za jedyny pewnik przyjmując, że nie wiem, kim będę
snując domysły bezwiedne
skąd przychodzę i kim jestem
z instynktowną wiarą
że przyszłość to przestrzeń
Wybraniec losu − dobrze trafiłem
wpadłszy wprost w to pokolenie
oprawiony w blok
wkomponowany w przyuliczną zieleń
Ile razy przechodziłem obok siebie cieniem
tyle przeklinałem dolę
dziękczynieniem
iż nie jest źle, bo może być znacznie gorzej
Bądź pochwalony za to, wiekuisty Boże!
Zawieszony jak w próżni
między chrztem a pogrzebem
Pierwszego − nie pamiętam
Drugie − abstrakcyjne „nie wiem”.
Żyło się szczęśliwie i − powiedzmy − dostatnio
W rodzinie, wśród bliskich, znając swoją wartość
Byłem tym, który nie musi wierzyć w samego siebie.
Nie wierzyłem i dlatego nowe stulecie
zacząłem od niechcenia
Jakbym wiedział, że ziemia obiecana
jest dla straconego pokolenia
Krążąc jak krew w żyłach
tymi samymi drogami
co dzień
I wśród przechodniów nie czując się jak przechodzień
wsłuchany w krążenie
ludzi, których miałem na dystans
witryny twarzy oglądane z bliska
gdy odrętwiała wolność ogarniała naszą krainę
obnażone reklamy, slogany, poema naiwne
byłem pewny, że ostatecznie się nie potknę
o miałką rzeczywistość i realia wątłe
że historia banalna i miraże tłumów
nie będą moim udziałem.
Co z tego, że widziałem
sekwencje nieszczęść
konsekwencje, nędzę
ulicznego establishmentu
poczciwców, mętów
mieszkając w sąsiedztwie
prowincji społecznej?
Samo życie, nie trzeba mówić więcej
W dobie dyskotek, cwaniaków
i czarnego rynku
gdy średnia krajowa wychodziła z użytku
w tłumach znikało społeczeństwo
i społeczność ustępowała widzom
Stałem z boku
z inną perspektywą
na wysokości oczu
na tamto spoglądając z ukosa
krzywo i złowrogo
mylnie tylko sądząc o sobie, że sam jestem sobą.
A byłem Bogiem
tkwiłem nim w sobie
miałem go we krwi
ja dusza człowiek!
Tak, byłem Bogiem
wprost uwierzyć nie mogę
Otwarte możliwości
I zamknięty krwiobieg