Szyderstwo z Króla II

Poddani szydzą z króla. Zżymamy się na samo słówko „poddany”. Być przypisanym bez własnej woli cudzej władzy. No nie, na to nie ma zgody. Wśród chrześcijan są wprawdzie i dzisiaj tacy, którzy Jezusa wybierają na swego Pana, przyznają Mu prawo do stawiania im zadań i wierzą w Jego królewską opiekę, ale w końcu czynią to dobrowolnie. Trudno dzisiaj uznać, także chrześcijanom, że każdy człowiek na mocy swej natury jest poddanym takiemu królowi, jakim jest Jezus. Przestaliśmy rozumieć znaczenie słowa „król”.

 
Królem jest szlachetny pomiędzy pospolitymi, wspaniałomyślny między małostkowymi, prawy pośród spryciarzy i kombinatorów, odważny między tchórzami. Królewskości i władczości w ich najbardziej własnym sensie nie ustanawia przemoc, ale wyjątkowość przymiotów charakteru. Istnieje fenomen władzy moralnej niewinnego nad winnymi, odważnego nad tchórzami, prawego nad kombinatorami. Potrafią za sobą porwać, budzą respekt, ale też i agresję. Jednych porywają, drugich rozwścieklają. Człowiek winny, który daje się urzec niewinności dziecka, człowiek miałki wstrząśnięty skalą wspaniałomyślności drugiego, osoba, w której respekt zbudziła cudza prawość, staje się „poddanym” swego króla. Tchórz dezawuujący wezwanie do męstwa, jakim jest dla niego odważny, rozwścieklony błyskiem niewinnego oporu rozpustnik są poddanymi zbuntowanymi. W takiej relacji „królów” i „poddanych” są też poddani, którzy szydzą ze swoich królów.
 
Jaka jest królewskość Jezusa, dlaczego każdy człowiek jest Jego poddanym? O tym można się czegoś dowiedzieć kontemplując tamtą błazenadę z pretorium. Sam surowy opis nie podpowiada niczego. Chyba, że to pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. Ci, którzy szydzą z Jego mesjańskości policzkują Go, plują Mu w twarz. Ci, którzy szydzili z Niego jako proroka, Zasłaniali Mu oczy i pytali: „Prorokuj, kto cię uderzył” (Łk 22.64) Oczy Proroka, twarz Mesjasza, głowa Króla – nieprzypadkowo wybrane miejsca nienawiści. W nich jest coś, co nie daje spokoju, niepokoi, gniewa, ostatecznie rozjusza prześladowców.
 
Dlaczego biją po głowie? Coś w zachowaniu Jezusa było takiego, że nie dawała im spokoju głowa. Jezus musiał jakoś tak ją trzymać, że nie mogli tego ścierpieć, że chcieli Go zmusić do przyjęcia innej postawy. Fizycznie torturują tylko głowę. Trzcina nie kaleczy prawicy Jezusa, płaszcz nie sprawia bólu plecom, a ciernie wbite w głowę bolą, a jeszcze na nią spadają razy. Zawzięli się i torturują głowę. Ta zajadłość w pastwieniu się nad głową Jezusa jest próbą zniszczenia czegoś nieuchwytnego, co wzbudza w nich wściekłość, a kojarzy im się z głową.
 
Istnieje mowa twarzy, oczu, rąk, która objawia ludzkie wnętrze. Do niej należy też sposób trzymania głowy. Któż nie zna najprostszych słów tego języka? Dumnie podniesione czoło, spuszczona głowa dziecka, które zawiniło. Bardzo rzadko, ale można spotkać ludzi, których sposób trzymania głowy odróżnia od grupy, w jakiej funkcjonują. Inni mają im za złe ich postawę. Twierdzą, że się wynoszą, mają za lepszych od innych. Te oskarżenia minimalnie, ale zasadniczo mijają się z prawdą. Oni nie mają się za lepszych od innych, oni takimi , a uniesiona głowa jest niewinnym tego wyrazem. Jest jak maszt okrętu ciągle wystający spośród wzburzonych fal małostkowości innych ludzi, miliona odruchów spontanicznego krętaczenia, zgody na drobne świństwa.
 
Obrażani, wyśmiewani ludzie przyjmują zasadniczo dwie postawy: kulą się pod upokarzającymi ciosami, bądź lekko pochylają głowę i napinają plecy jak łuk – gotują się do walki. Zaraz odpowiedzą tym samym. Naprawdę nieliczni, gdy grupa z nich drwi, potrafią wysoko trzymać głowę. Bardzo niewielu patrzy prosto w oczy tym, którzy ich opluwają. Nie zachowują się tak na złość swoim krzywdzicielom, nie jest to wyraz ich oporu, ale spontaniczny, właściwy im wyraz sposobu bycia.
  
Gdy się to wie, wtedy z rodzaju prześladowania można odgadnąć to, czego dotyczy, w co celują jego oprawcy, co chcą zniszczyć. Jest to niezłomność Jezusa, którego zewnętrznym wyrazem jest wysoko podniesione czoło. Żołnierzy rozjusza królewski sposób bycia Jezusa. Nie wyśmiewają jego słabości, nie nad nią się pastwią, ale usiłują złamać Jego ducha. Nieujarzmioność więźnia rozjusza prześladowców. Przecież nic Mu nie pozostało oprócz rozpaczy, a tymczasem ta nieugiętość. Nie potrafią jej zrozumieć, ani nazwać, ale doskonale ją rozpoznają. I jedno, jedno pragnenie: upokorzyć, upokorzyć to dumnie podniesione czoło.
 
Z historii dobrze wiadomo, że królewski charakter poznawało się po miłosierdziu lub srogości wobec pokonanych, a bardziej jeszcze po sposobie reagowania na klęskę. Czy król podupadał na duchu, czy właśnie był wewnętrznie niepokonany, chociaż militarnie przegrał z kretesem? Żołnierze wedle tej analogii czują, działają: niepokonany, chociaż przegrany.
 
Ta analogia wskazuje kierunek, ale w sprawie zasadniczej zawodzi. Jezus nie jest przegranym. Dopiero znalazł się w miejscu, w którym Jego królewska władza się odsłania. Zaczyna być widomym to, nad czym panuje. Dotyka Go obecna w ludzkim gatunku wola poniżania drugiego człowieka, perfidnie wykorzystana przemoc silniejszych nad słabszym, prymitywizm i brutalność, które stały się okrucieństwem – zamierzoną krzywdą drugiego człowieka. Tej krzywdy się chce, bo sprawia przyjemność. Dotyka Go złość prześladowców, którzy wcześniej dali się poniżyć, upodlić, którzy beznadziejnie przegrali tam, gdzie teraz widzą kogoś niezłomnego. Dlatego budzi taką żywiołową nienawiść. Oni nie chcą Jego śmierci, może nawet nie chcą Jego bólu, bo nie każdy z nich jest sadystą, ale chcą Go uczynić jednym z sobie podobnych: tym, kto zrezygnuje z własnej godności, której niechybny znak rozpoznają w dumnie podniesionej głowie.
 
Ten, kto przegrywa ze złem, upodabnia się do niego. Zostaje przez zło zawłaszczony. W piekle nie ma panującego, w piekle są tylko podobni. Nad złem może zapanować tylko ten, kto mu się nie podda. Tylko on może być władcą. Godność królewską zdobywa się w niezwykłej walce. Zależy ona od tego z kim i jak się walczy. Władca, który nie walczy, nie jest żadnym władcą.
 
Walka z szydercami. Wyszydzają wartości, którym wyszydzany służy, które ceni i którymi żyje. Gdy ta służba jest rzeczywistym powołaniem osoby, wówczas szyderstwo trafia w nią samą. Neguje jej wewnętrzną prawdę. Nie można bardziej fundamentalnie zakwestionować człowieka niż szydząc z tego, co go najbardziej określa, co jest nim samym, co stanowi o jego duchowej tożsamości.
 
Król w tym, czym w swej istocie ma być, nie jest największym źrodłem przemocy, ale jest sługą wszystkich poddanych. Z powodu swoich możliwości, zasięgu działania ma obowiązki wobec każdego. W tym sensie Syn Człowieczy staje się Królem w obrazie Sądu Ostatecznego. Utożsamia się z najsłabszym, kimkolwiek by był: kaleką, chorym, więźniem, szaleńcem, umierającym z głodu.
 
W pretorium odsłania się jeszcze inny fragment Jego królestwa. Są to „poddani”, których porwano, którzy zbiegli, wyemigrowali, którzy nie chcą Jego panowania. Jest też królem tych, którzy zrezygnowali ze znaku przynależności do Jego królestwa. Tym znakiem jest poczucie własnej godności. Ma swoje obowiązki wobec nich.
 
Nie można ich inaczej wypełnić, niż stojąc wyprostowanym „wśród tych, co na kolanach”, niż podnosząc wysoko głowę, gdy plują, upokarzają, szydzą. Szyderstwo ma wewnętrznie złamać człowieka. Jak opiera się mu Jezus w tym przedsionku piekła, którym jest pretorium, gdzie jedynym wyjściem jest śmierć? Jest sobą. Nie traci ducha. Trzyma prosto swoją głowę. Jest prawdziwie królewski. Czy król przestaje być królem, gdy z niego szydzą? Szyderstwo musi sprawiać Mu ból, bo jest celne, bo jest szyderstwem z tego, co ustanawia najgłębszą tożsamość Jezusa w świecie tych szydzących pogan. Trafność szyderczych ciosów, każe podejrzewać udział ich autora, który skryty, a wysługuje się znieprawionym Sanhedrynem, rozbestwionymi bezbronnością skazańca żołnierzami. 

Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marian Grabowski

Marian Grabowski na Liturgia.pl

Dr hab. fizyki teoretycznej, profesor zwyczajny nauk humanistycznych. Kierownik Zakładu Filozofii Chrześcijańskiej Wydziału Teologicznego UMK w Toruniu. Zajmuje się aksjologią nauki, etyką, antropologią filozoficzną. Autor m.in. książek: "Historia upadku", "Pomazaniec. Przyczynek do chrystologii filozoficznej", "Podziw i zdumienie w matematyce i fizyce".