O nadziei – Charles Peguy i nie tylko

Co mnie zadziwia to nadzieja, mówi Bóg.
I nie mogę wyjść z podziwu.
Ta drobna nadzieja taka niepozorna.
Ta wątła dziewczynka nadzieja.
Nieśmiertelna.

Charles Peguy (tłum. Leon Zaręba)

Te słowa znalazłem na tylnej stronie okładki książki pt. Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty, po którą sięgnąłem w ulubionym toruńskim antykwariacie na Nowym Rynku. Książka pojechała ze mną do Warszawy. Powoli wchodzę w tę długą poetycką medytację o nadziei. Ujął mnie obraz z cytatu. Skojarzył mi się z małą bohaterką Opium w rosole – ot, niepozorna, wręcz brzydka dziewczynka, która pałęta się pod nogami. Pozornie nic nie może dać, ale coś się zaczyna dziać dobrego, kiedy się pojawia.

Obraz jest rozwijany w toku poematu. Peguy patrzy na trzy siostry: dwie starsze, dostojne – Wiara i Miłość – zdają się prowadzić najmniejszą, Nadzieję. A to raczej ona je prowadzi, choć tak mała. Wertując książkę natrafiłem na inny obraz: w procesji Bożego Ciała dostojnie kroczą jej dwie siostry, a ona niespokojnie i bez zmęczenia wyrywa się naprzód i zawraca. "Miałaby ochotę skakać przez listowie / Świeżo ścięte, świeżo oberwane (…) W miejscu nie może ustać przy ołtarzach. / Chciałaby iść bez przerwy. Iść do przodu. / Skakać, tańczyć. Taka jest szczęśliwa".

Ostatnio dużo myślę o nadziei. O tym, że język japoński nie ma dokładnego odpowiednika tego słowa, tylko mówi albo o pragnieniu albo o czymś nieosiągalnym. Myślę o tym, co słyszę nieraz od ludzi: że mają za małą nadzieję, za mało ufności itd. Cieszę się, że Peguy zobaczył to właśnie tak, jak mi się to ostatnio w myślach układa: że nadzieja jest zawsze czymś niepozornym. Że nadzieję mam, owszem, ja, ale mam ją w Bogu, a nie w sobie. Nadzieja jest czymś pomiędzy. Kotwicą, która sięga do nieba – jak powiada Biblia. Nie mam się skupić na rozwijaniu jakiejś abstrakcyjnej nadziei, którą następnie skieruję w stronę Boga, a odwrócę od ludzi niegodnych zaufania. Trudno zbadać stan swojej nadziei, skoro ona jest w Bogu, a nie we mnie. Trzeba ją rozwijać, a to oznacza wytrwałą pracę: przypominanie sobie Bożych obietnic, przekonywanie siebie samego, że Bóg jest godny zaufania.

Miłość kocha to co jest.
W czasie i w Wieczności.
Boga i bliźniego.
Podobnie jak wiara widzi.
Boga i stworzenie.
Ale nadzieja lubi to co będzie.
W tym czasie i na wieczność.
(…) Lubi to co jeszcze się nie stało a przyjdzie.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Błażej Matusiak OP

Błażej Matusiak OP na Liturgia.pl

Urodzony w 1970 r., dominikanin, filolog klasyczny, teolog, doktor muzykologii, duszpasterz, katecheta, recenzent muzyczny, eseista i tłumacz, mieszka w czeskiej Pradze, gdzie opiekuje się polską parafią. Publikacje: Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki (Kraków 2003); recenzje płytowe w Canorze, cykl audycji „Musica in Ecclesia” w Radiu Józef.