Muzyka dla raju

Długo zbierałem się do wysłuchania tej płyty. Po pierwsze dlatego, że z moimi wrocławskimi przyjaciółmi nagrywaliśmy właśnie cysterskie Oficjum o św. Jadwidze Śląskiej. Po drugie dlatego, że obawiałem się usłyszenia czegoś, co mogło przypominać „dokonania” Enigmy. W końcu jednak włożyłem płytę mnichów cysterskich z Opactwa Świętokrzyskiego do odtwarzacza.

Okładka płyty

Muzyka dla raju – tytuł wielce obiecujący, podobnie, jak historia tego opactwa założonego w 1133 roku. Możnaby oczekiwać oddechu starej tradycyjnej Liturgii żywego przez niemal dziewięć wieków klasztoru. Jednak już program płyty nieco mnie zaniepokoił: Dlaczego dokonano wyboru rozmaitych śpiewów związanych mniej lub bardziej z liturgią Pro defunctis zamiastnagrać ją w całości? Rozumiem, że w zamyśle konstruktorów tej płyty ostatnie trzy śpiewy do Ducha Świętego miały ostatecznie potwierdzić głęboką wiarę w przejście zmarłego do „Krainy żyjących”. Jednak odbieram ten układ jako formułę quod libet – dla każdego, coś miłego, jakby w dzisiejszych czasach żywa Liturgia nie mogła stanowić dla słuchacza żadnej atrakcji…

 Cysterska kapituła generalna w okresie Wielkiej Reformy zakazywała śpiewu falsetem, a św. Bernard w jednej ze wspaniałych homilii do Pieśni nad Pieśniami zaleca współbraciom śpiew o „męskim” brzmieniu – virili (…) sonitu, który przeciwstawia „wyśpiewywaniu przez nos zniewieściałych jąkań” (cyt. dr J. Kubieniec – komentarz do płyty Fulget in orbe dies). Jak zatem ma się brzmienie chorału nagranego przez mnichów z Austrii do tych zaleceń? Słyszymy tu jakby uwiarygodnienie się scholi od Świętego Krzyża spod Wiednia przy pomocy tradycji ufundowanej w XIX w. w benedyktyńskim Solesmes. Nieskończenie długie, „niebiańskie” frazy i głosy o brzmieniu stłumionym i wygładzonym mają, zdaje się, przedstawiać słuchaczowi rajską rzeczywistość. Czy tak śpiewają tam podczas Liturgii? Czy kantorzy zaangażowani całym sercem w celebrację są zdolni do takiego poskromienia swoich emocji? Wielokrotnie uczestniczyłem, nawet jako członek chóru, w Liturgii Godzin śpiewanej przez mnichów tynieckich, czy krakowskich dominikanów i mogę zagwarantować własnym doświadczeniem liturgicznym, że to nie wydaje się możliwe. Ostatni utwór na płycie, Factus est repente czyli Communio z Niedzieli Pentecostes, ma formę jakby fanfary w kwintowym siódmym tonie naśladującej szum nadchodzącego wichrem Ducha – bracia świętokrzyscy chyba tego nie zauważyli, a może wstydzili się takiej zuchwałej muzyki…

Sporo czasu poświęciłem przez ostatnie lata pracy nad interpretacją chorału bez pośrednictwa transkrypcji – czytanego wprost ze średniowiecznych rękopisów. Źródła cysterskie w Polsce są szczególnie bogate na Dolnym Śląsku. W Bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego znaleźć można kilkadziesiąt rękopisów z XIII-XV wieku. Wszystkie pisane były z zastosowaniem systemu neum umieszczonych na czterech liniach. To wielka pomoc dla kantora, ponieważ neumy na liniach zawierają w sobie dwojaką informację: precyzyjny zapis postępu interwałowego melodii i jednocześnie schemat rytmiczny figur składających się na frazę. To znacznie więcej, niż można odczytać z zapisu kwadratowego. Szczegółowy wykład na ten temat daje ojciec Eugeniusz Cardine OSB w swoim encyklopedycznym dziele pt. Semiologia gregoriańska. Ten, nie zawaham się tak powiedzieć, podręcznik czytania neum ukazał się w latach pięćdziesiątych ub. wieku i jak dotąd nie znalazł zastosowania w oficjalnym nauczaniu chorału gregoriańskiego. Słychać to także w płycie cystersów z Heiligenkreutz, którzy wykonują frazę na sposób bardzo romantyczny, rzec by można – z brahmsowską frazą, za to nie da się wysłyszeć żadnego z modalnych tonów należących do cysterskiego systemu ośmiu tonów zgrupowanych z powodu budowy skali w czterech maneriach. Na podstawie wysłuchanej płyty dochodzę jednak do wniosku, że również cystersi poddali się ostatecznie diatonicznemu systemowi tonalnemu. A to wielka szkoda…

Na koniec refleksja dotycząca kwalifikacji kantorów: W nagranym 17-osobowym chórze usłyszałem kilku świetnych śpiewaków dysponujących bardzo indywidualnym i ciekawym brzmieniem głosu, słyszalnym niestety jedynie w kilku krótkich intonacjach. Jest zwyczaj podsumowywania nagrań jednym zdaniem. Ja nie mam odwagi, bo z jednej strony mamy do czynienia z rejestracją śpiewu mnichów przechowujących prawie tysiącletnią spuściznę swego klasztoru, z drugiej jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że płyta ma w programie wpisanie się w ogólnie znany obraz chorału gregoriańskiego zaproponowanego przez benedyktynów w XIX wieku. A miałem cichą nadzieję, że to bardzo obecnie promowane na świecie nagranie będzie nosiło więcej indywidualnych cech.

Robert Pożarski 

Zobacz także