Dla nas

Tak bardzo chciałoby się zanurzyć w tajemnicy Zmartwychwstania. Tak bardzo chciałoby się ją kontemplować i rozważać bezinteresownie. Zachwycać się nią, mówiąc z pełnym pokoju sercem: „Chrystus zmartwychwstał. Prawdziwie zmartwychwstał”, wiedząc, że świat wrócił na właściwe drogi. Ale tylko ludzie w pełni czystego serca tak potrafią. Większości z nas stale kołacze się w głowie: „A ja? Co to wszystko dla mnie znaczy? Czy ja umiem ze Zmartwychwstania czerpać? Czy ja mam w nim udział?”. I do tego rodzi się poczucie winy, że oto Jezus zmartwychwstał, świat odżył, a ja myślę o sobie.

Caravaggio, EmausDzisiejsza liturgia odpowiada na takie niepokoje i pochyla się nad naszymi może niedoskonałymi, ale naturalnymi odruchami. Uspokaja i pokazuje, że to właśnie dla nas Chrystus zmartwychwstał. Dla naszego osobistego dobra. W większości dzisiejszych modlitw z formularza mszalnego Kościół prosi w imieniu każdego z nas o wszelkie łaski, jakie płyną z Paschy Jezusa: w kolekcie błagamy o szczęście wieczne; w modlitwie nad darami – o zdrowie duszy i ciała; w modlitwie po komunii – o oczyszczenie z win i przemienienie nas w nowe stworzenie. To naturalne, że o to wszystko prosimy. Mamy prawo do tego, by prosić. Gdyż Bóg nie dlatego zwyciężył szatana, śmierć i grzech, że nie chciał, aby cokolwiek i ktokolwiek poza Nim panował nad światem. On nie upominał się o świat – swoją własność. Nie chciał po prostu pokazać, że to On jest Królem i Władcą.

Choć nasze próby wnikania w Boże zamiary zawsze będą nieudolne i cząstkowe, to chyba możemy odważnie przyznać, że stał się człowiekiem, umarł i pokonał śmierć dla nas. Dla naszego szczęścia. Byśmy nie byli oddzieleni od Niego na zawsze. Byśmy nie byli skarlali, pogubieni, nieszczęśliwi, zniewoleni tym, czego nienawidzimy w sobie i w innych. Byśmy umieli naprawdę kochać i by całe piękno, jakie w nas złożył, nie zostało zmarnowane. Byśmy nie byli ślepi i głusi całe nasze życie. Bo tak by było, gdyby nie Jego nas szukanie i Jego Ofiara.

Teraz zaś, po Zmartwychwstaniu, słyszymy pełne pokoju: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata (antyfona na wejście). To nie łaskawy gest Króla, który właśnie zwyciężył wroga i „przy okazji” zagarnia zagubione dusze. To pełne czułości i wzruszenia słowa skierowane do tych, o których się walczyło, dla których się poświęcało, których się z niepokojem szukało. Zaproszenie dla tych, którym pragnie się zwrócić wszystko to, co kiedyś bezmyślnie i w zaślepieniu stracili. W tym największy dar: zdolność widzenia Boga. Teraz nasze oczy się otwierają, zmysły wyostrzają, a to, co dotąd nasze serca jedynie przeczuwały, odsłania się przed nami. Jesteśmy już w stanie odczytywać znaki, pozostawione nam przez Boga; umiemy rozpoznawać Go w gestach najprostszych, o czym mówi dzisiejsza antyfona na komunię: Uczniowie poznali Pana Jezusa przy łamaniu chleba, Alleluja.

Owo łamanie chleba Kościół od niepamiętnych czasów łączył z eucharystią. Oto niepojęty i nieuchwytny Bóg, którego nie można „zamknąć” w jednym miejscu i czasie, tak bardzo chce się nam objawiać i dawać, że ustanowił sakrament, w którym zawsze możemy „być Go pewni”. W którym zawsze jest obecny, nawet jeśli Jego obecności sobie w pełni nie uświadamiamy. On tam jest. Tak jak był obecny przy uczniach idących do Emaus, z którymi rozmawiał i z którymi zasiadł do stołu. To, że tak długo nie dostrzegli, Kto z nimi przebywa, nie zmienia obiektywnego faktu, że cały czas był przy nich. To, że tak często przeoczamy Jego realną obecność w eucharystii, nie zmienia obiektywnego faktu, że On jest w łamanym na ołtarzu chlebie. I mam wielką nadzieję, że każdemu z nas przed śmiercią zdarzy się – może nawet nie jeden raz – że otworzą się nasze oczy i poznamy Go (por. Łk 24,31) w tym sakramencie, w którym On, wciąż się nam dając, czeka. Bo na mocy Zmartwychwstania już jesteśmy zdolni, by Go rozpoznać.

Czy Bóg, który kocha nas tak wielką, nieoglądającą się na nic i nie oczekującą nic w zamian miłością, nie rozumiałby dobrze naszych wahań i lęku o siebie? Nie byłby wyrozumiały wobec naszego niepokoju: „Panie, jak ja mam żyć Twoim Zmartwychwstaniem?” Czy Ktoś, Kto wszystko dla nas poświęcił, „obraziłby się” i zrezygnowałby z nas dlatego, że nie wiemy, jak się wobec Niego zachować i jak przyjąć to, co dla nas uczynił? Szczególnie teraz, w czasie Zmartwychwstania, nie ma już miejsca na „pobożne konwenanse”, nie ma miejsca na myślenie, co wobec Boga „wypada”, a co nie; czy przypadkiem, niechcący, czymś Go nie urażamy. Wobec takiej miłości, której nawet sobie nie uświadamiamy i której najmniejszą zaledwie część zauważamy, nie mają już znaczenia drobiazgi i skrupuły, które tylko odbierają nam odwagę: odwagę czerpania z Bożych, niezasłużonych i ogromnych darów. Oczywiście, że to nasze czerpanie ze Zmartwychwstania będzie często nieporadne, nieumiejętne, że będzie dopiero szukaniem. Ale przecież Bóg, który nieustannie nas szuka, który dla nas przeszedł przez śmierć i Otchłań, nie zostawi nas tak łatwo. Dobrze wie, że potrzebujemy czasu, nieraz bardzo długiego, by dać się „przepalić” prawdzie o Zmartwychwstaniu, by przemienić się w nowe stworzenie; by stać się w pełni zdrowymi na ciele i duszy.

Eliza Litak

Zobacz także