Dwie polityki (albo suplement)

Właśnie ukazały się nowe „Pressje”, w których mam zaszczyt odnaleźć również i swój tekst Efekt ofiary. Hermeneutyka mszy świętej.

I chociaż jest on poświęcony po pierwsze interpretacyjnemu i pragmatycznemu aspektowi zagadnienia Eucharystii jako ofiary, pojawił się w nim także wątek polityki – mowa jest m.in. o „polityce liturgicznej Benedykta XVI” czy „polityce kulturalnej”. Co więcej w moim poprzednim wpisie na blogu redakcji o rekolekcjach Mysterium Fascinans wspomniałem krytycznie o „wojnach toczonych między zwolennikami przedsoborowej i posoborowej formy Mszy”. O ile pierwsze sformułowania mogą sugerować, że próbuje się pchnąć liturgię w wir podejrzanych gier o władzę, to drugie da się zinterpretować jako pochwałę bezwzględnego pacyfizmu i wyrzeczenia się wszelkich sporów (a przecież, jak stwierdził papież Franciszek, „Dobry katolik miesza się do polityki”). Oba skrajne rozumienia są mi obce, dlatego konieczne wydaje mi się przynajmniej kilka skromnych uwag na temat rozumienia samej „polityki liturgii” [1]. Mam nadzieję, że przy okazji zachęci to do lektury najnowszych „Pressji” (w całości).

Po pierwsze, mój artykuł posługuje się pojęciem polityki nie w znaczeniu potocznym, ale naukowym – a dokładniej tym używanym na gruncie studiów kulturowych. Jest ona rozumiana nie jako wyizolowany obszar aktywności człowieka, „scena polityczna”, w przypadku której możemy w miarę swobodnie oddzielić widzów od aktorów, ale jako coś, co rozgrywamy wszyscy, uczestniczący w różnych kulturowych dyskursach (których granice, zupełnie inaczej niż klasycznych stronnictw, przebiegają w zasadzie w języku). Pozwala to spojrzeć na polityczność jako wymiar właściwie wszystkich naszych działań, słów i praktyk, także (a może przede wszystkim) tych, które są deklarowane jako apolityczne, pozostające „poza układem” i prezentujące „trzeźwe, obiektywne spojrzenie”. W tym sensie polityczność działania nie jest żadnym zarzutem, ale po prostu spojrzeniem z jednej z możliwych perspektyw. Zatem jeśli mowa jest o polityce liturgicznej Benedykta XVI, to chodzi mniej więcej o to, jaki wspływ działania i słowa papieża wywierają na to, jak rozumiemy, postrzegamy, doświadczamy liturgii, mówimy o niej i jakie konwencje interpretacyjne przyjmujemy.

Przykłady takich działań? Wymienię dwa. Bardzo mocnym[2] gestem politycznym było wprowadzenie przez Benedykta XVI do naszego myślenia dwóch hermeneutyk: ciągłości i zerwania, a przy tym wskazanie na jedną z nich jako tą właściwą. Za ich pomocą możemy dzielić nasze doświadczenie, argumentować, krytykować, spierać się i opisywać zjawiska historyczne. Jasno określony zostaje także podział na tych, którzy „są z papieżem i Kościołem” (hermeneutyka ciągłości) i tych, którzy działają na szkodę chrześcijaństwa (interpretując Sobór w kategoriach zerwania). Drugim politycznym działaniem jest wydanie motu proprio Summorum Pontificum, które oprócz skutków w dyscyplinarnych, starało się zdjąć odium zerwania, niekatolickości z tradycyjnej mszy. Oczywiście nie w sensie metafizycznym (w którym liturgia ta nigdy nie posiadała takiego piętna), ale hermeneutycznym i interpretacyjnym, funkcjonowania starej mszy w społeczeństwie i dyskursie kościelnym. I to właśnie między interpretacjami, sposobami rozumienia czy też „wspólnotami interpretacyjnymi”[3], a nie urzędami, formami czy instytucjami, rozgrywa się polityka, o której piszę.

Co dzięki takiej perspektywie (jednej z możliwych) otrzymujemy? Przede wszystkim spojrzenie, które pozostaje blisko doświadczenia. Nie pytamy o idealny obraz sceny politycznej – jej uczestnikiem jest każdy na tyle, na ile jego działania są w stanie wpłynąć na rozumienie innych. Istotna staje się nie teoretyczna czy deklarowana władza lub pozycja – tu można przywołać smutne, ale w pewnym sensie słuszne powiedzenie Stultus parochus super papam. Nie ma też ex definitione określonych przestrzeni wpływu politycznego, gry i nacisku. Interesują nas celebracje liturgiczne, ich estetyka, symbole, telewizja, literatura, dokumenty kościelne, Facebook, działania państwa i wiele, wiele innych – a każdy z tych elementów może być analizowany z punktu widzenia perswazji, jaką się posługuje. Pytając o rozwiązania problemów liturgicznych, możemy uwzględnić te różnorodne konteksty i „języki”, jakie są w nich używane.

Podobnie z wartościowaniem – zgodnie z tą wizją, żeby odnieść się do jakiegoś zjawiska wypada zrozumieć, jak funkcjonuje ono w ramach danej „wspólnoty interpretacyjnej”, a jeszcze wcześniej uświadomić sobie własna pozycję, z której się wypowiadamy (powraca tutaj znany problem koła hermeneutycznego). Innymi słowy, na pierwszy plan wysuwa sie problem szeroko rozumianego przekładu. Komplikuje to nieco możliwość wydawania takich sądów, jak np. „kapłan w nowej liturgii jest jak konferansjer” czy „we mszy trydenckiej odmawianie kanonu po cichu jest bez sensu”. Komplikuje to nieco obraz uniwersalnych wizji uzdrowienia czy rewolucji w liturgii (w obie strony) – bo podobnie jak nauka języka, przejście z jednej hermeneutyki do drugiej to nie magiczny i natychmiastowy przeskok, ale efekt rozproszonego i długotrwałego działania. Wydaje się, że to rozsądne podejście, jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst ponowoczesny, a więc fakt niespotykanej różnorodności „wspólnot interpretacyjnych” i politycznego zagęszczenia naszego codziennego życia. By wejść w konflikt hermeneutyk, wystarczy przecież włączyć komputer. I chociażby ze względu na to bliskie doświadczenie warto zastanowić się nad polityką i politycznością liturgii w takim szerokim znaczeniu. Zwłaszcza, iż niedostrzeganie, że nawet na polu rozumienia kultu Bożego różne dyskursy (kościelne, sekularne, medialne) walczą o dominację, również jest rodzajem polityki, tylko że niekoniecznie korzystnej[4], a często po prostu sankcjonującej korzystny układ.

A jakiej właściwie polityki potrzebujemy? To osobny temat. Ostrożna i wstępna odpowiedź na to pytanie odsyła znów do Benedykta XVI i jego wspomnianych już decyzji. Stąd tytułowe „dwie polityki”, dwa projekty rozgrywania dyskursu o liturgii i ustanawiania granic: działanie jednej opiera się na opozycji stary ryt/nowy ryt, a drugiej na Benedyktowym przeciwstawieniu hermeneutyki ciągłości (reformy) hermeneutyce zerwania. Oznacza to m.in. 1) przeniesienie dyskusji w sferę rozumienia (często niezauważane, ale bardzo istotne nawiązanie do hermeneutyki), 2) przeformułowanie celów politycznych – najważniejsze staje się już nie ustalenie, która forma liturgii jest właściwa (obie zostały uznane za odpowiadające Lex credendi), ale wysiłek interpretowania ich obydwu w kontekście całej, również posoborowej tradycji[5].

Chciałbym jeszcze krótko odnieść się do drugiej z zauważonych na początku skrajności, a więc wyrzeczenia się wszelkich sporów. Jak widać w świetle powyższych wniosków, brak krytycznych dyskusji wcale nie jest pozbawiony wymiaru politycznego i stanowi raczej rodzaj użytecznej utopii. Jednak mówienie o sporach i polityce w trybie krytycznym (co jest chyba najbliższe użyciu potocznemu) chętnie rezerwuję dla takich dyskusji, w których granicę między przyjaciółmi i wrogami wyznacza podział na formy rytu, a narzędziem perswazji jest „katolickość” jednej czy drugiej z nich. Takiej polityki nie brakuje zwłaszcza w Internecie (ze śledzenia tamtejszych walk starałem się wyłączyć podczas tegorocznego MF), ale ma ona to do siebie, że rozkwita tym bardziej, im bardziej anonimowy zdaje się adwersarz. Cóż, skoro odwołałem się na początku, to wykorzystam nieco przewrotnie okazję, żeby dopowiedzieć co nieco do poprzednich wpisów i jeszcze raz zachęcić do uczestnictwa w Mysterium Fascinans, gdzie można na krótki czas schronić się przed internetowymi zawieruchami, a jednocześnie spierać się w twórczy i zgoła nie pozbawiony politycznego wymiaru sposób (co niejednokrotnie miało miejsce w poprzednich edycjach).

Wypada kończyć, chociaż cały czas otwierają się nowe kwestie (jak na przykład problem liturgii i pamięci, który zasygnalizował Tomasz Dekert w niedawnym artykule w „Rzeczpospolitej”), ale miał to być tylko wstęp i uzupełnienie szerzej omawiającego zagadnienia hermeneutyczne artykułu z najnowszej teki „Pressji”. Serdecznie zapraszam do przeczytania.

Michał Koza


 

[1] Warto sięgnąć także do innego tekstu znajdującego się w tece, artykułu Jana Maciejewskiego Polityka mszy, który posługuje się bardziej tradycyjna wizją polityki jako przestrzeni napięcia między jednostką, społecznością a państwem. Jednak w niniejszym tekście proponuję alternatywne rozumienie polityki i polityczności.

[2] I jednym z moich ulubionych.

[3] Odwołuję się tutaj do koncepcji Stanleya Fisha (por. tegoż: Interpretacja, retoryka, polityka, Kraków 2002).

[4]Moim zdaniem m.in. stąd wynikało i wynika niedostrzeganie zagrożeń reformy liturgicznej, ale niestety nie mogę tutaj szerzej rozwinąć tej tematyki. W każdym razie można dzisiaj zaobserwować prawdziwy zwrot polityczny w myśleniu o liturgii, czego przykładem są opracowania, w których próbuje się zwrócić uwagę na ten „transparentny” dotąd aspekt. Por. P. Milcarek, Historia mszy, Kraków 2009; N. Giampietro, The Development of the Liturgical Reform: As seen by Cardinal Ferdinando Antonelli from 1948 – 1970, Roman Catholic Books, 2010 czy liczne, ale rozproszone uwagi kard. Josepha Ratzingera.

[5] Interesująca próbą osiągnięcia takiej interpretacji jest projekt kwartalnika „Christianitas” mający na celu „odczytanie Vaticanum II w świetle tradycji”.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także